Busko Zdrój

Wakacyjny wyjazd zaczęliśmy od odwiedzenia Buska Zdroju. Nasz pobyt zaczęliśmy od obiadu w barze „Zakąski i Napitki” , który znajduje się przy Parku Zdrojowym przy ulicy 1 Maja.

Obiad bardzo nam smakował tym bardziej, że jedliśmy na świeżym powietrzu, w parku . Po obiedzie poszliśmy na spacer starannie utrzymanymi alejkami.

Znaleźliśmy  drewniany hamak, w którym Maks się huśtał.

Nie za długo , bo właśnie zaczął kropić deszcz, więc poszliśmy poszukać obiektu pod dachem.

Weszliśmy do Domu Zdrojowego, gdzie Maks jadł lody czekając na to, aż deszcz przestanie padać. W Domu Zdrojowym organizowane są różne imprezy min. wystawy malarstwa. Kupiliśmy bilety do tężni. Tężnię otwarto w czerwcu 2021 roku. Jest wysoka prawie na 10 metrów, a jej średnica zewnętrzna wynosi 70 metrów. Woda, która spływa po tarninie na ścianach tężni zawiera od 8-12 % soli. Tężnia ma taras widokowy na dachu, a tym samym część dolna jest częściowo zadaszona…co bardzo jest korzystne, kiedy pada deszcz.

Na środku tężni jest dziedziniec o średnicy 35 metrów , a fontanny mgielne rozpylają solankę. Zaleca się, żeby pobyt w tężni wynosił do 25 minut.

Postaliśmy sobie przy fontannach mgielnych i weszliśmy na taras .

Spacerując, patrzyliśmy na park z góry, ponieważ dookoła tężni są drzewa, więc widać Dom Zdrojowy,

albo dach pobliskiego kościoła pod wezwaniem św. Brata Alberta.

Deszcz przestał kropić, więc poszliśmy dalej zobaczyć najbardziej charakterystyczny dla Buska Zdroju budynek Łazienek Marconiego, w którym mieści się sanatorium.

Weszliśmy do środka, żeby zobaczyć wnętrze.

Z gmachu sanatorium poszliśmy „Buską Aleją Gwiazd” do muszli koncertowej. Podziwiając kwitnące róże.

Zajęło nam trochę czasu znalezienie sklepu spożywczego, Okazało się, że w okolicach Parku Zdrojowego łatwiej jest kupić odzież, niż  chleb na kolację…

Dzień był pochmurny, byliśmy trochę zmęczeni, więc postanowiliśmy wracać do wynajętego pokoju na nocleg.

Po drugiej stronie ulicy, na przeciwko baru „Zakąski i napitki” jest Samorządowe Centrum Kultury, a przed nim- ławeczka Wojtka Belona lidera  zespołu – Wolna Grupa Bukowina. Maks akurat nie znał jego piosenek, ale my  – tak.

Na koniec zobaczyliśmy jeszcze pomnik uskrzydlonego kolarza, który upamiętnia wybitnych zawodników z Buska i okolic.

Po tym spacerze Maks z przyjemnością wrócił do domu, żeby odpocząć.

 

 

Fascynująca wystawa poświęcona impresjonistom

W Fabryce  Norblina jest ogromna sala, na której za pomocą kilkudziesięciu zintegrowanych kamer wyświetla się na ścianach projekcje, w których ożywają obrazy,  ilustrowane  muzyką …

Na spotkanie z takim multisensorycznym spektaklem poświęconym sztuce impersjonistów wybraliśmy się z Amelką i jej mamą.

Byliśmy jak zwykle za wcześnie, więc pokręciliśmy się po Fabryce Norblina.

Maks przysiadł na ławeczce, którą zbudowano na dawnym fabrycznym wagoniku.

Na ekranie zapoznaliśmy się z pracą pieca hutniczego .

Na drugim piętrze stanęliśmy przed obrazem stworzonym ze sztucznych kwiatów i zatytułowanym – „Wciągający Monet”

Impresjoniści malowali życie codzienne, naturę i portretowali codzienność. Pod tym względem myślę są bardzo bliscy tym, którzy robią zdjęcia, aby uchwycić daną chwilę.

Podobne założenie choć warsztat zupełnie inny.

Weszliśmy do pierwszej sali gdzie można było przeczytać o malarzach, których dzieła mieliśmy oglądać. My od razy poszliśmy do sali, gdzie był mostek, podobny do tego, który malował  Claude Monet w Giverny

Przedstawione obrazy wciąż się zmieniały i przechodziły jedne w drugie gając nam wrażenie, że lecimy balonem lub oglądamy miasto płynąc gondolą…

Ile emocji wyzwoliła prezentowana burza dobrze pokazuje ten krótki filmik.
Na koniec zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie w przygotowanej do tego celu ramce.


oraz obok Wieży Eiffla. Obiecałam sobie obejrzeć nakręcone filmiki z albumem malarstwa impersjonistów, żeby przypisać widziane obrazy ich autrorom.

Gratulacje z okazji 18 urodzin

Dzisiaj przyszły kolejne życzenia dla Maksa z okazji osiemnastych urodzin.

Dziękujemy Szymkowi z Rodziną,

Dziękujemy Kacprowi z Mamą,


Weronice z Rodzicami,


Adamowi z Mamą,


Igorowi z Rodzicami za kartkę w gwarze śląskiej.


I trzem nieznanym  z imion osobom. Jesteśmy Wam wdzięczni za radość, którą przyniosły Maksowi Wasze życzenia.

18 Maksymiliana

18 rocznica urodzin Maksa wypadła w tym roku w sobotę 17 czerwca. Naszych gości zaprosiliśmy do Muzeum Życia w PRL-u.  

Spotkaliśmy się o 17.00 i rozpoczęliśmy grę miejską, w której  przez godzinę wędrowaliśmy po MDM-ie i wykonywaliśmy zadania, które wyświetlały nam się na ekranie telefonu.

Zmachani pojawiliśmy się o 18.30 w muzeum i weszliśmy do salki kinowej, gdzie wyświetlał się filmik złożony ze zdjęć i filmów z 18 lat  życia Maksa. Projekcja cieszyła się zainteresowaniem i dzieci i rodziców, bo mogli zobaczyć siebie na poprzednich imprezach urodzinowych na przestrzeni  ubiegłych 10 lat.

Wszyscy byli głodni i spragnieni  po grze miejskiej , więc poszliśmy do muzealnej kawiarenki na kolację w stylu PRL-u.

Młodzież miała stoliki w salce szkolnej muzeum, a dorośli w kawiarence.

Dla rodziców była to trochę podróż w lata dzieciństwa. Mogli popatrzeć, na przedmioty, które mieli kiedyś w domu.

Młodzież mogła zobaczyć budkę telefoniczną i saturator na wodę, których nigdy na oczy nie widziała.

A także jak wyglądał wystrój mieszkania w tamtych czasach.

Największą atrakcją był maluch, do którego można wsiąść.

Rodzice, też mogli przypomnieć sobie jak siedziało się w pierwszym samochodzie, którym kiedyś jeździli…

A młodzież poczuć magię rodzicielstwa…

Ja przygotowałam memory, w którym trzeba było połączyć w pary przedmiot muzealny z obecnie używanym. Za udział w zabawie uczestnik dostawał złotówkę z 1988 roku.

Tatusiowie mogli pokazać synom jak grało się w kapsle.

Oczywiście był tort i „sto lat” dla Maksa.

Na torcie bohaterowie kultowej dobranocki z PRL-u

Maks dostał, ogromny prezent urodzinowy, a wszyscy jego goście książkę pt”Ciocia Jadzia w PRL-u”.

W wolnym czasie będą mogli przeczytać co Ciocia Jadzia opowiada swojej bratanicy o życiu w PRL-u…

Na koniec imprezy zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie na schodach do kawiarenki.

Następnego dnia Maks z Adrianem obejrzeli prezenty urodzinowe.

Maks dostał interaktywny globus z mówiącym piórem Albik, oraz gry i książki.

Dużo czasu zajmie nam zabawa i poznanie wszystkich prezentów, którymi goście wręcz „zasypali ” Maksa.

Bardzo Wam dziękujemy za wspólną zabawę i prezenty .

 

W oczekiwaniu na 18 urodziny

Za miesiąc Maks skończy 18 lat z tej okazji poprosiłam koleżanki, żeby ufetować go kartkami z życzeniami. I oto  15 maja, przyszły pierwsze życzenia , od koleżanki Maksa Oli, z którą był z zeszłym roku w Pieninach!

Bardzo dziękujemy!

18 maja Maks dostał życzenia od Krzysia i Jego Rodziców. Bardzo Wam dziękujemy.

24 maja dostał kartkę od Babci Piotra – dziękujemy!

29 maja przyszły trzy kartki z życzeniami:

30 maja Maks dostał kartkę z życzeniami od Partycji. Na kartce kolorowe balony, podobne do tych, które widzieliśmy rok temu pod Trzema Koronami. Dziękujemy bardzo za życzenia.
2 czerwca Maks dostał życzenia od Sary

Od Gabrysia

Od Ewy i Andrzeja

Oraz od Krzysia dwie kartki i  Maks poczuł się jak król…

Ze wszystkich kartek postanowiłam zrobić album scrapbooking’owy, żeby Maks mógł je sobie często oglądać.

6 czerwca Maks dostał paczkę z „Niezwyczajnej szkoły” z Józefowa, od grupy „Żabki”. W paczce było sześć kartek z życzeniami i gra memo „Garwolin”. A także dwie kartki od koleżanki Ady i kolegi Igora, z którymi spotyka się na wakacyjnych wyjazdach.

Wszystkim nadawcom bardzo dziękujemy i jak obiecałam , tam gdzie jest adres zwrotny będziemy pisać odpowiedź.

Przeczytaliśmy wszystkie życzenia i dziękujemy:

Karolowi i Martynce,

Antkowi i Zosi,

Stasiowi,

i Szymonowi. Od razu zagraliśmy w memo o Garwolinie i Maks mnie ograł!

Dziękujemy Waszej Pani, która Wasze listy do nas przysłała.

Kartka od Ady rozłożyła się w urodzinowy tort ze świeczkami i Maks od razu nabrał powietrza, żeby je zdmuchnąć! Dziękujemy bardzo.

Od Igora i jego Rodziców Maks dostał kartki z życzeniami o stylistyce, która jest mu bliska i oczywiście jest nią garnitur. Ten niebieski, a koszula z guzikami. Dziękujemy Wam serdecznie.

9 czerwca Maks dostał kartkę od Ewy i Kuby. Kartka po zeskanowaniu kodu QR , ożywa i torcik kręci się i śpiewa piosenkę. Czego to ludzie nie wymyślą.

Maks tak ucieszył się z życzeń dla „starego konia”. Bardzo Wam dziękujemy.

12 czerwca przyszła kartka od Macieja i Kasi z dalekiej Kalifornii. Całujemy Was mocno!

13 czerwca przyszła kartka od Julka i Jego Rodziców.

Po zdjęciu marynarki i rozpięciu koszuli Maks zobaczył życzenia od Zakątkowych przyjaciół.

Potem Maks skupił się na wspomnieniach z wyjazdów z Zakątkiem 21, które dostał w albumie. To cudowna pamiątka, zdjęcia sprzed 11 lat, których części nigdy nie widzieliśmy.

Jesteśmy wzruszeni i bardzo Wam dziękujemy!

14 czerwca Maks dostał kartki z zyczeniami:

Od Maggi i Marka.

Od Kasi i Szymka.

Od Ity,Heli, Klemensa, Atanazego i Piotra.

 

Od Anny I Pawła. Bardzo Wam dziękujemy…

Zielona szkoła w Lidzbarku

8 maja Maks wyjechał ze swoją klasą na zieloną szkołę. W tym roku wybrano ośrodek „Halo Mazury” w Lidzbarku. Od Pani Ani codziennie dostawaliśmy zdjęcia, na których zobaczyłam jakim wyzwaniom sprostał mój syn…

Brał udział w zawodach sportowych.

Pod opieką instruktorów przeszedł park linowy.

Strzelał z łuku do tarczy.

I z wiatrówki.

Spróbował swoich sił na segway’u

Razem z instruktorem przejechał się na quadzie.

Wielką frajdę przeżyli w Water Ball  w kulach na wodzie …


W kulach – Zoirbing, które toczą się po boisku.

Bezpieczne zmagania w drużynach łuczniczych…czyli strzelanie z łuku do siebie nawzajem

Była oczywiście ścianka wspinaczkowa. Widać, że zaczął, ale jak daleko udało mu się wspiąć? Tego nie wiem.

Grał m mini golfa,

Jedno jest dla mnie widoczne. W niedzielę nie potrzebował wsparcia, żeby wejść pod górę po drewnianych stopniach…i doświadczył aktywności, na które ja bym go nie zabrała.

 

18 urodziny Stasia

Staś obchodzi urodziny tego samego  dnia co mój brat Mateusz- 30.04, ale imprezę urodzinową zorganizował trochę później- 2 maja.

Spotkaliśmy się na Placu Narutowicza i czekaliśmy na tramwaj. Było to dość niezwykłe, bo zwykle spotykamy się na urodzinach w domach, albo w restauracjach, a tymczasem dołączyłem do Igi i Olka, którzy już czekali na przystanku.  O 19.30 przyjachał tramwaj, rozwinięto czerwony dywan i obsypano Stasia konfetti!

Wsiadłem i ja do tramwaju. W środku mocno się zdziwiłem, bo ten tramwaj był zupełnie inny niż te, którymi zdarza mi się wracać do domu…

Podałem Stasiowi torbę z prezentem, ale zapomniałem o życzeniach. Dobrze, że w domu zrobiliśmy kartkę  z życzeniami, to Staś w wolnej chwili będzie mógł ją przeczytać…

Usiedliśmy przy małych stolikach i czekaliśmy co dalej…

Mama zaproponowała, że zrobi mi zdjęcie pod balonami Stasia, bo za półtora miesiąca i ja skończę 18 lat. Nie kłóciłem się z mamą, stanąłem i oto jest zdjęcie. Nie moja 18-nastka, ale co tam, byle mama była zadowolona…

Mój stolik znajdował się tuż przy bufecie, więc wszyscy do mnie podchodzili.

Tramwaj ruszył i pojechaliśmy. Rodzice tańczyli i cieszyli się jak małe  dzieci. My po jakimś czasie też się oswoiliśmy z tym, że nasz wagon restauracyjny jest w ciągłym ruchu! Ale bezpieczniej czuliśmy się siedząc na miejscach mimo, że muzyka grała…

a za oknem robiło się co raz ciemniej. Dojechaliśmy na pętlę na Kawęczyńskiej i tam mieliśmy postój.

Uściskałem Stasia i Amelkę podziwiając nasze odbicie w szybie tramwaju.

Potem Staś zdmuchnął świeczki na torcie, a ja zmieniłem miejsce, żeby być blisko mojego najlepszego kolegi.

Wróciliśmy na Plac Narutowicza o 21.30

Na koniec zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie przed naszym imprezowym tramwajem.

To była bardzo niecodzienna impreza i długo będziemy ją pamiętać.

Wracamy do domu

Rano 2 kwietnia pożegnaliśmy Albergo Sole…

Wstawiliśmy walizkę do autokaru i ruszyliśmy w powrotną drogę. Około 18 dojechaliśmy do Mikulova gdzie  w restauracji Zamecek zjedliśmy odbiadokolację.

Jak Czechy to oczywiście knedliki i gulasz.

O godzinie 3.00  w nocy byliśmy w Warszawie zmęczenie długą jazdą.

Zachwycające Lago di Garda

W sobotę grupa wycieczkowa podzieliła się na dwa obozy. Tych, którzy chcieli skorzystać z atrakcji w Parku rozrywki Gardaland i tych którzy chcieli pojechać do Malcesine. Właśnie w sobotę 1 kwietnia otworzono park rozrywki i parkingi szybko zapełniały się autokarami z młodzieżą.

My czekaliśmy na parkingu, aż wróci nasza przewodniczka kiedy już rozda bilety na atrakcje. Przy okazji zobaczyliśmy autobus, który przywozi chętnych do Gardalandu.

Nacieszyliśmy oczy słońcem i kwitnącymi krzewami…

I w końcu ruszyliśmy do Malcesine.

Z Gardalandu do Malcesine jest ponad 40 kilometrów, a droga prowadzi wzdłuż jeziora Garda. Widoki przy słonecznej pogodzie są zachwycające,  nawet zza szyby autokaru.

W Malcesine udaliśmy się na stację  kolejki górskiej , która zawiozła nas na szczyt Monte Baldo, który wznosi się na 1760m nad poziom morza

Na wysokości 562 metrów jest stacja przesiadkowa. Wsiadamy do drugiego wagonika, który wraz z pokonywaniem kolejnych metrów wysokości dodatkowo obraca się dookoła swojej osi i wszyscy podróżni, bez względu gdzie stoją w wagoniku mogą oglądać panoramę …

Wysiedliśmy z wagonika kolejki górskiej i pospacerowaliśmy po szczycie

To widok góry po przeciwnej stronnie niż jezioro Garda.

A tu widok na jezioro z góry.

Mina Maksa mówi wyraźnie , że jego ten widok nie rusza, więc postanowiłam znaleźć coś, co przypadnie mu bardziej do gustu.

Zamówiłam sernik i zastanawiałam się czy mi doliczą „coperto”(czyli opłatę za obsługę), ale nawet gdyby, czego się nie robi dla szczęścia dziecka…Po zjedzeniu ciastka wejście na górę  nie było już trudne.

I zobaczyliśmy też krokusy , które zakwitły w trawie.

Po godzinie zjechaliśmy do miasteczka, gdyż chcieliśmy popłynąć promem do Limone sul Garda.

 

 

Spacerkiem po Weronie

Werona to bardzo stare miasto, o czym świadczy Amfiteatr Arena, starszy od rzymskiego Coloseum. Nasza Pani Przewodnik  najpierw wsiadła do naszego  autokaru, żeby pokazać nam  dawne bramy miejskie, a dopiero potem wysiedliśmy i przeszliśmy się brzegiem Adygi do Ponte Nuovo, przez który przeszliśmy, żeby znaleźć dom Romea i Julii.

To niesamowite jaką siłę może mieć literatura. Dzięki tragedii „Romeo i Julia” napisanej w 1597  przez Schakespeare’a, której akcja rozgrywa się w Weronie, miasto jest nieustannie na szlaku wycieczek.

Zaczęliśmy od domu, w którym mógł mieszkać Romeo. Należy do zamożnej rodziny, która nie udostępnia go zwiedzającym dlatego można go podziwiać tylko z ulicy. Widać balkon, z którego ponoć Romeo opuszczał się, przechodził przez pobliski ogród na Piazza Indipendienza i stamtąd miał 4 minuty, aby dostać  się pod balkon Julii.

Nam trasa do domu Julii zajęła dużo więcej czasu, bo po drodze zatrzymywaliśmy się i podziwialiśmy okoliczne zabytki.

Tu stoimy pod grobowcami Rodu Scaligierich, którzy rządzili w Weronie w XIVw. Są przykładem architektury gotyckiej.

Dalej przeszliśmy pod pomnik Dantego na Piazza dei Signiori.

Na placu widzieliśmy wbite pomiędzy płyty chodnika metalowe pinezki, które wcześniej zwróciły naszą uwagę pod Operą w Mediolanie. Tym razem nasza przewodnik ,o nie zapytana, powiedziała,że określają granicę do której restauratorzy mogą wystawiać na plac swoje stoliki.

Wąska uliczka doprowadziła nas na Piazza delle Erbe- najstarszy  plac, na którym handlowano w Weronie. Teraz również można tu kupić pamiątki, ale my mieliśmy w planie odwiedzić dom Julii…. To tam

Przeszliśmy przez bramę na dziedziniec, gdzie stoi statuła Giulietty.

Jesteśmy poza sezonem, ale na dziedzińcu pod balkonem zwiedzających nie brakuje.

Dom Julii, który jest masowo odwiedzany przez turystów nie jest tak autentyczny, jak Amfiteatr, który liczy sobie 2000 lat, mimo to do posągu Giulietty ustawiają się kolejki i każdy kto chce mieć szczęście w miłości, ma położyć rękę na jej prawej piersi.

Maks zaimponował mi, chwytając Julię za prawą dłoń!

Kiedy już wszyscy zaspokoili potrzebę zapewnienia sobie szczęścia w miłości poszliśmy do antycznego teatru, z którego słynie, albo słynąć powinna – Werona.

Z Via Capello, gdzie znajduje się Casa di Giuletta, każda uliczka prostopadła prowadzi do Amfiteatru Arena. My szliśmy via Mazzini przy której znajduje się wiele eleganckich sklepów.

Wyszliśmy na Piazza Bra największy plac w Weronie.

Weszliśmy do środka.

Maks zachęca mnie, żebym się nie ociągała, a wiadomo co jest za tymi żelaznymi bramami?

Czy przez te otwory wypuszczano dzikie zwierzęta na arenę?

Byliśmy na scenie, czas wejść na widownię.

Na selfie zawsze jest krzywa mina.

W czasie wolnym wróciliśmy z Piazza Bra …


na Piazza delle Erbe, Po drodze mijali nas studenci, którzy tego dnia zdali swoje egzaminy i w laurowych wieńcach razem ze swoimi przyjaciółmi spieszyli się świętować.

Kiedy Maks zjadł pancakes, poprawił mu się nastrój .

Zobaczyliśmy fontannę na rynku i freski na domach

Stragany , gdzie kupiliśmy kubki z Werony do mojej domowej kolekcji, oraz fartuszek do kuchni. W końcu Maks usiadł bo zwolniły się miejsca przy La Tribuna

Miejsce to w przeszłości pełniło podwójną funkcję: z jednej strony było miejscem wyboru panów miasta, którzy musieli zaprzysiąc wierność ustawom miejskim, a z drugiej strony miejscem mierniczym, w którym można było sprawdzić miarę korzystając z przytwierdzonej do trybuny obręczy.

Tu też dowiedzieliśmy się, że jeśli zamawiamy jedzenie przy stoliku w restauracji to musimy liczyć się z tym , że na rachunku pojawi się dodatkowa pozycja „coperto”.

W przypadku naszych znajomych , którzy zjedli pizzę na Piazza delle Erbe ich coperto wynosiło 10 euro.

Wiadomo podróże kształcą, a jedzenie kosztuje.