Archiwum miesiąca: październik 2012

Zima w październiku

W sobotę spadł śnieg i utrzymał się u nas do dzisiaj. W niedzielę słońce ładnie przygrzało, śnieg zaczął się topić i można było ulepić bałwanka, a ponieważ to koniec października, zatem nasz bałwanek został przyozdobiony aksamitkami, które jeszcze sobie kwitły przed domem.

27.X. – spadł pierwszy śnieg…

Lepimy kule śniegowe.

Czas na dopieszczenie twarzy…

– Jesteś super bałwanek z brwiami z aksamitek!

Sprzątam resztki śniegu…

Nieźle mi idzie…

Zmęczony Kopciuszek przysiadał na popielniku, a Maks przysiadł sobie na łopacie do odgarniania śniegu!

Czas pobrodzić po kałużach i błocku!

Zima to urokliwa pora szczególnie jak wyjdzie się na spacer, a potem wróci do ciepłego domu. W tym roku znowu mieliśmy kłopoty z naszym piecem CO. Co prawda już nie udawał moździerza i nie strzelał czopuchem w sufit kotłowni, ale akurat tuż przed opadami śniegu przepaliła mu się zapalarka. Zapalarka to mała rzecz, ale jej brak uniemożliwia pracę pieca. Nasz serwisant nie miał jej w częściach zamiennych, a kiedy kupiliśmy ją u producenta okazało się, że ma tyle roboty z piecami Kostrzewy, że i tak do nas nie przyjdzie. Pomijam, że przed sezonem grzewczym był u nas podbić okresowy przegląd pieca i zainkasował swoją należność. Tak czy owak, piec spłatał nam figla i tata Maksa musiał sam sobie z tym poradzić. Nie uwierzycie, a może uwierzycie, że konstrukcja palnika jest taka, że wymiana zapalarki wymaga rozkręcenia całego „ustrojstwa”. To po prostu nie do uwierzenia, że tak awaryjna część wymaga takiej demolki!

Te dwa czerwone kabelki to właśnie przewody od zapalarki pieca Mini Bio Kostrzewy. Dobrze, że mamy w kuchnio-salonie piecyk typu koza, którym mogliśmy ogrzać dom w czasie kiedy sprowadzaliśmy zapalarkę z Giżycka. Nikomu nie poleciłabym tego pieca. Mamy go rok i cztery miesiące, a sprawił nam wiele problemów.

Ślubowanie klas pierwszych

Dzisiaj odbyło się ślubowanie klasy pierwszej podstawowej i pierwszej gimnazjalnej w Zespole Szkół nr 100 przy ulicy Czarnieckiego. Wszyscy byliśmy pod wrażeniem. Nasze maluchy brały udział w inscenizacji wierszyka, tańczyły poloneza w parach z gimnazjalistami i ślubowały. Jestem zachwycona przebiegiem całej uroczystości, podbudowana tym, że udało się czynnie zaangażować nasze dzieci w program artystyczny w tak krótkim czasie. Wzruszyłam się kiedy starsze klasy tańczyły do piosenki Seweryna Krajewskiego Kołysanka dla Okruszka, szczególnie rozczulił mnie tekst o dorosłej duszy…

To świetny pomysł, że starsi koledzy, gimnazjaliści z klasy pierwszej, mieli pod opieką pierwszoklasistę z podstawówki. Mój Maks miał go talka, żeby mógł „powiedzieć” -ślubuję! Dostał „czapkę akademicką” i zdjął ją tylko na chwilę podczas całej uroczystości!!!

Po ślubowaniu wszyscy poszliśmy na poczęstunek.

Maks podczas poloneza…

…w parze ze starszą koleżanką z gimnazjum.

Inscenizacja wierszyka o pierwszoklasiście, który przyniósł do szkoły najróżniejsze przedmioty…

Maks kładł na ławce szkolnej zeszyt…

Dzieci akompaniują do piosenki…

W oczekiwaniu na ślubowanie…

Podczas uroczystego ślubowania…

…Maks ma go-talka, żeby mógł samodzielnie nacisnąć komunikat – ślubuję!

Pani dyrektor czeka, aż Maks przejdzie przez symboliczne drzwi szkoły przy dźwiękach Marsza Tryumfalnego z Aidy i wtedy pasuje go na ucznia klasy pierwszej!

Pani dyrektor pogratulowała Maksowi i podarowała mu czapkę akademicką…

Gala pierwszoklasistów…

Mój syn w czapce akademickiej!

W oczekiwaniu na pamiątkowe dyplomy…

Brawo Maksiu uczniu pierwszej klasy!!!

Maks w Sandomierzu

Dzisiaj byliśmy w Sandomierzu. Razem z absolwentami szkoły nr 100 z ulicy Czarnieckiego pielgrzymowaliśmy do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Dzień rozpoczął się szary i w drodze trochę padało. Ale podróż minęła nam w dobrym nastroju, młodzież śpiewała.
W Sandomierzu na parkingu pod Brama Opatowską dołączył do nas przewodnik – pan Kacper Polański. Poprowadził naszą wyjątkową grupę przemyślaną trasą. Zaczęliśmy od wąwozu Św. Jadwigi i schodziliśmy nim w dół. Pan Kacper okazał się świetnym przewodnikiem. Powoli posuwaliśmy się szlakiem, tak aby wszyscy uczestnicy mogli nadążyć. Opowiadał wiele ciekawostek, które zapadały w pamięć słuchaczy i w dodatku czynił to prostym językiem. Robił postoje blisko ławek, żeby zmęczeni pielgrzymi mogli usiąść i słuchać – a wiele miał do opowiedzenia. Maks był najmłodszym uczestnikiem i był bardzo dzielny. Na wyjazdach z OREW-em nauczył się funkcjonować w grupie i dzisiaj, mimo kilku chwil zmęczenia, nie nadwyrężył mojej cierpliwości mimo, że dużo chodziliśmy.

Krecik i Maks w autokarze.

Pod Bramą Opatowską w oczekiwaniu na spotkanie z przewodnikiem.

Pan Kacper (w czerwonym polarze) miał wzmacniacz głosu, dzięki czemu był dobrze słyszany i rozumiany.

Wąwóz Św.Jadwigi

Maks starał się dorównać Ali w eksploracji terenu.

Po wyjściu w wąwozu zaczęliśmy łagodnie podchodzić pod wzgórze, na którym wybudowano najstarszy kościół w okolicy (pod wezwaniem św. Jakuba). Na początku podejścia podziwialiśmy Zamek Sandomierski.

Tu właśnie Maks odpoczywa na ławce z widokiem na zamek.

Maks przed kościołem Św. Jakuba należącym do Klasztoru Dominikanów. To w nim znajduje się wizerunek Maryi z Dzieciątkiem Jezus, nazwany Matką Bożą Różańcową.

Maks przy kołowrocie studni na dziedzińcu zamkowym.

Maks na ławce z widokiem na Katedrę.

Samotność w małym mieście (25 tys. mieszkańców)

Maks na ławce pod Domem Długosza.

Dotarliśmy i do takiej atrakcji. Tu nastąpił kryzys. Maks za nic nie chciał się stamtąd ruszyć, a ja nie wiedziałam dokąd pójdzie grupa i gdzie jest restauracja „Flisak”, w której mieliśmy zjeść obiad. W związku z tym musiałam pomóc mojemu synowi opuścić to urokliwe miejsce.

Dotarliśmy na Rynek, a pod Ratuszem nasza grupa słuchała opowieści pana Kacpra.

– Wstąpiłem na działo… I nic się nie stało!

Część grupy poszła zwiedzać Trasę Podziemną, a my z Maksem spędziliśmy ponad pół godziny słuchając fletni pana.

Maks bardzo był zainteresowany muzyką i instrumentami.

Trudno było Maksa ruszyć z miejsca, ale w końcu udało się nam dotrzeć na obiad.

Maks uwielbia wodę…

Maks podał rękę Śmierci (na pożegnanie) i tym symbolicznym akcentem zakończył zwiedzanie Sandomierza.

Wizyta kontrolna u laryngologa

Byliśmy pokazać leczone ucho. Był sporo woskowiny, chociaż tydzień temu lekarka bez kłopotu widziała błonę bębenkową. Po usunięciu wosku, okazało się, że jednak był wyciek z ucha, gdyż błona bębenkowa jest pęknięta. W związku z tym mamy się pokazać za dwa tygodnie i w tym czasie brać jeszcze flixonase. Maks tym razem był dość spokojny.

Wizyta u dentysty

Właśnie wróciliśmy od dentysty i muszę bardzo pochwalić Maksa. Na początku bał się, więc ja usiadłam na fotelu i okazało się, że mam ukruszony kawałek zęba, więc od razu uzupełniliśmy ubytek. Potem pan dentysta pokazał Maksowi jak można napompować silikonową rękawiczkę powietrzem, którym osusza się zęby. Pozwolił mu nacisnąć spust – najpierw ten od powietrza, a potem ten od wody, i Maks dostał balonik z rękawiczki. Potem usiadł mi na kolanach i ładnie otworzył usta.

Pozwolił sobie osuszyć jeden ząb i sprawdzić jego powierzchnię. Na szczęście ząb jest tylko przebarwiony, ale trzeba na niego uważać. Zęby mleczne warto kontrolować co dwa miesiące, gdyż proces postępującej próchnicy jest bardzo szybki. Maks był bardzo z siebie zadowolony i dumny!

Maks zwarty i gotowy!

Zdrowe zęby mleczne na górze i wyrzynające się szóstki – stałe…

Na dole prawa piątka przebarwiona, trzeba ją dobrze obejrzeć.

Maksiu jesteś zuch chłopiec!!!

USG tarczycy

Wczoraj zrobiliśmy Maksowi USG tarczycy. Oczywiście wył podczas całego badania, w związku z tym lekarzowi nie udało się ocenić ukrwienia gruczołu. Tarczyca Maksa ma objętość 3,5 ml i jest w dolnej granicy normy dla wieku i wagi ciała (26kg). Wymiary płata prawego 35/10/11 mm , lewego 22/11/10 mm, cieśń wąska, bez zmian ogniskowych i o prawidłowej echogeniczności.