Na dworze piekny śnieg, a my leczymy się w domu. Dzisiaj Maks miał wizytę u lekarza rehabilitacji w rejonie, który miał ustosunkować się do zaleceń lekarza rehabilitacji z Lindleya, a więc zalecić Maksowi jakąś rehabilitację w związku z chorobą Perthesa. Niestety choroba „usunęła” nas z kolejki i oczekujemy następny miesiąc….Uwielbiam naszą rzeczywistość leczniczą …. Na szczęście Maks o tym nie wie, że znowu czeka w kolejce do lekarza. On się czuje już dużo lepiej. Trzy miesiące bez chodzenia spowodowały, że ból, który pewnie odczuwał przy chodzeniu i do którego się przyzwyczaił – minął. Więc jak tylko może to staje i rusza… Nie słucha moich poleceń – siadaj!!! Uśmiecha się szelmowsko i patrzy na ile mu pozwolę…A ja nie pozwalam…Choroba Perthesa trwa przeciętnie 3 lata!!! Ale dosyć smutków. Maks wypatrzył dzisiaj teatrzyk i pokazał gestem, że chce konia, więc dostał konia i to co już zostało pomalowane.
Rozstawiona scena teatrzyka. Tak szybko ruszam laleczką, że znika…(przynajmniej na zdjęciu) Tu mam rycerza – patrzcie co za mina – i damę jego serca! Praca aktora z lalkami jest niezwykle emocjonująca. Wyzwala tyle emocji…nawet tych niewyartykulowanych.. Rycerz próbuje wsiąść na swojego dzielnego rumaka. Scenka damsko męska z przymróżeniem oka… Scenka nabiera tempa i wymyka się spod kontroli … (obyczajowej) Bezpieczniej jest wsiąść na konia i odjechać…( w siną dal) Jak pomyślał, tak zrobił. Po drodze spotyka krasnala…oj będzie się działo… A tu okazuje się, że krasnal wymusił tylko pożegnanie – czule żegna się z dziewczyną …i z resztą. KONIEC