Druga połowa lutego to najgorszy z możliwych terminów na ferie zimowe. Właściwie rzadko kiedy w tym czasie jest u nas śnieg, a w tym roku nawet w górach powiało wiosną.
Maks szczęśliwie zdrowy, dlatego od poniedziałku aktywnie spędzamy czas. W pierwszy dzień ferii byliśmy na placu zabaw przy Ceramicznej. Maksowi tak spodobało się obserwować chłopców wrzucających piłkę do kosza, że w żaden sposób nie chciał wracać do domu. Dlatego, gdy uciekł nam autobus, na piechotę przeszliśmy dwa przystanki i odwiedziliśmy salę zabaw – „Radosne chwile”.
Relaks w hamaku na ceramicznym szlaku.
Wstąpiłem na pomarańczową, betonową ścieżkę wspinaczkową.
Ulubiona zabawa Maksa – wrzucanie patyków do kałuży. W tym przypadku kałuża była pokryta cienkim lodem i niektóre patyki wbijały się w cienką warstewkę lodu!
Zamiast do domu udaliśmy się do „Radosnej chwili”. Jeszcze w poniedziałek nie było zniżki dla dzieci z okazji ferii. I jakiś czas Maks był jedynym odwiedzającym…
Cudownie bawił się strzelając z armatki pneumatycznej.
Zjeżdżał z dużej i z małej zjeżdżalni do basenu z piłeczkami…
We wtorek też była ciepła i słoneczna pogoda. Pojechaliśmy odwiedzić ZOO…
U hipopotamów trafiliśmy na czas karmienia i Maks był zafascynowany ich rozmiarami. Bardzo długo też obserwował ryby. Z okazji ferii był tam pan, który pokazywał zainteresowanym dzieciom skorupę żółwia, i różne zasuszone jeżowce.
Dziewczynki, które z nami oglądały te eksponaty pytały jak taki jeżowiec może coś zjeść przez taki mały otwór. Pan nam powiedział , że jeżowiec ma 5 zębów i rozłamał duży okaz zasuszonego dolara piaskowego, żeby nam pokazać co zjadł ten osobnik na ostatni obiad…
Taki kawałek dostał Maks, widać ostatni zasuszony posiłek….
oraz charakterystyczne dziurki po kolcach…
Maks nie chciał włożyć ręki w paszczę tego drewnianego hipcia.
Słońce tak mocno grzało, że i król lew wygrzewał się…
Żyrafy były na wybiegu, więc Maks patrzył na rybki…
Gdy dotarliśmy na plac zabaw, Maks był nieszczęśliwy, że kolejka nie działa. Po kilkunastu minutach pan uruchomił pociąg i Maks zaliczył dwa przejazdy.
Dzisiaj natomiast zaliczyliśmy przejazd metrem od końca do końca i na Kabatach odwiedziliśmy Piterka.
Jest Piterek, Maja i Irenka- saksofonistka.
Potem Maks gotował z Mają na grającej kuchence.