22 listopada, we wtorek, mieliśmy lekcję malowania w SCEK na Jezuickiej. Tym razem mieliśmy umieścić na naszej pracy linię horyzontu. Jako, że z liniami nie idzie nam najlepiej – w ich malowaniu mieli pomóc nam nasi opiekunowie.
Moja mama pociągnęła pędzlem jakieś linie i zaburzyła mi moje widzenie tego co i jak mam namalować.
Dam radę sam i zamaluję co trzeba…
Był traktor i już go nie widać…
Miało nie być traktora, ale jest! I jak tu się nie zdenerwować!
Moja praca powinna mieć tytuł – przedmiot, którego miało nie być!
Po malowaniu zeszliśmy do Galerii Brzozowej, żeby zobaczyć wystawę p.t. ” Przedmiot, którego nie ma” (tytuł wystawy coś mi przypominał, ale jakoś nie mogłem sobie uświadomić co konkretnie).
Malowanie to bardzo męczące zajęcie. Jak tylko dotarliśmy do krzeseł, to szybko na nich usiedliśmy, żeby dać odpocząć schodzonym nogom.