Dzisiaj od rana padało i było to dla wszystkich niemiłym zaskoczeniem. Dzieci poszły więc do kościoła i pewnie wymodliły pogodę, gdyż jak tylko wyszły po mszy przywitało ich słoneczko. Maks był więc na plaży, moczył nogi w morzu i próbował swoich wypraw „Jasia wędrowniczka”, czyli wędrówki na modłę: idę sam, gdzie oczy poniosą. Maks jest na wyjeździe z trzema kolegami z grupy, ale bardziej ciągnie go do starszych dzieci, dla których jest „maskotką”. Rozmawiałam z moim synem jak zwykle bez słów, wsłuchując się w jego mruczankę opowiadankę, a na koniec przesyłając buziaki i „pa, pa”.
W poniedziałek byli w pizzerni. Maks tańczył i od właścicielki obiektu dostał w nagrodę naklejkę! Wieczorem zaś była dyskoteka.