Po zajęciach pojechaliśmy do Parku rozrywki w Inwałdzie.
Kupiliśmy bilet rodzinny – 65 zł od osoby. Wydaje się drogo, ale na ten bilet (opaska na nadgarstku) można wejść też następnego dnia, więc w wychodzi 30 zł dziennie. Za te pieniądze już nie płaci się w parku za żadne karuzele, auta, czy inne atrakcje. Jedynie przejazd dziką rzeką trzeba opłacić dodatkowo – 12 zł od osoby.
Po tym mostku wchodziło się na wyspę, gdzie można było odkopać szkielet dinozaura, a rodzice w tym czasie mogą odpocząć na leżaku.
Z krainy dinozaurów poszliśmy do warowni. Po drodze minęliśmy Ogrody Jana Pawła II. Jest to obraz stworzony przez żywe rosliny i dobrze widoczny na mapie google. W ogrodach powstaje wieża widokowa, żeby można było podziwiać ten roślinny obraz…
Teren Parku jest olbrzymi i przejście z jednej części do drugiej zajmuje trochę czasu.
Warownia średniowieczna nie jest obiektem historycznym, ale zbudowano ją dokładając starania o to szczegóły, dzięki którym można poczuć wiatr historii…
Warownia jest imponująca. Można pospacerować po murach zamkowych, wejść na wieżę, do komnaty tortur, a także posłuchać historyjki o rycerzu oblegającym zamek.
Zadbano o szczegóły, m.in. można zobaczyć jak kiedyś wyglądała zamkowa wygódka.
W grocie pod warownią, w pełne godziny, budzi się smok, który ponoć ma na imię Bożena…
Siedzieliśmy sobie na podzamczu i czekaliśmy na obudzenie się smoczycy.
Smok śpiewa piosenkę i zieje ogniem, a także puszcza z nozdrzy parę.
Po piosence Bożenki poszliśmy zobaczyć jak wyrabiano miecze u kowala, dzbany u garncarza i krajki w warsztacie tkackim.
Tak wygląda podzamcze z murów warowni. Poszliśmy dalej do części lunaparkowej, żeby popłynąć dziką rzeką.
To była prawdziwa frajda.