„Był karnawał, w karnawale wszyscy bardzo lubią bale. Pchła więc myśli: doskonale! Bal wyprawię, lecz nie u mnie, Trzeba przecież żyć rozumnie. Rozpisała zaproszenia, że bal będzie u szerszenia i że właśnie on zaprasza na sobotę. Dobra nasza.” (fragment „Pchły Szachrajki” Jana Brzechwy)
W naszej szkole zawsze jest bal w karnawale. W ubiegłym roku byłem chory, więc bal pod tytułem „morskie opowieści” przeszedł mi koło nosa. Do tej pory leżą nie zszyte spodnie z delfinem i rozgwiazdami, których mama nie skończyła, bo wraz z moją chorobą skończyła się jej motywacja.
W tym roku przebieraliśmy się za postacie z bajek. Mama długo myślała, ale w końcu wpadła na to, że jak ja lubię Domisie, to chętnie wcielę się w postać jednego z nich. Najpierw myślała, żeby taki strój skopiować, ale bała się, że ogrom pracy ją przytłoczy i znowu czegoś nie skończy (jak tych spodni z delfinem) więc zrobiła tak jak robię ja – poszła na skróty. Znalazła czapkę kominiarkę – niestety czarną. Żaden Domiś nie ma czarnych włosów, więc wymyśliła, że włosy będą modne – w pasemka – i z filcu zrobiła paski, w które wszyła kreatywne druciki z włoskami. Przyszyła do kominiarki i fryzura a la Eryk była gotowa. Na strój przerobiła stary sweter. Doszyła guziki i torbę, a na dłonie dostałem rękawiczki – mitenki.
Bal się udał doskonale i zostałem królem balu.
Zdjęcia z balu są na stronie klasy 5a
Dobrze się bawiłem i do końca wytrwałem w czapce Domisia, choć nie było łatwo.
Tańczyłem cowboyskie kawałki z Panią Kasią.
A na koniec dostałem niebieską szarfę!
Na zdjęciu widać, jak byłem zmęczony noszeniem domisiowej fryzury.