Pierwszego dnia wyszliśmy ze schroniska „Trzy Korony” kierując się za znakami żółtego szlaku na Przełęcz Szopka. Nasze schronisko jest pięknie położone i prezentuje się imponująco z pierwszego odcinka szlaku na przełęcz.
Schronisko „Trzy korony” widziane ze szlaku.
Sam szlak wiedzie wyjątkowo malowniczym wąwozem szopczańskim, w którym (według legendy) górale uratowali króla Jana Kazimierza przed Szwedami – co opisał w „Potopie” Henryk Sienkiewicz. Maks dreptał raźno w górę i podziwiał cuda natury.
Wąwóz jest głęboko wcięty i czujemy się w nim tacy maleńcy…… ale zawsze można oprzeć się na Mamie!Mijamy strumyk, w którym można zanurzyć ręce.
Skalisty wąwóz kończy się na granicy lasu i dalej w górę prowadzą drewniane schody. Tata zrezygnował z wchodzenia na schody, a Maks z Mamą cierpliwie tuptając doszli do celu.
Na Przełęczy Szopka
Z góry schodzi się znacznie szybciej, trzeba tylko uważać aby się nie poślizgnąć na schodach i skałkach. Na końcu szlaku powrotnego – tuż pod schroniskiem – czekał na nas piękny widok na szczyt Trzech Koron.
Na drugim (słowackim) brzegu Dunajca stoją zabudowania Czerwonego Klasztoru. Został ufundowany w XIV wieku, a zamieszkiwali go najpierw Kartuzi, a potem Kameduli. Czerwony Klasztor został uznany za narodowy zabytek Słowacji i jest udostępniony do zwiedzania – stanowi jedną z atrakcji w Pieninach.
W Czerwonym Klasztorze byliśmy dwa razy – drugiego i przedostatniego dnia naszego wyjazdu. Za pierwszym razem przeprowadziliśmy swego rodzaju „rekonesans”, a za drugim razem obejrzeliśmy dokładnie te miejsca, które poprzednio nas zachwyciły.
Na słowackim brzegu Dunajca mamy drogowskaz z czasami i wysokościami (npm)Brama wjazdowa ma częściowo oryginalne sklepienie z ceglanych elementów.
Nazwa „Czerwony Klasztor” pochodzi właśnie od koloru elementów konstrukcyjnych: sklepień i obramowań: okiennych oraz drzwiowych.
Podczas pierwszej wizyty widoki były przesłonięte chmurami (tutaj widok z trzeciego dziedzińca)…… ale za drugim razem mieliśmy piękną panoramę na Trzy Korony.Widok na bryłę kościoła przy zachmurzonym niebie…… i w pełnym słońcu. Warto zwrócić uwagę na konstrukcję okna – jest wykonana z czerwonych, ceramicznych elmentów.
Wnętrza kompleksu klasztornego można zwiedzać – nie jest sprawowany w nim kult. W kilku salach znajdują się eksponaty z epoki świetności tego miejsca, a w jedynym ocalałym domku kamedulskim – rekonstrukcja siedziby mnicha. Największe wrażenie zrobiły na nas: wnętrze jednonawowego kościoła oraz refektarz zakonny.
Nawa kościoła św. Antoniego Pustelnika. Piękna dekoracja sklepień o konstrukcji palmowej.Widok na chór. W kościołach kamedulskich nie wprowadzano muzyki organowej.Przepiękne sklepienie siatkowe w refektarzu. Nigdy takiego nie widzieliśmy.Stalle i elementy fresków w refektarzu.Maksa zainteresował najbardziej rynsztunek żołnierza husyckiego. Husyci złupili Czerwony Klasztor w XV wieku.Drewniane figury czterech Ewangelistów.W miejscu pracy i modlitwy mnicha kamedulskiego (w jedynym ocalałym eremie).Strój (habit) kameduły-chórzysty…… ale to współczesny eksponat, który został wypożyczony z polskich Bielan – pytanie tylko czy z krakowskich, czy z warszawskich?
Na zakończenie zwiedzania, na pierwszym dziedzińcu, w karczmie „Pod Lipą” polecamy spróbować miejscowego piwa „Romuald”, nazwanego na cześć założyciela zakonu Kamedulskiego.
Jak czytelnicy tego bloga wiedzą, na sylwestra 2022 pojechaliśmy ze stowarzyszeniem „Bardziej Kochani” na Ponidzie. Zwiedzaliśmy Jędrzejów, Pińczów, Szydłów, Kurozwęki i Wiślicę. Niestety, muzeum w Wiślicy było zamknięte. Trwał remont. Ponieważ koniecznie chciałem zobaczyć romańską Płytę Wiślicką (Płytę Orantów), zahaczyliśmy o maleńkie miasteczko słynne ze swej przeszłości.
Wejście do kolegiaty wiślickiej, ufundowanej przez Kazimierza Wielkiego
Muzeum archeologiczne zostało otwarte tydzień wcześniej – po gruntownej modernizacji. Mogę odpowiedzialnie napisać – jest imponujące. Trasa biegnie pod ziemią – wokół fundamentów kolegiaty wiślickiej. Oglądamy fundamenty poprzednich kościołów, które stały w tym miejscu, zabytkowe znaleziska wykopane w czasie prac, fenomenalne prezentacje multimedialne – rozwoju grodu, budowy świątyń, historii życia w grodzie, walk rycerskich… No i oczywiście oglądamy płytę orantów, która najprawdopodobniej przedstawia Henryka Sandomierskiego, XII-wiecznego władcę tego regionu Polski.
Wejście do muzeumZdjęcie nie oddaje szerokiego na 10 metrów filmu wyświetlanego w pierwszej sali muzeumOpowieść o średniowiecznych rycerzachNa trasie zwiedzania – w tle widać fundamenty kolegiaty wiślickiejTrójwymiarowa wizualizacja budowli, których już nie maPłyta Wiślicka – część dolnaPłyta Wiślicka – widok na całość posadzki wraz z podstawami kolumn
Jeśli będziecie kiedyś w pobliżu Wiślicy – zajrzyjcie koniecznie do Muzeum Archeologicznego. Będziecie oczarowani!
Wyruszyliśmy na południe Polski – w góry. Ale po drodze zatrzymaliśmy się na jeden dzień na Zamku rycerskim w Sobkowie. Szukaliśmy noclegu mniej więcej w połowie drogi z Warszawy do Sromowców Niżnych, a ponieważ na sylwestra 2022 byliśmy na wyjeździe na Ponidziu – znaleźliśmy lokum właśnie w tej krainie.
Zamek w Sobkowie to hotel w odrestaurowanych zabudowaniach gospodarczych otaczających malownicze ruiny „właściwego” zamku rycerskiego.
Zabudowania hotelowe – jedno z trzech skrzydełMaks z ruinami zamku w tleKorytarze w hotelu są imponująceDawna broń, obrazy i zdobienia!
Po przyjeździe wyszliśmy na krótką przechadzkę po okolicy. Zamek Sobków leży nad rzeką Nidą (wszak to kraina o nazwie Ponidzie!).
Wychodzimy poza mury zamkoweDoszliśmy (nie było trudno) nad NidęPo chwili dołączyła do nas szkółka jeździecka z zamkowej stajniNa dziedzińcu zamkowym stoją rozmaite modele dawnego uzbrojenia
Kolację zjedliśmy w salach oddających klimat dawnych, świetnych czasów Sobkowa. Kuchnia „zamkowa” – pierwsza klasa!
Czekamy na potrawy – jest z nami Adam ze swoją Mamą – Panią BożenąMaks był zafascynowany drugą salą – bogato wyposażoną i udekorowaną
Mama Maksa wyszła po cichutku wieczorem – kiedy zmęczeni zasypialiśmy – i zrobiła nastrojowe zdjęcia parku oraz ruin.
Sobkowski park w nocyPięknie podświetlone ruiny zamkuInne, nocne ujęcie zamkowych ruinWejście do naszej „kwatery”
Po dziedzińcu Zamku w Sobkowie chodzą dumne pawie, a rano można podziwiać ptaki drapieżna m.in. sowy.
Paw, który nie boi się gościPaw puszy ogon w drzwiach sali balowej
Jeśli jeszcze raz będziemy w tamtych okolicach tj. na Ponidziu, pomiędzy Jędrzejowem a Pińczowem – niechybnie zawitamy do gościnnego Zamku Rycerskiego w Sobkowie, który wszystkim czytelnikom bloga polecamy!