Wszystkie wpisy, których autorem jest Anna

Na lody do Sirmione

Jezioro Garda ma najczystsze wody, ze wszystkich jezior włoskich. Na jego brzegach przycupnęły mniejsze i większe miasteczka w zależności od tego, ile miejsca zostawiły ludziom pobliskie góry. Wszystkie wyglądają bardzo malowniczo, ale tylko Sirmione położone  jest na 4 kilometrowym półwyspie, który wcina się w jezioro Garda. Niektórzy porównują kształt jeziora do serca, a Sirmione właśnie jest w tym zagłebieniu serca między jego połowami.

W sezonie letnim ponoć trudno się poruszać po miasteczku, ale my byliśmy poza sezonem kiedy tulipany były w pełnej swojej krasie, a chcieliśmy zjeść tam lody i pospacerować .

Zatrzymaliśmy się na parkingu i skierowaliśmy w stronę Zamku Scaligierich. Aktualnie trwają tam prace remontowe, więc na zdjęciach widać pomarańczowe osłony i maszyny budowlane.

Dojście lub dojazd( dla mieszkańców) do centrum wiedzie przez most, pod zakończoną łukiem bramą.


W Sirmione jest mnóstwo miejsc, gdzie można kupić lody, bez przesady napiszę, że lodziarnia stoi przy lodziarni. Postanowiliśmy poszukać takiej wyjątkowej…

Przeszliśmy przez Piazzo Castello,

Dotarliśmy na Piazza Giosue Carducci, gdzie dobijają łodzie i promy

I zrobiliśmy sobie zdjęcie na wybrzeże Sirmione od strony Desenzano.
W dalszej wędrówce dotarliśmy do Term Catullusa. Po drodze jedna z kobiet pracujących w lodziarni nas pozdrawiała, więc tam zawróciliśmyKupiliśmy lody waniliowe w waflu z posypką orzechową w barze Gelateria Valentino. Kobieta tam pracująca zapytała Maksa o imię i innych jego kolegów. Że poczuliśmy się wyjątkowo, może świadczyć fakt , że jeden chłopak dla niej zatańczył.

Na zdjęciach z Sirmione często widać to miejsce, z uwagi na buduleję, która kwitnie w sezonie, o czym przekonałam się , gdy po podróży obejrzałam filmik sprzed lodziarni.

Maks stoi twarzą do Bouganville Caffe, która w sezonie kwitnienia pokazywana jest na wielu zdjęciach z Sirmione z uwagi na swoje ciemno różowe, albo wręcz fioletowe kwiaty,  którymi jest obsypana.

Na ulicach drzewa z mandarynkami , a może pomarańczami , widok dla nas niezapomniany.

Wracając doszliśmy do plaży- Spagia del Prete, gdzie nieopodal wyznaczony jest punkt, gdzie można się pocałować.

To miejsce jest (po przeciwnej stronie półwyspu niż molo do którego przypływają statki) na stronę wybrzeża gdzie są miasteczka: Lazise, Bardolino czy Garda.

A doszliśmy tu uliczką przy murach zamku.


W drodze powrotnej weszliśmy do kościółka Sanat’ Anna della Rocca , który był spowity w zasłony, chroniące w trakcie remontu sąsiadującego obok zamku , więc prawie go nie zauważyliśmy.

I tak powoli opuściliśmy uliczki Sirmione . Wydawało się nam, że to ostatnie spojrzenie na zamek…Na parkingu koleżanki zrobiły nam wspólne zdjęcie na jezioro Garda

Maks jest uśmiechnięty, więc chyba wycieczka się udała.

Spacerkiem po Vicenzie

Wybraliśmy się z Maksem na wycieczkę po północnych Włoszech w poszukiwaniu wiosennego słońca. Pierwszym miastem, które zwiedzaliśmy była Vincenza, okalana przez dwie rzeki: Bacchiglione i Retrone. Vincenza słynie z tego, że jest tam bardzo wiele pałaców, których architektem był Andrea Palladio.

Autokar wysadził nas na Viale Dalmazia i poszliśmy w kierunku Ogrodów Salvi.

Po drodze zobaczyliśmy wieżę bramy zamkowej -Torrione di Porta Castello.

Na piazza del Castello stoi nieukończone dzieło Pallatiego- Palazzo Porto. Rodzina Porto zamówiła projekt obszernego pałacu, którego budowa zakończyła się już na początku projektu.

Wędrując Corso Palladio doszliśmy do Palazzo Da Schio .

W Vicenzie na głównym  Piazza Dei Signori jest bazar. Co bardzo ograniczało nam widoczność na wspaniałe zabytki.

Tak wyglądał widok na Chiesa di San Vincenzo… i stojącą obok

Loggia del Capitaniato

A po drugiej stronie Piazza Dei Signori

Basilica Palladiana, wbrew skojarzeniom, nie  było to miejsce modlitwy, ale zgromadzeń rady miejskiej.

Z Piazza dei Signori można przejść na Piazza delle Erbe pod arkadami Muzeum Biżuterii Museo del Gioiello

Widok na Piazza delle  Ebre

Wracając C’tra’Santa Barbara widać charakterystyczne kolumny.

Spacerując po Vicenzie podziwiamy piękne pałace.

Po wejściu na patio ukazuje nam się wiekowa Wisteria , która rozpostarła się na  pałacowych ścianach.

A zachwyciło nas to, że wisteria już zaczęła kwitnąć!

Doszliśmy do Piazza Matteotti, gdzie znajduje się ostatnie  dzieło genialnego architekta  – Teatro Olimpico.


Projekt Andrea Palladiego zachwycił nas wszystkich. przez okazałą bramę wchodzi się do ogrodu


a następnie do gmachu teatru…

A po schodach schodzimy do amfiteatru

I wchodzimy na widownię, gdzie zamiast kamienia, który stosowano w antycznych teatrach- mamy drewno.

Teatr jest zadaszony, ale tak jak w antycznych teatrach widać jest niebo…

Scena jest w kształcie elipsy i zadziwia nas perspektywą antycznej ulicy.


Wyjście z Teatru Olimpico jest po przeciwnej stronie niż wejście.

W Vicenzie jest kamienny most Ponte San Michele na rzece Ritorne.

Kończymy spacer Po Vicenzie i jedziemy dalej…

Grypa

W tym roku Maks już drugi raz przechodził grypę. W obu przypadkach zrobiliśmy test, żeby lekarz zdążył przepisać lek przeciwwirusowy, który działa jeśli zacznie się go podawać w dwa dni od początku pojawienia się objawów choroby. W styczniu Maks miał grypę spowodowaną przez wirusy grupy A, a w marcu z grupy B.

W aptece jest kilka rodzajów testów combo, które rozpoznają, czy wirus jest grypowy, czy covidowy i w ten sposób, dość szybko pozwalają rozpoznać chorobę wirusową.

Zrobiłam wymaz z nosa,

umieściłam patyczek z wymazem  w dołączonym do testu roztworze

po 2 krople roztworu wkrapia się do każdego otworu na płytce testowej(S)

Za pierwszym razem pokazały się tylko paski kontrolne , czyli test wyszedł ujemny, ale następnego dnia , po zrobieniu kolejnego testu,

po 10 minutach,  na teście pojawiła się druga kreska , która zdiagnozowała wirusy grypy typu B. Maks wziął lek i po dwóch dniach gorączka  się skończyła, a po pięciu- grypa.

Czekamy na wiosnę, słońce i czas zachęcający do spacerów.

 

Szkoła Przysposabiająca do Pracy na Skaryszewskiej

W sobotę odwiedziliśmy Zespół Szkół nr 89, w którym był dzień otwarty. Postanowiliśmy rozpocząć odwiedzanie szkół przysposabiających do pracy, chociaż Maks rekrutować się będzie do nich w przyszłym roku.

Maks wybrał się ze Stasiem, bo wiadomo w kolegą zawsze raźniej. Przyszliśmy jako jedni z pierwszych odwiedzających.

Zaczęliśmy zwiedzanie od ostatniego piętra , gdzie jest sala gimnastyczna, sala muzyczna , w której chłopców zainteresowały bębny.

Chłopcy byli zaskoczeni tym pokojem. Trzy łóżka w szkole? W tej klasie uczniowie ze szkoły przysposabiającej do pracy ćwiczą ścielenie łóżek, a ich koledzy ze szkoły branżowej uczą się hotelarstwa.

Klasa, w której uczniowie uczą się szycia.

W szkole działa harcerstwo. Są zbiórki harcerskie i wyjazdy na obozy.

Sala komputerowa, w której uczniowie uczą się różnych algorytmów.

W stolarni uczniowie „dają drugie życie” starym krzesłom i ozdabiają je dekupażem. Pracują z drewnem i wypalają w nim różne kształty. Oczywiście wbijają gwoździe, tną i wiercą w drewnie.

W swojej części szkoły dbają o rośliny: podlewają, obrywają suche liście.

Uczniowie mają wiele zajęć plastycznych.

To sala, w której sadzą rośliny.

Sala masażu i integracji sensorycznej.

Stasiowi bardzo podobała się huśtawka.

W szkole przyjęto nas bardzo ciepło i pokazano także kuchnię, gdzie uczniowie uczą się gotować.

Szkoła wywarła na nas miłe wrażenie, choć niestety miasto jej do tej pory nie wyremontowało i często zdarzają się różne awarie.

Podobnie jak na Czarnieckiego , tak i na Skaryszewskiej budynek szkoły jest zabytkowy, co bardzo odwleka sprawę remontu i podwyższa jego koszty…

Podróż do Wrocławia

W listopadzie zadzwonił telefon z Wrocławia z tamtejszej Akademii Medycznej z zapytaniem czy nie wzięlibyśmy udziału w badaniach nad metabolizmem osób z trisomią. Trochę się zdziwiłam, gdyż raz wysyłałam badania Maksa do Wrocławia w roku 2013, biorąc udział w  projekcie medycznym, który nie wiem czy w ogóle się rozpoczął,  a tym bardziej czy się zakończył.

Nie mniej jednak uznałam, że lubię Wrocław i chętnie go z Maksem odwiedzę ponownie. Umówiłam się na badania 1 grudnia. Do projektu włączono rodzeństwo osób z zespołem Downa, które ma być grupą kontrolną, dlatego Marysia pojechała razem z nami.

Wsiedliśmy do pociągu i po pięciu godzinach jazdy przybyliśmy na stację Wrocław Główny.

Od razu zaczęliśmy szukać krasnali i wydaje mi się, że znaleźliśmy nowego, którego nie było przed dworcem w roku 2019.

Wsiedliśmy do tramwaju i pojechaliśmy do Parku Południowego. Przeszliśmy przez park i doszliśmy do „Hotelu pod Podkową”, gdzie postanowiliśmy się zatrzymać na noc.


Zmrok szybko zapadł i zanim przeszliśmy przez park było już ciemno.
Po rozpakowaniu się i zjedzeniu obiadu pojechaliśmy na Rynek, gdzie powitały nas dekoracje Świątecznego Jarmarku.

Wielka choinka na Rynku jeszcze nie była oświetlona.

Było bardzo widno, ale z uwagi na świąteczne stragany  trudno było znaleźć krasnale…

Poszliśmy do kamieniczek, które nazywają się Jaś i Małgosia, żeby odwiedzić tamte krasnale.

Chociaż nie było mrozu, to jednak było zimno i poszliśmy na kolację do Galerii Dominikańskiej.

Następnego dnia na czczo pojechaliśmy na Przylądek Nadziei na badania.

Przed wejściem do kliniki też są krasnale.

Po badaniu pojechaliśmy zjeść śniadanie i kupić bilet powrotny. Okazało się, że jednak uda nam się wrócić bezpośrednim pociągiem, bez przesiadki, który w Warszawie zatrzymuje się na stacji Warszawa Gdańska. Ta wiadomość bardzo nas ucieszyła, gdyż szukając pociągu powrotnego jeszcze  w domu, do głowy nam nie przyszło, że pociąg może nie jechać przez   Warszawę Centralną, a o  stacji Warszawa Gdańska to w ogóle byśmy nie pomyśleli.

Kontrola wkładek

Maks ma dopasowane wkładki do wszystkich butów. Oczywiście jedne nosi często , a inne- jak buty do garnituru- sporadycznie. Raz na pół roku jedziemy do Pani Magdy, żeby skontrolowała  wkładki , czy się nie spłaszczyły i czy nie trzeba ich poprawić. Nasza wizyta rozpoczyna się od kontroli stóp Maksa, sprawdzenia wkładek , a potem Pani Magda poprawia to co trzeba , a my idziemy w miasto.

Spacer zwykle rozpoczynamy w Parku Miejskim im. Tadeusza Kościuszki, który jest blisko ulicy Dąbrowskiego

Idziemy  dookoła stawu i szukamy miejsc wyznaczonych do zimowania przez Jeża ze Zgierza. W tym roku znaleźliśmy aż trzy specjalnie oznaczone.

Wracając ze spaceru zauważyliśmy że w Zgierzu wszystko kręci się wokół Jeża, nawet ortografia.

Maks ma dużą wiarę w siebie więc potuptaliśmy dalej, na obiad. Tym razem jedliśmy w KFC

A po obiedzie odebraliśmy wkładki i pożegnaliśmy kota Maneki-neko. Zwykle wykorzystuję wszystkie możliwości, żeby zapoznać Maks za czymś co jest nowe, a taki jest właśnie kot zapraszający.

Bierzmowanie

Wydaje się, że tak niedawno  jeszcze Maks przystępował do I Komunii, a oto minęło już siedem lat. I  23 października w Parafii Dzieciątka Jezus Biskup Tadeusz Pikus udzielił Maksowi i jego kolegom Sakramentu Bierzmowania. Maks przyjął imię Jan Paweł II


Maks odpowiadał na zapytania Księdza Biskupa używając mówika.

W domu świętowaliśmy to wydarzenie na słodko…

Na grzyby

Ośrodek Leśny Zakątek z jednej strony ma jezioro Ciechomickie, a z pozostałych stron otula go las. Ponieważ w pobliżu mieszkają w większości letnicy, więc w październiku, kiedy pojawiają się grzyby, codziennie można je zbierać. Przyznam, że po raz pierwszy widziałam taki wysyp grzybów, choć oczywiście tych jadalnych było zdecydowanie mniej.

Maks miał okazję zobaczyć prawdziwe runo leśne w pełnym rozkwicie.

Spacerowaliśmy po lesie……i nad brzegiem jeziora, ale Maks raczej nie był zadowolony.

I najchętniej na siedząco kontemplował uroki grzybobrania.

Znaleźliśmy w lesie sporo szałasów, które zbudowali w wakacje harcerze.A i na placu zabaw, patrzenie przez lunetę dawało więcej radości niż chodzenie na grzyby, chyba, że towarzyszyła nam mała koleżanka i obaj chcieli pchać jej wózek po leśnych duktach.Wieczorami, kiedy już grzybów nie można  było zobaczyć, a powodu braku światła, można było z czystym sumieniem oddać się grom planszowym.29 września w Dzień Kawy ośrodek zaprosił nas do kawiarni na kawę.

Wieczorami chodziliśmy potańczyć na dyskotece, albo pośpiewać  karaoke

W niedzielę było ognisko z kiełbaskami i okazja do lepszego poznania innych uczestników turnusu.

Na koniec jednak wybraliśmy się znów na grzyby i dzięki temu w wigilię będą uszka z grzybami do barszczu.

 

Turnus w Zaździerzu

W ostatnim tygodniu września pojechaliśmy na turnus do Leśnego Zakątka. Jak zawsze liczyliśmy na zajęcia, na basenie i nawet zapisałam Maksa  na dwie godziny dziennie. Liczyłam, że poduczy się pływać, więc ruszaliśmy z dużymi nadziejami.

Na miejscu dostaliśmy grafik zajęć z jedną godziną basenu.

Spotkaliśmy Igora…i zaczęliśmy nasz turnus.

Woda na basenie była zimna i w  połowie zajęć Maks szedł do wanny, żeby się zagrzać.

Po trzech dniach zrezygnowaliśmy z basenu i zamieniliśmy te zajęcia na masaż.

Maks miał codziennie dwie godziny terapii ruchowej w Panią Mają, która wymyślała wiele fajnych ćwiczeń, żeby Maks nie popadł w rutynę.

Prosiłam Panią  Maję, żeby popracowała z Maksem nad ćwiczeniami, które sprawią, żeby nie rozstawiał stóp tak szeroko…

Oprócz kinezy miał integrację sensoryczną, dwa razy w tygodniu…Generalnie unikałam SI, ale z powodu braku innych zajęć, tym razem Maks się wyhuśtał za wszystkie czasy.

Trudno oczekiwać, że na dwutygodniowym turnusie można  wypracować jakąś nową umiejętność, zostaje więc opcja  kontynuować nabyte. Maks ma bardzo skromne słownictwo (jest mało słów, które daje radę spontanicznie wypowiedzieć, chociaż widzę jak dużo próbuje) więc cóż może z nim poćwiczyć logopeda? Wymowę? Raczej nie…Chciałabym, żeby poćwiczył porozumiewanie się, tylko mało, który terapeuta ma chęć korzystać z protezy mowy jaką jest „Mówik”.

Tak więc Maks coś tam pisał, układał jakieś szeregi i pracowicie spędzał czas.

Na terapii ręki głównie wykonywał prace plastyczne związane z jesienią. Więc był jeż,

i grzyby…

Na takim turnusie dzień mija dość szybko i od 15.00 Maks miał czas dla siebie. Zwykle jednak był to czas  na spacer do lasu gdzie  szliśmy zbierać grzyby.

Myślę, że frajdę miałyśmy tylko my( ja i mama Igora), bo ani Igor, ani Maks nie podzielali naszej pasji do zbierania grzybów.

 

 

 

 

Wakacyjne spotkania

Wakacje to więcej czasu na spotkania. Do babci przyjechali moi kuzyni Józio i Cora i po roku znowu mogliśmy pobyć razem.

W upalny czas dobrze jest znaleźć miejsce z dostępem do wody. Amelka zaprosiła mnie na piknik w Parku Bajka w Błoniu. Nie myślałem, że park miejski może być taki fajny.

Były fontanny, w których można się było ochłodzić.

I ciekawe wiklinowe szałasy

Oprócz tego miejsce dla miłośników muzyki, w którym można było sobie pograć.

Amelka przygotowała z mamą smaczne  przekąski  i bardzo fajnie spędziliśmy czas.

Pod koniec sierpnia umówiliśmy się ze Stasiem i jego rodzicami na rejs po Zalewie Zegrzyńskim. Przyjechaliśmy do Serocka i zaparkowaliśmy samochód koło parku. Idąc w stronę molo, z którego o 12.00 odpływał statek , doszliśmy do Grodziska Barbarka.

Gród wzniesiono  w XI wieku i chroniły go drewniano-kamienno-ziemne umocnienia. W grodzie była strażnica i komora celna, a dostęp do grodu  utrudniały głębokie wąwozy. Mieszkańcy grodu zajmowali się rolnictwem, rybołówstwem i rogownictwem. Gród został opuszczony w XIII w. i od tego czasu  jego teren był wykorzystywany jako cmentarz. W XVII wieku stanęła tu kaplica pod wezwaniem św. Barbary. Dziś wzgórze – miejsce po dawnym grodzie – zostało zaadaptowane na malowniczo położony punkt widokowy, z którego można oglądać Zalew Zegrzyński.

Ze  wzgórza zeszliśmy na Bulwar Nadnarwiański, którym doszliśmy do molo.

Serock jest na prawdę ładnym miasteczkiem, a mama powiedziała, że mogłaby tam zamieszkać…

Gdy spotkaliśmy Stasia ruszyliśmy do Statku Albatros, na wycieczkę po Zalewie Zegrzyńskim.

Na koniec wizyty w Serocku weszliśmy do kościoła, żeby zobaczyć polichromię ( którą odkryto w trakcie remontu kościoła w 2019) upamiętniającą Bitwę Warszawską roku 1920

Nie wiedziałem, że Serock to takie urokliwe miasteczko.

Z Serocka udaliśmy się na działkę do Stasia, gdzie fajnie się bawiliśmy.
Na koniec wakacji spotkałem się z moim najstarszym bratem i jego żoną.

Bardzo lubię wakacje.