W czwartek, tuż przed końcem roku szkolnego, Maks świętował z klasą swoje 12 urodziny. Na początku miałam zaprosić wszystkich na lody, ale potem pomyślałam, że pobawimy się razem, tym bardziej, że w sobotę na urodzinach była tylko połowa klasy, więc dla wszystkich wymyśliłam dwie zabawy i urodziny indiańskie przeżyliśmy wszyscy, a niektórzy nawet powtórnie.
Zrobiliśmy indiańskie pióropusze i cały szczep zrobił sobie zdjęcie z indiańskimi okrzykami.
Wydawało mi się, że nie będzie kłopotów z samodzielnym wkładaniem piór do opaski, ale jednak myliłam się. Mała motoryka okazała się nie dość przygotowana na tę aktywność i małym Indianom trzeba było pomagać.
Każdy Indianin powinien mieć swój nóż. Ozdabialiśmy drewniane noże.
Potem układaliśmy z drewnianych elementów totem według wylosowanego wzoru.
Akurat Maks wylosował bardzo trudny wzór, który był wyjątkowo niestabilny, ale niektórym kolegom udało się samodzielnie zbudować swój totem.
Zrobiliśmy lizakowy teatrzyk i jeszcze raz odegraliśmy przygodę Indianina Nitou z Pożeraczem Chmur.
Na koniec zabawiliśmy się w strzelanie do puszek i butelek, popularne na Dzikim Zachodzie. Wykorzystałam prezent, który Maks dostał na urodziny.
To jest fajna zabawka, szczególnie dla chłopców. Mogą sobie postrzelać, ćwiczą koordynację oko ręka, ale nie celują do żywych… Atrakcją tej zabawki są dźwięki – niemal realistyczne.
Dziękujemy wszystkim za wspólną zabawę i urodzinowy prezent.