Kiedy już zjechaliśmy kolejką górską ze szczytu Monte Baldo poszliśmy na pomost, żeby kupić bilet na statek do położonej na przeciwko miejscowości Limone, która słynęła z uprawy cytryn…
W Malcesine są malownicze bardzo wąskie uliczki wybrukowane kamieniami…
Na każdym możliwym miejscu wystawione są stoliki, przy których można usiąść i coś zamówić. My jednak najpierw musieliśmy poczekać na statek.
Tym razem płynęliśmy promem i na odkrytym pokładzie mocno wiało. Zeszliśmy więc niżej na pokład zamknięty.
Jak widać był przeszklony i z niego również można było podziwiać Jezioro Garda.
Podróż nie trwała długo i naszym oczom ukazało się Limone, jakby przyklejone do masywu górskiego. Nie mogliśmy tam spędzić dużo czasu, bo wracaliśmy statkiem , który odpływał z Limone godzinę później…
Mieliśmy mało czasu, a chcieliśmy kupić na pamiątkę dla taty Maksa Limoncello, likier z cytryn i to ten zabielany…
Wracając zobaczyłam, że Maks już ma „długą”minę, więc wstąpiliśmy do baru, gdzie sprzedawali pizzę na wagę i kupiłam Maksowi kawałek na polepszenie humoru.
Siedzieliśmy i czekaliśmy, żeby nie spóźnić się na nasz statek.
Na pokładzie statku, którym wracaliśmy nie było już tak zimno. Maks zajął się konsumpcją, a ja obserwacją chmur…
W Malcesine mieliśmy czas wolny i ruszyliśmy na odkrywanie uroków tego małego miasteczka. Zrobiliśmy zdjęcie mapy i upewniliśmy się, że damy radę się nie zgubić.
Spacer po uliczkach zaczęliśmy od portu , a potem poszliśmy w stronę zamku, którego urok opisywał swojej przyjaciółce Goethe i nie tylko opisał, ale również zrobił szkic, za który został zamknięty w więzieniu i potraktowany jako szpieg. Po latach jakby w rekompensacie za poniesione straty moralne jednej z ulic nadano nazwisko sławnego poety niemieckiego Via Goethe
Zeszliśmy w dół i znaleźliśmy się na samym brzegu jeziora.
Potem jeszcze niżej…na taras widokowy
To chyba najbardziej urocze miejsce w Malcesine…
I ciekawe, że obok siebie są różowe skały i czarne…
Byliśmy sami, a nad nami górowały mury zamku Scaligierich.
Wróciliśmy na uliczki Malcesine.
Poczekaliśmy, aż zbiorą się wszyscy członkowie naszej wycieczki na placu przed ratuszem miejskim.
A potem wróciliśmy do San Zeno di Montagna.
Maks usiadł w oknie i zjadł pomarańczę kupioną w Limone.