Archiwum miesiąca: lipiec 2019

SOR(RY) tutaj ratuje się życie!

Wczoraj moi rodzice spędzili cały dzień na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Szpitalu Dzieciątka Jezus przy ulicy Lindleya.

Dzień rozpoczął się od telefonu z laboratorium, gdzie przeanalizowano wyniki z krwi taty (które zrobił po tygodniu od wypisu ze szpitala) i stwierdzono, że ma jakiś stan zapalny w organizmie, więc  tata poszedł do lekarza, żeby  się skonsultować. Lekarka zapoznała się z wynikami i tym co ostatnio przeszedł mój tata i stwierdziła, że internistycznie jest dobrze i potrzebne są badania szczegółowe, żeby dowiedzieć się gdzie jest ten stan zapalny, więc wypisała tacie skierowanie do szpitala, w którym był ostatnio, czyli na Lindleya.

Tata nie był zadowolony, ale uznał argumenty lekarki. Postanowił pójść na piechotę z przychodni na Świętej Barbary do szpitala na Lindleya. Spacer dobrze mu zrobił. Nie miał kłopotów z  zejściem i wejściem po schodach przejścia podziemnego i przed 11.00 pojawił się w rejestracji SOR-u. W poczekalni siedziało kilka osób, ale tłumu nie było i zapowiadało się na krótkie czekanie. Na drzwiach wejściowych na SOR wisiał plakat zatytułowany:

(SOR)RY, tutaj ratuje się życie.

Po godzinie czekania tatę poproszono do środka. O 14.00 pacjentów oczekujących na to, że zostaną wezwani na SOR zelektryzowała wiadomość pani z rejestracji, że zepsuł się aparat do rentgena i do 17.00 będzie naprawiany!

O 16 00 tata wyszedł z SOR-u i usiadł obok mamy na krześle w poczekalni, bo na SORze zabrakło krzeseł. Swoje ustąpił  kobiecie w ciąży i zmęczył się staniem. Tak jak inni pacjenci czekał na zdjęcie rtg.  Nowi pacjenci zgłaszali się do rejestracji i byli informowani o awarii aparatu RTG, proponowano im też inne szpitale np na Solcu. Ciekawe jest też to, że pacjentom z Solca proponowano szpital na Lindleya i jeden pacjent bardzo się zdziwił gdy tu przyjechał i dowiedział się, że zdjęcie rtg zrobią mu o bliżej nie określonej godzinie, gdyż na SORze czeka przyjętych 25 osób…

O 18.00 przyszli  dwaj pacjenci ze szpitala na Barskiej , gdzie wysiadł system i jego naprawa miała potrwać trzy godziny…

W każdym razie wracając do taty to udało mu się. Po 17.18 zrobiono mu zdjęcie rtg. Na echo serca przewieziono go o 18.24 meleksem na kardiologię (gdzie był tydzień wcześniej) i tam pani doktor powiedziała, że kardiologicznie jest wszystko dobrze, a ekg obecne ma mniej zakłóceń niż to z wypisu. O 19.00 lekarze skonsultowali się, że nie wiadomo gdzie jest ten stan zapalny. Na pewno nie w sercu. I o 19.30 wypis był prawie gotowy.

Tata wrócił z mamą o 20.45

Zastanawiający jest fakt w dobie małych, przewoźnych aparatów RTG, na SORze w szpitalu Dzieciątka Jezus nie ma takiego i pacjenci korzystają w aparatu dostępnego na ortopedii…dobrze jeśli jest czynny, gorzej kiedy jest zepsuty!

Ostra zatorowość płucna wysokiego ryzyka

5 czerwca mój tata miał laparoskopowy zabieg prostatektomii radykalnej i dwa tygodnie później kiedy wybierał się do szpitala na usunięcie cewnika dopadł go zator płucny, który dostał się do serca i do tętnic płucnych! Taki zator nazywają „jeźdźcem” i można go usunąć jedynie na drodze operacji kardiochirurgicznej z mechanicznym usuwaniem skrzepów. W tym nieszczęściu tata miał szczęście, że trafił na wspaniałych lekarzy, którzy uratowali mu życie!

To czego dokonał zespół kardiochiorurgów z dr Zielińskim  w szpitalu Medicover możecie sobie przeczytać poniżej. Tata jak  przeczytał co przeszło jego serce to żałował, swojej ciekawości, bo po przeczytaniu poczuł się bardzo słaby…

Ja odwiedziłem tatę w szpitalu. Za pierwszym razem jak zobaczyłem dreny, które wystawały spod piżamy to mało się nie rozpłakałem. Ale jak tata ze mną porozmawiał i zobaczyłem, że ma się dobrze, to  przestałem się martwić!


Wczoraj zdziwiłem się gdy pojechaliśmy po tatę do szpitala i nie był to szpital Medicover, tylko Szpital Dzieciątka Jezus, gdzie chodzę do ortodonty. Okazało się , że tam ustawiono tacie leczenie przeciwzakrzepowe, żeby żaden jeździec go już nie zaatakował.

Koniec roku szkolnego

Ten koniec roku szkolnego zapamięta cała moja rodzina i to nie dla tego, że wyjątkowo przypadał na środę, przed Bożym Ciałem.

Ten dzień rozpoczął się przyjazdem karetki pogotowia pod nasz dom. Tata, który miał jechać do Otwocka do ECZ na  wizytę kontrolną i wyjęcie cewnika, poczuł się bardzo źle. Miał kłopoty z oddychaniem i mama wezwała karetkę. Ratownicy przyjechali bardzo szybko. Zrobili tacie EKG, podłączyli kroplówkę z adrenaliną i podali tacie maskę z tlenem do oddychania. Potem przenieśli go na nosze i zabrali karetką do szpitala Bródnowskiego.

Byłem w moim pokoju i słyszałem jak karetka odjechała na sygnale. Moja siostra Marysia pomogła mi przygotować się do wyjścia do szkoły i razem z Oliwią i jej mamą pojechaliśmy pożegnać szóstą klasę i Naszą Panią, która we wrześniu będzie wychowawczynią pierwszej klasy.

W szkole spotkałem kolegów i Naszą Panią i właściwie wszystko było takie zwyczajne, jak już wcześniej na zakończenie roku szkolnego…jedyną zmianą było to, że nie było ze mną mamy, ale była Marysia- moja najstarsza siostra.

Nasz klasa znów zabłysła i Iga z Olkiem odebrali dla nas nagrodę.

Potem tańczyliśmy zumbę i pokazaliśmy czego nauczyliśmy się w ciągu minionego roku.

W końcu skończyła się część oficjalna  i poszliśmy do naszej sali.

Wycałowaliśmy Naszą Panią i podziękowaliśmy Jej za to, że była dla nas jak DRUGA  MAMA!

Każdy z nas dostał świadectwo podsumowujące nasze osiągnięcia.


Właściwie już kilka razy kończyliśmy rok szkolny, więc jeszcze nie dotarło do nas to, czym to zakończenie różni się od poprzednich…Od września, w siódmej klasie będziemy mieć nową wychowawczynię, a Nasza Pani będzie miała pierwszaki… Na szczęście będzie miała z nami kilka godzin lekcji, więc nadal będzie nas uczyć, choć już nie będziemy Jej klasą!

Wróciłem do domu, a mamy nie było. Moje starsze rodzeństwo miało smutne miny i popłakiwali po kątach. Oni wiedzieli, że tata dostał zatoru płucnego. Jeden skrzep dostał się do prawej komory serca,  a inne były w tętnicach płucnych i tylko operacyjne wyjęcie tych zakrzepów mogło uratować życie naszemu tacie.  Dr Szadryn z SORu na Bródnie szybko i trafnie zdiagnozowała taty problem i znalazła szpital, który podjął się operacji.

O 13.00 tatę przewieziono ze szpitala na Bródnie do szpitala Medicoveru na Wilanowie.

O 14.00 przewieziono go na salę operacyjną gdzie dr Zieliński po trwającej 6 godzin operacji  usunął wszystkie skrzepy i tym samym uratował życie naszego taty!

Mama i Mateusz wrócili do domu przed 22.00. Powiedzieli, że rozmawiali z dr Zielińskim, który jest zadowolony z przebiegu operacji, która się udała!

I dopiero wtedy odetchnęliśmy z ulgą!