W sobotę spadł śnieg i utrzymał się u nas do dzisiaj. W niedzielę słońce ładnie przygrzało, śnieg zaczął się topić i można było ulepić bałwanka, a ponieważ to koniec października, zatem nasz bałwanek został przyozdobiony aksamitkami, które jeszcze sobie kwitły przed domem.
27.X. – spadł pierwszy śnieg…
Lepimy kule śniegowe.
Czas na dopieszczenie twarzy…
– Jesteś super bałwanek z brwiami z aksamitek!
Sprzątam resztki śniegu…
Nieźle mi idzie…
Zmęczony Kopciuszek przysiadał na popielniku, a Maks przysiadł sobie na łopacie do odgarniania śniegu!
Czas pobrodzić po kałużach i błocku!
Zima to urokliwa pora szczególnie jak wyjdzie się na spacer, a potem wróci do ciepłego domu. W tym roku znowu mieliśmy kłopoty z naszym piecem CO. Co prawda już nie udawał moździerza i nie strzelał czopuchem w sufit kotłowni, ale akurat tuż przed opadami śniegu przepaliła mu się zapalarka. Zapalarka to mała rzecz, ale jej brak uniemożliwia pracę pieca. Nasz serwisant nie miał jej w częściach zamiennych, a kiedy kupiliśmy ją u producenta okazało się, że ma tyle roboty z piecami Kostrzewy, że i tak do nas nie przyjdzie. Pomijam, że przed sezonem grzewczym był u nas podbić okresowy przegląd pieca i zainkasował swoją należność. Tak czy owak, piec spłatał nam figla i tata Maksa musiał sam sobie z tym poradzić. Nie uwierzycie, a może uwierzycie, że konstrukcja palnika jest taka, że wymiana zapalarki wymaga rozkręcenia całego „ustrojstwa”. To po prostu nie do uwierzenia, że tak awaryjna część wymaga takiej demolki!
Te dwa czerwone kabelki to właśnie przewody od zapalarki pieca Mini Bio Kostrzewy. Dobrze, że mamy w kuchnio-salonie piecyk typu koza, którym mogliśmy ogrzać dom w czasie kiedy sprowadzaliśmy zapalarkę z Giżycka. Nikomu nie poleciłabym tego pieca. Mamy go rok i cztery miesiące, a sprawił nam wiele problemów.