Właśnie wróciliśmy z turnusu rekreacyjnego organizowanego przez Stowarzyszenie Bardziej Kochani. Po raz czwarty pojechaliśmy do Rowów.
W pierwszym tygodniu było zimno i wiał silny wiatr, albo padał deszcz. Dodatkowo w „Albatrosie”, gdzie mieszkaliśmy, grasował wirus, który powodował wymioty i ból brzucha. Maks niestety go złapał, a jak zwalczył wirusa, to okazało się, że do ataku ruszyły bakterie i Maks dostał wysiękowego zapalenia prawego ucha. Dzięki temu większość czasu spędziliśmy w pokoju, albo w cieniu sosen przed „Albatrosem”. Mimo, że w drugim tygodniu pogoda była świetna, to Maks jednak był na tyle osłabiony, że nie chciał iść na plażę. Poza tym – gdy bierze się antybiotyk nie powinno się siedzieć na słońcu. Mimo jego choroby jesteśmy zadowoleni, że spędziliśmy tam nasz wakacyjny czas. Tomkowi brakowało ojców rówieśników, gdyż akurat tak się złożyło, że aż czterech nie przyjechało z rodzinami.
W tym roku gościła na turnusie pani Izabela Fornalik. Miała dwa wykłady i indywidualne konsultacje z chętnymi rodzicami. A w niedzielę grała na gitarze przy ognisku.
Kalendarium turnusowe
14 lipca. Przyjechaliśmy do „Albatrosa” na kolację.
Przed bramą wjazdową zobaczyliśmy malutkiego padalca.
15 lipca. Maks dwa razy przemierzył odległość od „Albatrosa” do muszli koncertowej, czyli z 20 minut spacerkiem. Na scenie Teatr „Krokodyl” Tadeusza Falana przedstawiał widowisko „Morskie Opowieści”. Pirat Rumpel chciał zdobyć pudełko z perłą, które miał marynarz Bąbel.
Widowisko było bardzo dowcipne, aktorzy włączali dzieci do wspólnej zabawy.
Po przedstawieniu Maks zaliczył sprzęt sportowy, który pojawił się w tym roku w parku dookoła muszli koncertowej.
A to wersja dla najmłodszych gry z realu: „kto się wyróżnia dostaje po głowie”.
Tata czuwa, żeby Maks nie zmoczył spodni powyżej kolan.
16 lipca. Od rana moczyliśmy stopy w morzu. Woda była lodowata. Tego dnia Maks brał udział w zawodach sportowych, które organizowały animatorki. Wieczorem była też dyskoteka.
W czasie zajęć plastycznych Maks z panią Karoliną robił gniotka.
Wsypywał piasek do balonika i…
Byliśmy też na najsmaczniejszych gofrach w Rowach.
17 lipca. Był ciąg dalszy zawodów sportowych.
Maks jakoś nie bardzo umie stać w rzędzie.
Drużyna zawodników, w której o zwycięstwo walczył też Maks.
Na korytarzu pojawiła się lista uczestników i punkty, które zdobyli.
Po południu, kiedy deszcz przestał padać poszliśmy na gofry do miasta. Maks niestety się zmęczył i nie chciał ruszyć się z miejsca, czym okropnie zestresował Mateusza. Tomek prosił, żeby Mateusz sam wrócił do „Albatrosa”, ale znowu Mateusz nie chciał ojca zostawić samego w tej przykrej sytuacji i tak sobie we trójkę czekali aż ja wrócę z poczty. Kiedy wróciłam Maks już odpoczął. Poza tym dobrze na niego podziałało to, że Tata z Mateuszem poszli nie oglądając się na niego. A wtedy Maks nie chciał iść ze mną tylko z nimi.
Moczenie nóg jest dobre w każdą pogodę.
Miejsce odpoczynku… Takie korzenie na plaży są tym, czym pomniki w mieście.
Czasami przy ognisku przydaje się nawet koc do okrycia.
18 lipca. Maks był u Amelki i bawili się w lekarza.
Neurologiczne odruchy w normie.
Biedny Maks nie wiedział, że teraz jest lekarzem, a jutro pacjentem.
Po obiedzie rozegrano wyścigi na krowach:
Zawodnik spadł z krowy i zrezygnowany odpoczywa.
Jeśli chodzi o zajęcia plastyczne to Maks lubi patrzeć… I to niezbyt długo!
Gdy przestało padać poszliśmy moczyć nogi w morzu i pobiegać po piasku.
Po 18:00 Maks zaczął wymiotować i wymiotował całą noc co godzinę.
19 lipca. O 10:00 przyszła lekarka, stwierdziła, że to nie angina, tylko wirus. Maks był bardzo słaby nic nie chciał jeść i pił wodę. W nocy pokazał, na prawe ucho. Dałam mu przeciwzapalny nurofen.
20 lipca. Na śniadaniu Gosia zobaczyła, że Maks ma mokre prawe ucho. Zaraz poszliśmy do lekarki, która stwierdziła wysięk z prawego ucha i przepisała antybiotyk. Siedzieliśmy więc w pokoju.
22 lipca. Maks czuł się nieco lepiej i poszliśmy na ognisko. Na gitarze grała pani Iza Fornalik a dzieci tańczyły.
Mama Amelki zasuwa Maksiowi suwak. Mimo, że płonął ogień to jednak Maksowi było chłodno.
Karolka, też by chciała pograć na gitarze.
Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka, konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy…
A oto pomysł na super zabawę zespołową. Dwa zespoły, każdy trzyma koc. Na jednym z koców jest balon napełniony wodą i ta drużyna przerzuca balon na koc drugiej drużyny. Jak się nie uda, balon spada, pęka i woda ochlapuje zawodników!
Maks niesie nowa balonową bombę wodną…
23 lipca. Wizyta kontrolna u lekarza. Wieczorem dyskoteka. Dzieci miały się przebrać za zwierzaki korzystając z przebrań zrobionych z krepiny w odpowiednich deseniach.
Maks był tygrysem, ale chyba tylko pięć minut. Potem zdarł z siebie przebranie.
24 lipca. Była piękna pogoda. Poszliśmy ze wszystkim i na plażę, gdzie miały się odbyć zajęcia sportowe. Maks próbował posiedzieć w namiocie, ale pokazał tacie, że chce do toalety, więc wrócili do „Albatrosa” i już nie chciał wyjść z pokoju. Natomiast ja zostałam z Mateuszem i Gosią. Robiliśmy zamek z piasku. A zawody sportowe były tak emocjonujące, że nawet obcy ludzie robili naszym dzieciom zdjęcia (z ukrycia).
Maks nie wie co ze sobą zrobić. Do morza go nie ciągnie, a słońce męczy!
Wspólnymi siłami, pod kierunkiem mojej Małgosi zrobiliśmy zamek z piasku. Pożyczyliśmy od Adasia dinozaury i był dinozamek. Krótko, gdyż Adaś nie lubi się z nimi rozstawać.
25 lipca. Maks zaczął sam jeść obiad na stołówce. Pożyczyliśmy rower od Amelki i Maks jeździł po parkingu i nawet wyjechaliśmy na ulicę Wczasową i Maks dojechał aż do końca terenu należącego do DW „Columbus”.
26 lipca. Pogoda idealna, ale Maksa nie ciągnęło na plażę. Tego dnia odbyło się uroczyste zakończenie turnusu. Dzieci dostały pamiątkowe prezenty, a te które brały udział w zawodach sportowych, czy innych konkursach, dostały dodatkowe nagrody. Każdego roku na koniec turnusu część artystyczną przygotowują rodzice. Tym razem rodzice przygotowali tańce do piosenek „Ogórek, ogórek”, „Euro-Koko”, „Pasta, kubek, szczotka, zimna woda” oraz do hitu „No sa”…
Maks jakoś nie podziela mojej pasji fotografowania się na korzeniach…
Ostatnie zabawy na zjeżdżalni…
Apetyt się poprawił i Maksio zajada ze smakiem frytki…
Pasja jeżdżenia na rowerze jest tak duża, ze rower może być po prostu mały.
A oto ostatni zachód słońca i Adaś kąpiący się w tak malowniczej scenerii.
27 lipca trzeba było opuścić „Albatros” i wrócić do domu.