Tego dnia mieliśmy zaplanowaną wycieczkę do pasieki w Krzemienicy. Dzień był pochmurny więc zapełniliśmy cały autokar.
Maks bardzo lubi jeździć autobusami.
Obecni właściciele kupili tę posiadłość kilkanaście lat temu, kiedy zniechęciło ich mieszkanie w bloku. Po rocznym stażu u bartnika zdecydowali się na założenie pasieki. Na terenie pasieki obowiązuje zakaz jedzenia i picia, żeby nie nęcić pszczół, których jest tam ponoć 30 tysięcy.
Żona bartnika, nauczycielka z wykształcenia, prowadzi zajęcia edukacyjne dla dzieci i młodzieży. Opowiada o pszczołach, pokazuje różne sprzęty pomocne w pszczelarstwie. Tu wirówka do plastrów miodu.
Maksowi wcale się tam nie podobało, był znudzony i zażyczyl sobie wizytę w toalecie.
Niestety sławojka na dworze, z której ostro woniało absolutnie zniechęciła go do wejścia.
Znudzony i zbuntowany siedział na podwórku wycierając mur polarem.
Nie zainteresowało go gniazdo jaskółek…
…ani nawet szklany ul!
Z dużą radością powitał autokar, do którego wsiedliśmy jako pierwsi i tam zjadł kanapki i napił się soku. Wróciliśmy na obiad do Albatrosa.
A po obiedzie mieliśmy przedstawienie Jaś i Małgosia wg Jana Brzechwy w wykonaniu rodziców i terapeutów.
Jaś i Małgosia spotkali czarownicę…
Przedstawienie było bardzo udane i o mały włos nie skończyło się przed czasem, gdyż córeczka Małgosi, kiedy zobaczyła mamę w klatce włączyła się w przedstawienie z okrzykiem- mamo uratuję cię! I oczywiście wygrażała czarownicy…
Na koniec wspólne zdjęcie z aktorami.
Ciekawie tam mieliście, choć jak widać Maksowi akurat pszczoły nie przypadły do gustu. Coraz bardziej nachodzi mnie ochota na wspólny wyjazd z BK w przyszłym roku.
Warto, może Aneta zaprzyjaźniłaby się z Natalją, która urodziła się jeden dzień wcześniej niż Aneta.