Weekend w Gdańsku

W sobotę 7 kwietnia pojechaliśmy do Gdańska. Na konferencji  w Sobieszewie zgłosiłam Maksa do projektu badawczego, który dotyczy zaburzeń lipidowych u osób z zespołem Downa. Razem z koleżanką wynajęłyśmy apartament w domku przy ulicy Dębowej 6, blisko GUM, gdzie w poniedziałek 9 kwietnia Maks i Adaś mieli mieć badania. Po przyjeździe zrobiłyśmy obiad, a potem poszliśmy na spacer ulicami Orzeszkowej, Aleją Zwycięstwa, Skłodowskiej, Dębinki i Dębowej. Przy Alei Zwycięstwa jest park z siłownią pod gołym niebem.

Pogoda nam sprzyjała, a chłopcy wypróbowali sprzęt do ćwiczeń.

Maks zrobił nam zdjęcie na ławeczce.

Zrobiliśmy wizję lokalną, żeby zobaczyć gdzie mamy się stawić na badania w poniedziałek.

Spacer bardzo nam się udał. Zrobiliśmy 5000 kroków. Maks po spacerze miał czas na relaks.

W niedzielę poszliśmy do kościoła Matki Boskiej Częstochowskiej na mszę dla przedszkolaków na 11:00 i spotkaliśmy koleżankę z Fundacji „Ja też”.

Po mszy postanowiliśmy zwiedzić ZOO w Oliwie. Taki sam pomysł miało kilkaset rodzin z Trójmiasta. Mimo dużego ruchu udało nam się szybko zaparkować samochód, nie musieliśmy stać w kolejce po bilety wejściowe do ogrodu i szybko kupiliśmy bilety na ciuchcię, którą zabraliśmy się, żeby  zwiedzić ZOO.

Dzięki takiemu zwiedzaniu dowiedzieliśmy się wiele ciekawostek o Ogrodzie Zoologicznym w Oliwie. Po godzinie jazdy ZOO nie miało przed nami tajemnic.

Fajne jest tak sobie zwiedzać ZOO…

Bardzo długo wyjeżdżaliśmy z parkingu – całą godzinę! Potem pojechaliśmy do Sopotu zobaczyć molo. Ludzi były tłumy. Ledwo znalazłyśmy miejsce do zaparkowania. Chłopcy już byli głodni, a wszędzie były kolejki. W końcu weszliśmy do restauracji i godzinę czekaliśmy na obiad.

Mimo że z tarasu restauracji mieliśmy widok na molo, to nie bardzo osłodziło nam to czas czekania na posiłek. Za to szybko zjedliśmy obiad i ruszyliśmy do domu.Nawet nie chciało się nam iść na molo…

W poniedziałek o 9.00 stawiliśmy się na oddziale pediatrycznym, na badania. Otworzyłam drzwi i uruchomił się alarm. Nasza doktór wyszła i powiedziała, że nie może nas przyjąć, bo jest ewakuacja oddziału.Na to ja jej powiedziałam, że to nasze wejście uruchomiło alarm. Wyłączenie alarmu zajęło ponad pięć minut a dźwięk był przenikliwy i okropnie głośny. Po naszym spektakularnym wejściu, kiedy lekarze wychodzili  ze swoich pokojów,  żeby nas zobaczyć i zapytać jak  ja  to zrobiłam?

Po badaniach poszliśmy na pizzę do restauracji „Włoska robota”. I tym samym skończył się nasz pobyt w Gdańsku.

 

2 komentarze do “Weekend w Gdańsku

    1. Tak, zmieściłyśmy się w kadrze, a ja mam wypieki jakbym już weszła na wysoką górę! Pogoda mam bardzo dopisała i w ogóle było miło.

Możliwość komentowania została wyłączona.