Dostaliśmy od Babci ogrodniczki siedmiokilową dynię. Wczoraj cztery godziny zajęło nam wydrążenie miąszu na zupę tak, żeby nie uszkodzić skórki. Zupa wyszła wysmienita, prawdziwy krem. Marcin dodał jeszcze szpinak do zupy, żeby wzbogacić smak.
A potem Mary wycięla Dyniaka…
Wersja z języczkiem.
Maks zaprzyjaźnił się z Dyniakiem i dał spokój jego świeczkom, bo miał swoje do zdmuchnięcia.
– Moje świeczki zdmuchnięte, czas zdmuchnąć twoje Dyniaku jeden!
Została nam jeszcze miska wydrążonego miąszu. Może jutro zrobimy placuszki ?