Werona to bardzo stare miasto, o czym świadczy Amfiteatr Arena, starszy od rzymskiego Coloseum. Nasza Pani Przewodnik najpierw wsiadła do naszego autokaru, żeby pokazać nam dawne bramy miejskie, a dopiero potem wysiedliśmy i przeszliśmy się brzegiem Adygi do Ponte Nuovo, przez który przeszliśmy, żeby znaleźć dom Romea i Julii.
To niesamowite jaką siłę może mieć literatura. Dzięki tragedii „Romeo i Julia” napisanej w 1597 przez Schakespeare’a, której akcja rozgrywa się w Weronie, miasto jest nieustannie na szlaku wycieczek.
Zaczęliśmy od domu, w którym mógł mieszkać Romeo. Należy do zamożnej rodziny, która nie udostępnia go zwiedzającym dlatego można go podziwiać tylko z ulicy. Widać balkon, z którego ponoć Romeo opuszczał się, przechodził przez pobliski ogród na Piazza Indipendienza i stamtąd miał 4 minuty, aby dostać się pod balkon Julii.
Nam trasa do domu Julii zajęła dużo więcej czasu, bo po drodze zatrzymywaliśmy się i podziwialiśmy okoliczne zabytki.
Tu stoimy pod grobowcami Rodu Scaligierich, którzy rządzili w Weronie w XIVw. Są przykładem architektury gotyckiej.
Dalej przeszliśmy pod pomnik Dantego na Piazza dei Signiori.
Na placu widzieliśmy wbite pomiędzy płyty chodnika metalowe pinezki, które wcześniej zwróciły naszą uwagę pod Operą w Mediolanie. Tym razem nasza przewodnik ,o nie zapytana, powiedziała,że określają granicę do której restauratorzy mogą wystawiać na plac swoje stoliki.
Wąska uliczka doprowadziła nas na Piazza delle Erbe- najstarszy plac, na którym handlowano w Weronie. Teraz również można tu kupić pamiątki, ale my mieliśmy w planie odwiedzić dom Julii…. To tam
Przeszliśmy przez bramę na dziedziniec, gdzie stoi statuła Giulietty.
Jesteśmy poza sezonem, ale na dziedzińcu pod balkonem zwiedzających nie brakuje.
Dom Julii, który jest masowo odwiedzany przez turystów nie jest tak autentyczny, jak Amfiteatr, który liczy sobie 2000 lat, mimo to do posągu Giulietty ustawiają się kolejki i każdy kto chce mieć szczęście w miłości, ma położyć rękę na jej prawej piersi.
Maks zaimponował mi, chwytając Julię za prawą dłoń!
Kiedy już wszyscy zaspokoili potrzebę zapewnienia sobie szczęścia w miłości poszliśmy do antycznego teatru, z którego słynie, albo słynąć powinna – Werona.
Z Via Capello, gdzie znajduje się Casa di Giuletta, każda uliczka prostopadła prowadzi do Amfiteatru Arena. My szliśmy via Mazzini przy której znajduje się wiele eleganckich sklepów.
Wyszliśmy na Piazza Bra największy plac w Weronie.
Maks zachęca mnie, żebym się nie ociągała, a wiadomo co jest za tymi żelaznymi bramami?
Czy przez te otwory wypuszczano dzikie zwierzęta na arenę?
Byliśmy na scenie, czas wejść na widownię.
Na selfie zawsze jest krzywa mina.
W czasie wolnym wróciliśmy z Piazza Bra …
na Piazza delle Erbe, Po drodze mijali nas studenci, którzy tego dnia zdali swoje egzaminy i w laurowych wieńcach razem ze swoimi przyjaciółmi spieszyli się świętować.
Kiedy Maks zjadł pancakes, poprawił mu się nastrój .
Zobaczyliśmy fontannę na rynku i freski na domach
Stragany , gdzie kupiliśmy kubki z Werony do mojej domowej kolekcji, oraz fartuszek do kuchni. W końcu Maks usiadł bo zwolniły się miejsca przy La Tribuna
Miejsce to w przeszłości pełniło podwójną funkcję: z jednej strony było miejscem wyboru panów miasta, którzy musieli zaprzysiąc wierność ustawom miejskim, a z drugiej strony miejscem mierniczym, w którym można było sprawdzić miarę korzystając z przytwierdzonej do trybuny obręczy.
Tu też dowiedzieliśmy się, że jeśli zamawiamy jedzenie przy stoliku w restauracji to musimy liczyć się z tym , że na rachunku pojawi się dodatkowa pozycja „coperto”.
W przypadku naszych znajomych , którzy zjedli pizzę na Piazza delle Erbe ich coperto wynosiło 10 euro.
Wiadomo podróże kształcą, a jedzenie kosztuje.