Od 6 do 19 lipca trwał turnus rehabilitacyjny z Bardziej Kochanymi. W tym roku gościły nas Rowy. Maks przyjechał we wtorek, kiedy wreszcie wyleczył się z wirusowej biegunki. Zdążylismy przyjechać na malowanie wizytówek na drzwi. We wtorek też było pierwsze ognisko. Codziennie Maks miał zajęcia grupowe i indywidualne. Po kolacji, w namiocie przed budynkiem, w którym mieszkaliśmy – były dyskoteki. Chodziliśmy na spacerki po plaży i okolicznym lesie, w którym było trochę jagód. Wypłynęliśmy w rejs po morzu na kutrze o wdzięcznej nazwie Jaga. Kapitan dał dzieciom pokrecić kołem sterowym na pełnym morzu. Oglądaliśmy malownicze zachody słońca, o po 22 były spotkania rodziców, na których rozmawialiśmy na interesujące nas tematy. Pogoda była zmienna raz słońce, raz deszcz i tak przez cały czas. Padało, grzmiało, lało i w końcu Maksa dopadł wirus – temperatura i bolące gardło, potem „padłam” ja. A aktualnie, po powrocie, leży chory mój mąż i Mateusz. Mimo tego, było super…sami zobaczcie!