Archiwum kategorii: w oparach absurdu

Rekrutacja na II stopień studiów dziennych

Wydawało mi się, że jak nastąpił podział na studia I i II stopnia, to można studiować coś na jednym uniwersytecie. Zakończyć to egzaminem licencjackim, a potem z tym świadectwem rekrutować się na podobny kierunek na II stopień na innym uniwersytecie…

Tak mi się wydawało, ale rzeczywistość jest inna …

Sprawa nie dotyczy oczywiście Maksa tylko jego starszego brata, który w czerwcu skończył studia I stopnia zakończone egzaminem licencjackim na UKSW i pomyślał sobie, że II stopień chce rozpocząć na MIM,  na bioinformatyce, na UW. Zarejestrował się, wpłacił wymagana opłatę. Potem pozostało już tylko czekać. 23 września dostał następującą wiadomość na swoim profilu rejestracyjnym:

Kwalifikacja na podstawie wyników osiągniętych w czasie dotychczasowych studiów.

Do kwalifikacji na podstawie wyników osiągniętych w czasie dotychczasowych studiów mogą przystąpić kandydaci, którzy tytuł licencjata, magistra, inżyniera lub równoważny uzyskali na uczelni, która ma uprawnienia nadawania stopnia doktora habilitowanego w co najmniej jednej z dyscyplin: biologia, biofizyka, chemia, biotechnologia, fizyka, informatyka lub matematyka.

Na pierwszy rzut oka uznaliśmy to za pomyłkę, ale po napisaniu maila do Komisji rekrutacyjnej okazało się, że taki jest regulamin wydziału na który rekrutował się Mateusz.

Uczelnia, na której uzyskał tytuł licencjacki nie ma uprawnień nadawania tytułu doktora habilitowanego w w/w przedmiotach, więc Mateusz nie mógł się tam w ogóle rekrutować na podstawie świadectwa. Powinien zdać egzamin wstępny.

Wszystko dobrze, tylko dlaczego kiedy napisał z jakiej uczelni ma świadectwo system go nie odrzucił, albo nie pokazał mu listy uczelni do sprawdzenia –  czy jego uczelnia ma wymagane uprawnienia?

Weszłam dziś na stronę UW i sprawdziłam rekrutację krok po kroku

Nie znalazła tam nic, co by sugerowało, że powinnam sprawdzić status uczelni, z której mam licencjat.

Weszłam więc na PEU,

Nie znalazłam tego czego szukałam…Ponoć lista takich uczelni jest łatwo dostępna w sieci, pewno można ją znaleźć, jak się dobrze poszuka. Ale żeby jej szukać trzeba wiedzieć, że jest potrzebna do rozpoczęcia rekrutacji, a tej informacji nie ma na stronie rekrutacja krok po kroku UW.

 

III dzień Zlotu – plagi biskupińskie cd.

Trzeci maja i trzeci dzień Zakątkowego Zlotu. Pogoda bez zmian. Karczma/noclegownia biskupińska – bez zmian. Co prawda od wczorajszego wieczora mamy ciepłą wodę w kranach, i grzejniki elektryczne w pokojach (nie wiem czy wszyscy), ale dzisiaj zabrakło nam w gniazdkach prądu… Jak to mawiała moja ś.p. Babcia Olesia – jak nie urok to sraczka. Może w niektórych regionach nieszczęścia chodzą seriami. Na dzisiaj zaplanowany był Zakątkowy Bal i denerwowaliśmy się jak to się wszystko ułoży. Po południu pojawił się samochód z napisem Enea (to chyba obsługujący Wielkopolskę zakład energetyczny) i powoli wszystko wracało do normy

Mieliśmy jeszcze scysję z kierowniczką tej „placówki”, która uprzejmie zablokowała nam wydawanie obiadu zanim nie wpłacimy reszty kwoty za Zlot. Kobieta chyba bała się, że z uwagi na „plagi” dotykające Biskupin, będziemy chcieli renegocjować warunki. W każdym bądź razie ja zostałem jeden raz przez Nią osobiście okłamany i nie mam o Niej dobrego zdania. Także obiecanki kierownika ośrodka dotyczące ogrzania sali jadalnej okazały się „cacankami” i Maks często siadał przy stole w czapce.

My rano (no może nie tak o świcie, a bliżej godziny 10:00) przeszliśmy na drugą stronę drogi aby zwiedzić przedsłowiański Biskupin. Maks bez wahania pociągnął nas w kierunku wykopalisk archeologicznych – zrekonstruowanego grodziska na końcu cypla wcinającego się w fale Jeziora Biskupińskiego. Nie wiemy, czy Maksowi przypadkiem nie chodziło o sam „dostęp” do wody – jednak nad brzegiem upiornie wiało i nie mieliśmy zbyt wielkiego problemu, aby naszego Syna odciągnąć o kąpieli.

grod1

Przeszliśmy przez bramę i „uliczki” zrekonstruowanej osady.

grod2grod3

Maks nie był zbytnio zainteresowany wnętrzami chat – może się trochę bał mrocznych „czeluści”, może niewygodnie mu było stąpać po okrąglakach, którymi wyłożone były posadzki. A może po prostu archeologia nie jest jego pasją – tak jak jest u Marcina – starszego brata.

grod4

Za to ścieżka po wałach obronnych z rozległym widokiem na jezioro bardzo się Maksowi spodobała.

grod5

grod6

Zeszliśmy z wałów, pożegnaliśmy się z grodem i poszliśmy za drogowskazami zwiedzać dalej biskupińskie muzeum.

grod7Maks nie wykazał zainteresowania ani „Starą Baśnią”, pomimo że w obozowisku płonęły już ogniska, ani osadą piastowską…

basn1basn2

Jego atencję wzbudziły natomiast koniki polskie, które pracownicy pieczołowicie szczotkowali. W powietrzu unosiło się tyle sierści, że Mateusz, starszy brat Maksa, dostał natychmiast kataru – biedak jest tak samo jak jego Ojciec uczulony na zwierzęce włosie.

konie1konie2

Z uznaniem Maksa nie spotkała się ekspozycja pieców z dawnych lat (chlebowych, garncarskich, kowalskich etc.)…

piec1Natomiast niezwykle się ożywił przy pomysłowej grze-sprawdzianie wiedzy przyrodniczej, polegającej na odgadywaniu nazw drzew po wyglądzie liści, owoców oraz kory na gałęziach.

drzewa1Botanika TAK, zoologia NIE – przynajmniej takie można mieć wrażenie po odniesieniu się Maksa do ekspozycji budek lęgowych dla ptaków wraz z wizerunkami skrzydlatych przyjaciół. Odniesienie – hm… Po prostu kompletne zlekceważenie fruwającej „menażerii”.

ptaki1

W muzeum spędziliśmy ponad godzinę – intensywnie przemieszczając się – czasem biegając. Teren jest bogaty w atrakcje – każdy znajdzie dla siebie coś interesującego. My wyszliśmy z muzeum bogatsi o wiklinowy kosz, w którym nasz Syn dzielnie niósł gofra, na którego – chyba sami przyznacie – zasłużył. Maks po tej wycieczce, pod koniec której dopominał się o branie na ręce lub nawet o wzięcie „na barana”, z dużą przyjemnością usiadł na łóżku w pokoju i przez dłuższy czas słuchał muzyki.

muza1

II dzień w lodowni – Karczma Biskupin

Dzisiaj nie wyszło nam słoneczko, a na dodatek do wieczora nie było tu ciepłej wody, Niestety trzeba czytać opinie w necie. My nie przeczytaliśmy, więc poniekąd sami sobie jesteśmy winni. Okazuje się jednak, że karczemne awantury w takich przypadkach jednak coś wnoszą. Bo oto jest ciepła woda pod prysznicem i grzejnik w pokoju. Powoli zapominam, że spędziłam dwa dni w lodowni, siedząc na jadalni w dwóch polarach i tak samo w pokoju.

Prosiliśmy właściciela, żeby napalił w kominku na jadalni – nie napalił!!!

Karczma Biskupin niestety ma parę minusów, które wychodzą dopiero kiedy się tu pomieszka:

  • jest tuż przy drodze i jest nieogrodzona. Maks wyskoczył z pokoju 34 i gdyby nie złapał go zaprzyjaźniony tata Jasia, to znalazłby się od razu na ulicy
  • plac zabaw jest ogrodzony niskim płotkiem od parkingu , na którym parkuje setka aut. Aktualnie nie jest sucho, ale i tak się kurzy. Poza tym stoją tu stare maszyny rolnicze np. sieczkarnia, które są niezabezpieczone, a kuszą dzieci np. kołem zamachowym
  • w upalne dni jest tu patelnia, ani na parkingu, ani na placu zabaw nie ma drzew
  • w pokojach (przynajmniej części) nie ma ani stołu ani krzeseł
  • niektórym przeszkadza całkowity brak telewizji – nam akurat nie
  • cholernie słaba dźwiękoizolacja ścian – muzyka z sali nie daje spać w nocy – to jest po prostu upiorne!

Tyle może tytułem narzekań!

2DZIEN 1Czekamy na śniadanie (rano jednak było trochę słońca), które podano w innej sali, a my z Maksem czekaliśmy pod drzwiami innej i Maks płakał, że są zamknięte.

2DZIEN 2Na jadalni dla lepszych gości (stoły nakryte obrusem) – to były ostatnie wolne miejsca…

2DZIEN 3W pokoju, Maks w polarze wszedł jeszcze pod kołdrę!2DZIEN 13W Rogowie nie mieszka już mądra sowa, która przeczytała ksiąg 40 (jak wieść wierszowana niesie), tylko rezydują dinozaury.

2DZIEN 4Maks dosiada jednego…

2DZIEN 5W Zaurolandii spacerowaliśmy z Agnieszką i Ewą, które przyjechały na Zlot w odwiedziny. Agnieszka jest niesamowita, ponieważ przyjechała z dworca w Gnieźnie stopem (ponad 30km).

2DZIEN 006Na dzieci czeka tu cała masa atrakcji, która dla portfela rodziców przychodzących tu z dwójką czy trójką dzieci może być trudna do akceptacji. Maks skacze z Ninką i Kasią…

2DZIEN 8 2DZIEN 7Maks poradził sobie z wejściem na dużą i małą zjeżdżalnię, tyle że z tej dużej zjechał raz… Chyba się trochę przeraził wysokości.

2DZIEN 9Bardzo fajny plac zabaw  z częścią dla mniejszych i większych dzieci.

2DZIEN 10Maks wypatrzył kolejkę. Tłumaczyłam mu że jest zamknięta i że nie jeździ, więc się popłakał. Usłyszeli to panowie, pracownicy, którzy akurat tam pili kawę i  specjalnie dla jednego Maksa włączyli kolejkę, a co lepsze nie chcieli od nas za to pieniędzy. Dziękujemy!

2DZIEN 11Obok kolejki stoją quady. Panowie pozwolili Maksowi sobie tam posiedzieć i zrobić zdjęcia.

2DZIEN 12Maks chciał założyć kask – i dopiął swego!

Ten park to bardzo atrakcyjne zabawowo miejsce. Za wejście zapłaciliśmy 37 zł – pani popatrzyła na Maksa i jeden bilet jest normalny, a dwa ulgowe (dla dziecka niepełnosprawnego i jego opiekuna). Zamki dmuchane 10 zł, z uwagi na pogodę bez limitu czasowego, park linowy 7 zł, kolejka 7 zł, quady 10 zł. Jest co robić i za co płacić. Z Maksem odpada nam kwestia pamiątek, którymi nie jest w ogóle zainteresowany.

Udogodnienia dla niepełnosprawnych

Każdy kto ma dziecko z orzeczeniem o niepełnosprawności i potrzebie kształcenia specjalnego, może wystarać się o dowóz dziecka do szkoły transportem, za który płaci dzielnica (gmina). I ja załatwiłam Maksowi taki transport. Dopiero dziś do mnie zadzwonił przewoźnik, gdyż miał zły numer… W każdym razie Maks ma do szkoły 15 min jazdy autem albo 30 min autobusem 503, albo 5 minut autobusem 114 potem przesiadka do 133 i tym autobusem 20 min. W wariancie pesymistycznym, kiedy ucieka nam 133 trzeba dodać jeszcze 20 min czekania na następny. Co daje razem 45 min.

Dzisiaj zaproponowano mi, że o 6:00 po Maksa przyjedzie bus, a Maks zaczyna lekcje o 8:30 (O 6:00 przyjeżdża bus po koleżankę Maksa, która jedzie z Ożarowa…). Na dwie i pół godziny jazdy po mieście przed szkołą to na pewno się nie zgodzę. Żadne dziecko w takim przypadku nie skorzysta z edukacji i chyba będzie tylko spać.

Zadzwoniłam, do wydziału oświaty – mają pertraktować z właścicielem, może będzie kto inny go wiózł, a kto inny odbierał. W każdym razie pomyślałam, ze w Anglii mają dużo lepszy pomysł. Po ucznia przyjeżdża taksówka z opiekunką i zawozi go indywidualnie. Jest też zapoznanie dziecka z osobami i z autem, którym będą dowozić dziecko! A u mnie co? Rozpoznam przewoźnika i opiekunkę po wyświetlającym się numerze na komórce!!!

Mój problem nie jest odosobniony. Koleżance z Ursynowa zaproponowano też godzinę 6:15 na dowóz syna do szkoły w Śródmieściu. Samo życie… Czy jest to udogodnienie? Dla rodziców dzieci na wózkach, które nie mieszczą się w zwykłym aucie nie ma alternatywy… Dla mnie, która mam trzy autobusy z jednej strony i trzy z drugiej, jest inna opcja! Powinnam też sama ogarnąć prowadzenie auta, gdyż mam prawo jazdy!