Dzisiaj Maksio był zaproszony na imprezę choinkową, którą sponsorowała firma NIKE. Niestety z powodu niedawnej wysypki, którą lekarka zakwalifikowała jako szkarlatynę – musieliśmy zostać w domu. Zamiast zabaw ze Śnieżynkami i Mikołajem , bawiliśmy się zielonym żelem, który nazywają bardzo obrazowo „kolorowym szlamem” . W sklepach internetowych jest pod nazwą baryłka ropy, niestety tylko w czarnym kolorze. Jest to gęsta ciecz, która nie brudzi rąk i ma galaretowatą konsystencję. Maks był nią zafascynowany. Wylewamy szlamik z puszki. Najpierw delikatnie jednym paluszkiem – co to może być?! Color oil slime = glutek -szlamik? Potem już śmiało dwoma rękami… Koniec zabawy glutek – szlamik wraca do puszki.
Archiwum miesiąca: listopad 2010
Hipnotyczne kolory
Kupiłam Maksowi wodną klepsydrę. Różowa ciecz spływa kroplami po schodkach w czasie 1 minuty 53 sekund, a granatowa jest bardziej lepka i spływa dłużej – w 3 minuty 15 sekund. Zabawka prosta, tania, a daje dziecku sporo radości i ćwiczy koncentrację uwagi. Zakupiłam ją na jednym ze stoisk na sympozjum SI, ale wodne klepsydry są też w sprzedaży w necie.
Maks na dwudziestoleciu OREW-u
Maks od półtora roku chodzi do żoliborskiego OREW-u. A ten „nasz” Ośrodek ma już dwudziestoletnią historię. Jubileusz dwóch dekad został zorganizowany przez PSOUU (Polskie Stowarzyszenie na rzecz Osób Upośledzonych Umysłowo) w sobotę, 20. listopada, w restauracji Antrakt. W sali mieszczącej się w budynku Teatru Komedia było naprawdę tłoczno. Dzieci i młodzież, rodzice, terapeuci, opiekunowie i… Atrakcji co nie miara. Na początku część oficjalna – speech-e prezesa Marciniaka, Pań dyrektorek Ośrodka – p. Moniki i p. Agaty. Potem kwiaty i prezenty dla wszystkich obecnych i byłych pracowników. Oficjalna formuła tej części nie speszyła Maksa, który ochoczo podbiegał do „swoich” Pań i ściskał im ręce. Podchodził też (z pewną nieśmiałością) do prezesa Marciniaka, aby wyręczyć go w przemówieniu. Maks ma niesamowite „parcie” na mikrofon… Co jest bardzo sympatyczne, gdyż nie potrafi mówić i nie może popełnić żadnego głupstwa i bez obawy można zaufać jego intuicji emocjonalnej. Po części oficjalnej – występ taneczny młodzieży – tańczyli prawie pół godziny i na koniec wbiegli z prezentami od siebie. Ewelina „dorwała” się do mikrofonu i złożyła podziękowania od wszystkich podopiecznych. Rodzice dzieci jeżdżących na wózkach też zgotowali niespodziankę swoim terapeutom… (pamiętam tylko nawiązanie do Tadeusza Boy-Żeleńskiego, ale potem Maks wybiegł z sali i wątek się urwał). Był wielki tort z kaskadami sztucznych ogni, krótki koncert rockowy i występy cyrkowe. Tu niestety Maks stracił powagę i bez przerwy wbiegał na parkiet, gdzie artystka żonglowała przyborami, tresowała gołębie, koty, tchórzofretki… Więcej nie pamiętam, bo cały czas łapałem Maksa, który w końcu śmiertelnie się na mnie obraził i położył się na podłodze z rękoma pod głową… Nie wytrzymał w tej pozycji długo – uciekł do szatni i stanął przy swojej kurtce pokazując, że jak nie może się bawić jak chce to jedziemy do domu. Na takie dictum, cóż było robić. Wziąłem Maksa na barana i pojechaliśmy do domu.
Wernisaż w 1500m2
Dziś o 19 w Centrum Działań Twórczych 1500m2 odbył się wernisaż prac Weroniki Karwowskiej zatytułowany „Rytm Życia”. W katalogu z Wystawy Pani Weronika napisała „Poprzez formę – portret- zamierzam dodać, chociaż symbolicznie, dostojeństwa i społecznej ważności osobom niepełnosprawnym. Poprzez treść cyklu chciałabym zwrócić uwagę na fakt, że niepełnosprawny intelektualnie, jak każdy człowiek, rodzi się dorasta i starzeje. Jak każdy człowiek ma życiowe pasje, swoje smutki i radości, i jak każdy zasługuje na szacunek i uwagę.” Janina Graban z redakcji pisma Integracja napisała tak „Posiadanie dodatkowego chromosomu nie musi zawsze oznaczać głębokiego upośledzenia, ale sam fakt jego posiadania wywołuje odruch uciekania od nieznanego. Osoby z takim upośledzeniem nie pasują do żadnej układanki. W życiu społecznym praktycznie nie istnieją. W integracyjnej batalii mają szanse poboczne. Ciągle nie wiadomo jak z nimi nawiązać kontakt i jakie powierzać im role. Podwójnie wykluczeni. Są ciągle wyrzutem sumienia dla sprawnych i niepełnosprawnych. Czy istnieje nadzieja na włączenie takich osób do normalnego życia? Nikt lepiej tego nie zrobi niż sztuka.” O obrazie Matka Boska Od Downów Pani Weronika tak mówi „Ania, w moim obrazie, występuje jako Matka Boska Boleściwa. Matka Boska była kobietą, która cierpiała po stracie swego dziecka. Niektóre kobiety z zespołem Downa cierpią, że tego dziecka nigdy mieć nie będą, choć natura wyposażyła je we wszystko, co byłoby potrzebne do tego, by nią zostać. W tym przedstawieniu nie ma korony cierniowej i gwoździ, są za to puste dłonie i poranione serce. Matka Boska od Downów, przechyla głowę w lewo, nie w prawo, jak na większości przedstawień. Stanowi jakby odbicie w lustrze, jakby zwierciadło rzeczywistości. Święty Down…? W pewnym sensie tak, ze względu na czystość uczuć, czystość intencji, czystość myśli…” Maksio przyszedł na wystawę, trochę zdziwił się, że jest tylu ludzi, a tak mało światła i zaraz zaczął ”zwiewać” w poszukiwaniu taty. Trochę się rozruszał i oswoił… i w oglądaniu obrazów troszeczkę przeszkadzał. Maksa szczególnie interesowały cienie rzucane na jasno oświetlone płótna. Oprócz obrazów, wykorzystywanych raczej jako tło do własnej twórczości, zainteresowali Maksa widzowie – próbował się zaznajomić z trzema żywo gestykulującymi (i dyskutującymi) panami (chyba artystami :-? ), którzy z pewnym wahaniem podjęli z naszym synem ostrożny dialog… No dialog podjął jeden, drugi próbował, a trzeci usiłował za wszelką cenę nie zauważyć małego Downa – co nie było specjalnie trudne, gdyż wyższy był od taty. Śmiesznie było – ale tata powiedział panom (młodzieńcom?) artystom, że zainteresowanie ze strony Maksa świadczy iż „jest w nich coś”… Bije brawo, a Pani Weronika przedstawia osoby, które portretowała. Maks był bardzo zmęczony i właściwie siedział na rękach u taty… Portret Natalii, która nas ciepło przywitała na wystawie. Więcej portretów
Kinga, Maja i Maksio
Dzisiaj Maksio gościł swoje koleżanki Kingę i Maję, które wpadły na chwilę. Maksio był onieśmielony i od razu, po przywitaniu się z dziewczynkami, poszedł do kuchni, gdzie Maciek właśnie rozpakowywał zakupy, w tym bułki. Dziewczynki bawiły się klockami, Maksio jadł bułkę w kuchni, a rodzice dzieci rozmawiali o… logopedach i pomocach. Pokazałam dziewczynkom jak gra się na klawiaturze Comfy i wtedy oczywiście z kuchni przybiegł Maksik. Maksio usłyszał, że Kinga i Maja bawią się przy komputerze i przybliżył się do nich z pewną nieśmiałością… Najbardziej podobał się klawisz – rolka… Oczywiście było wesoło, gdyż Didi, Bu i Ups śmieją się bardzo zaraźliwie! Czas mijał bardzo szybko… Dzieci zapatrzone w ekran… Maja i Maksio czekają na Kingę… Niestety zaraz potem trzeba było się rozstać. Dziewczynki pojechały do okulisty, a Maksio do laryngologa. Dziękujemy za odwiedziny!