Mieszkaliśmy w uroczej miejscowości San Zeno di Montagna, w odległości około 10 km jak podaje mapa, od miejscowości Garda, choć wydaje mi się, że na drodze widziałam kierunkowskaz z podaną liczbą 12km. W każdym razie nasz hotel nazywał się tak jak powinien po włosku, czyli albergo- Albergo Sole. Z naszego pokoju(320) na trzecim piętrze mieliśmy widok na Jezioro Garda. Śniadania były zupełnie inne niż w hotelu Il Cervo, ( w którym spędziliśmy pierwszą noc) nic więc dziwnego, że przez pięć dni, które tam spędziliśmy mijaliśmy się z grupami niemieckich turystów, którzy tak jak my lubili zjeść porządne śniadanie.
Hotel kupił w 1955 Andrea Bonetti, który wraz z żoną Andreiną i odrestaurował go. Na początku mieścił się tu też sklep mięsny, ale w tamtych latach wielu pamięta go jako pierwszy punkt , w którym był publiczny telefon, o czym nadal świadczy 1 -ka, ostatnia cyfra w numerze telefonu.
To był już piątek i tego dnia mieliśmy zwiedzać Weronę, ale pojechaliśmy do Werony niestandardowo. Zatrzymaliśmy się w Gardzie nad Jeziorem Garda.
Autokar wysadził nas przy murze Villa degli Albertini przy viale S.Carlo. Na przeciwko znajduje się pomost, z którego odpływają statki. Mieliśmy popłynąć do Desanzano i stamtąd pojechać autokarem do Werony. Liczyliśmy na niesamowite widoki , ale poranna mgła okryła Jezioro Garda miękkim całunem i znacznie ograniczyła widoczność.
Przy deptaku rozkładały się stragany z torebkami, ubraniami…
Za Maksem widać punk widokowy La Rocca.
Czekając na statek podeszliśmy pod hotele La Vittoria i Tre Corone.
Zdążyliśmy też posiedzieć na ławce i kupić pamiątkową ściereczkę z mapą jeziora.
Wreszcie przypłynęła łódź i wsiedliśmy…powoli zostawiając miejscowość Garda za sobą.
Pierwszy przystanek mieliśmy w Sirmione i płynąc z Gardy mogliśmy zobaczyć ze statku Groty Catullusa…
oraz molo, na którym robiliśmy sobie zdjęcia trzy dni wcześniej.
Nie wysiadaliśmy w Sirmione tylko płynęliśmy dalej do Desanzano, gdzie pożegnaliśmy nasz statek San Marco.
A w Desanzano na klombiku zobaczyliśmy pierwsze dekoracje wielkanocne.
Za rondem, z okazałą palmą na środku, stał nasz autokar, to znak, że ruszamy do Werony.
W Weronie czekała na nas pani przewodnik. Żeby dojść do zabytkowego centrum musieliśmy dojść do mostu i przejść po nim przez rzekę Adygę.
Idąc wzdłuż rzeki patrzyliśmy na drugi brzeg, gdzie mogliśmy podziwiać bryłę kościoła Świętej Anastazji.