Mój syn Maks ma kłopoty z mową czynną i od samego początku swoje potrzeby komunikował za pomocą gestów Makaton. Później w szkole miał założoną książkę do komunikacji z wklejanymi PCS-ami. Jej podstawową wadą była nieporęczność, a także to, że jeśli Maks nie wiedział co dany rysunek znaczy, to nie był w stanie tego sam się dowiedzieć, ponieważ nie umie czytać. Dwa lata temu, dzięki złożonemu wnioskowi o dofinansowanie urządzeń z zakresu likwidacji barier w komunikowaniu się, Maks dostał tablet z programem (tzw. protezą mowy) „Mówik”.
Otrzymanie tabletu z programem do komunikacji „Mówik” było dużym krokiem naprzód. Dla mnie skończył się czas przygotowywania nowych obrazków, laminowania ich i układania w segregatorze. Zajęłam się natomiast tworzeniem tablic w programie, żeby mój syn mógł wypowiedzieć, to czego potrzebuje. „Mówik” ma spore braki. Nie ma tu możliwości przyporządkowania istniejących tablic do nowych miejsc w strukturze symboli programu. Nie ma możliwości automatycznego dobierania przypadku rzeczownika do czasownika, który ten rzeczownik poprzedza – nawet kiedy jest to żelazna reguła np. nie ma kogo, czego. Brakuje rozpoznawania rodzaju na obrazku. Wydawało by się, że są to małe wady tej aplikacji, ale kiedy dziecko już ułoży zdanie i je odsłuchuje, to takie niepoprawne pod względem gramatycznym zdanie drażni słuchacza. Czasem też nie wiadomo o co dokładnie chodzi, ponieważ w języku polskim panuje spora dowolność w budowaniu szyku zdania.
Specjaliści od AAC ( Augmentative and Alternative Communication) podkreślają, że szyk i forma to sprawy drugorzędne, natomiast znaczenie pierwszorzędne ma samodzielność w tworzeniu wypowiedzi i komunikowanie potrzeb. Ja – może wbrew temu priorytetowi – staram się tak tworzyć tablice, żeby Maks, który lubi je sobie odsłuchiwać, miał właściwy wzorzec wypowiedzi. Dzięki temu, gdy już coś powtórzy, będzie robił to poprawnie.