Moja siostra Gosia w listopadzie zapragnęła nagle zostać opiekunką królików. Najpierw miała kupić królika w sklepie zoologicznym, ale potem znalazła fundację, która opiekuje się królikami, które straciły dach nad głową i znalazły się na bruku. Królików z tego miejsca się nie kupuje, tylko adoptuje. Gosia zakupiła już w grudniu całe wyposażenie króliczej „norki” i czekała na przybycie królewskich gości. Czas płynął i płynął, aż wreszcie nastał dzień odbioru królików z fundacji. Najpierw miał to być królik czarny jak noc. Ale kiedy okazało się, że tak zapuścił korzenie głęboko w króliczą społeczność, że nie ma mowy, żeby znów go wyrywać z niej, to Gośka zdecydowała, że zaadoptuje dwie królicze siostry, które czekały już rok na nowy dom.
I oto mam zaszczyt je Wam przedstawić.
Biała króliczka jest odważniejsza, nazywała się Wika, ale Gośka przechrzciła ją na Panterę, a ta w paski nazwała się Milka, a Gośka nazywa ją Tygrysem. Króliczki do Gosi już się przyzwyczaiły, ale do mnie jeszcze nie. Ja mówię dla nich trochę za głośno i nazywam je po staremu , bo tak mi łatwiej.
Sami widzicie, że podobnie jak Mały Książę, siedzę i czekam, aż się oswoją. Nie robię nagłych ruchów, tylko czasem coś powiem, albo się ucieszę!
Wika jest bardziej odważna, choć lubi królicze tunele.
Milkę określiłbym jako nieśmiałą, ale moja mama mówi, że jest wycofana…
Króliki lubią nocne życie. Ostatnio buszowały w wiklinowym tunelu, przetoczyły go i uderzył mocno w kuwetę. Rodzice obudzili się o 3 nad ranem wystraszeni, że coś przetoczyło się i spadło z dachu.
Będę dzielił się z Wami opowieściami z króliczej norki.