Archiwum dnia: 1 marca 2023

Ferie i filcowanie

W szkolnej świetlicy filcowaliśmy wełnę igłą na bawełnianej torbie, jako prezent dla mamy. Mojej mamie prezent bardzo się spodobał, ale uznała, że filcowanie trzeba poprawić, więc kupiła igły i w wakacje siedzieliśmy na ogródku i filcowaliśmy.

Mama bardzo się zachęciła. Kupiła wełnę merynosów australijskich i zaczęła filcować także na mokro. Jak trochę się wprawiła, uznała, że ferie i filcowanie mają coś wspólnego… (???)

i postanowiła nauczyć mnie tej sztuki.

Filcowanie nie jest trudne. Potrzebna jest wełna, mydło i woda. A także jakiś szablon i siateczka z tiulu.

Miałem zrobić prezent dla siostry na imieniny. Broszkę – kwiatek.

Ułożyłem wełnę na jednej stronie szablonu i przykryłem siateczką z tiulu, żeby podczas moczenie wełna się nie przesuwała.

Potem rękami masowałem wełnę wodą z mydłem, przekręciłem szablon na drugą stronę i znowu ułożyłem wełnę i polałem ją wodą z mydłem.

Najbardziej nużące jest dobre sfilcowanie wełny, żeby włókna się połączyły i żeby się nie rozdzielały. Mama mi w tym pomagała…

Na stole mamy folię bąbelkową, która pomaga szybciej filcować się wełnie, ale to rolowanie, ściskanie , wygniatanie kompletnie mnie wykończyło i chciałem jak najszybciej dać nogę…

Ale musiałem jeszcze zrobić liście do kwiatka…

Na szczęście mama sama rozcięła płatki i dokończyła filcowania, a ja wypłukałem kwiatek z mydła.

Ta zabawa zajęła mi dużo czasu i byłem wykończony.

Jednak kwiatek był prawie gotowy. Musiał tylko wyschnąć.

Następnego dnia na sucho filcowałem środek kwiatka i to w sumie trwało krótko .

Mama doszyła zapięcie i broszka była gotowa. Jednak filcowanie na mokro to nie moja bajka.

– Gotowe mamusiu, ale więcej mi tego nie proponuj…