Prawie równo rok temu, po powrocie z turnusu rehabilitacyjnego w Rowach, Maks pobił rekord poziomu TSH – przekroczył 150 jednostek. Wcześniej brał metizol – lek na nadczynność tarczycy – i tak się to „odbiło”. W tym roku (2014) znów pojechaliśmy nad Bałtyk, znów do Rowów i… znów z metizolem. Skończyło się podobnie, tylko (dzięki Bogu) rekord nie został pobity. Maks wyjechał z nadczynności, a po krótkiej chwili od powrotu „wahadło toxicosis” ruszyło w drugą stronę – TSH na poziomie 15 jednostek to spora niedoczynność. Jednak gdy spojrzymy na kilkuletnią historię badań poziomów hormonów tarczycy (i przysadki – TSH wydzielany jest właśnie przez przysadkę), to można zaryzykować stwierdzenie, że cykl nadczynność-niedoczynność w tarczycy naszego Syna trwa około pół roku. Kolejne maksymalne wartości poziomu TSH przypadają na: sierpień ’13, luty ’14 i wrzesień ’14. Amplituda wahań (miejmy nadzieję) nie rośnie i być może ta „toksyczna” odmiana choroby Hashimoto będzie powoli wygasać…
Z powyższej tabeli z zebranymi wynikami dwu i półrocznych badań wynika, że „biedny” Maks rzadko kiedy ma „unormowany” poziom hormonów tarczycy (na różowo zaznaczone są przekroczenia „in +”, na niebiesko „in -„).
Na wykresie widać „toksyczne” zachowanie tarczycy Maksa – zmiany poziomu hormonów o 5 rzędów wielkości (od poziomu mniejszego niż 0,005 jednostek do ponad 100) w czasie dwóch miesięcy. Można zadać pytanie – czy cykl niedoczynność-nadczynność będzie się powtarzał z taką samą częstotliwości, czy będzie (oby!) się wydłużał. Chciałbym nie odpowiadać na to pytanie, gdyż Maks (jak każde dziecko) bardzo nie lubi pobierania krwi.