Nie pamietam, żeby na Dzień Nauczyciela padał w Warszawie śnieg. Maks od rana stał przy oknie i śledził narastającą biel za oknem. Widok z okna balkonowego… Widok z okna kuchennego, przy którym stał Maks. Zrobiło się zimno, a jako, że Maks nie skończył jeszcze antybiotyku, więc zostaliśmy w domu. Pomyślałam – czas na naukę cyfr! Do tablicy z rzepami dorobiłam kartony z cyframi i miękkie , białe kłębki do liczenia. Zero – nic nie ma na tablicy. Były dwa kłębki, ale Maks już jednym rzucił. Piłki są do rzucania, nie do liczenia! – Nie tak szybko, najpierw policzymy, potem oderwiesz piłki i rzucisz! Zamiast tablicy mamy teraz lizaki liczbowe i piłki na przyssawki, żeby nie za łatwo poszło z rzucaniem. Maks już wyraźnie znudzony zabiera się do opuszczenia „lekcyjnego” stolika. Potem jeszcze próbowałam z ciekawszym sprzętem- budzikiem. Karty ” Język i mowa” Karli Svobodovej, najlepiej się zrzuca ze stolika, stąd „asystent” przytrzymuje na chwilę zbuntowanego Maksa. „Nauka ” cyfr może trwała 5 min w sumie. Natomiast relaks zaskakująco długo. Maks bawił się ponad pół godziny szklanymi kuleczkami. I nie zrzucił żadnej ze stolika. Maks lubi szklane kulki. Popycha jedną lub dwie i patrzy jak się turlają i odbijają od innych po drodze. Zastanawiam się cały czas – jak bawić się z Maksem? Zwykle to dzieci proszą – mamo pobaw się ze mną! Rodzice mają swoje zajęcia i czasem zbywają swoje pociechy. U nas jest odwrotnie -to ja nękam Maksa moimi pomysłami na zabawę, a on mi ucieka, gdyż np. cyfry w ogóle go nie interesują, natomiast szklanymi kulkami potrafi zająć się długo i beze mnie.