Dzisiaj Zakątek Maksa obchodzi mały jubileusz – przekroczyliśmy próg 100 tysięcy wyświetlonych stron zakątkowych!!! Wszystkim Czytelnikom dziękujemy i zapraszamy ponownie!!!
Archiwum miesiąca: maj 2013
Sobota pod znakiem wirusa
Maks od dwóch tygodni ma na dłoniach krostki, które rozdrapuje. Kiedyś już miał coś takiego i lekarz ocenił to jako infekcję wirusową, dlatego kupiłam maść na opryszczkę i smarowałam mu dłonie. Niestety wczoraj zauważyłam, że to samo pojawiło się w zgięciach i na łokciach, a stare krosty nie znikły.
Poszliśmy do lekarza i on potwierdził moje rozpoznanie, jednak nie zalecił maści, tylko heviran 200, pięć razy dziennie po tabletce, przez tydzień. Gardło niestety mocno zaczerwienione i raczej bakteryjne, więc przez tydzień Maks ma siedzieć w domu. Oczywiście może pójść na pobranie krwi w poniedziałek, na którym mamy zrobić badania do endokrynologa.
Maks od stycznia nie brał antybiotyku i generalnie nieźle się ma. Uważam, że zawdzięcza to syropowi Pneumolan, który codziennie dostaje raz dziennie. Syrop ten sprawia , ze wydzielina spływa i nie zalega w nosie, a także podnosi odporność.
Piątek pod znakiem zębow
W piątek pojechaliśmy po Maksa do szkoły, gdyż przewoźnik nie wiedział, o której mi go przywiezie do domu, a na 18 mieliśmy umówioną wizytę u dentysty. Kiedy Maks mył zęby w domu okazało się, że wypadła mu dolna, prawa jedynka. Pytałam gdzie jest ząb, ale Maks nie był w stanie tego pokazać. Nie ma zęba – temat zakończony. Do dentysty pojechał z nami Mateusz, żeby dać Maksowi dobry przykład.
Mateusz miał zdejmowany kamień z dolnych zębów i Maks się krzywił na odgłos pracującej końcówki ultradźwiękowej. Nie mniej jednak chętnie usiadł na taty kolanach w fotelu, kiedy przyszła jego kolej. Planowaliśmy zalakować mu bruzdy w szóstkach tzn. zacząć od jednej, żeby go oswoić i nauczyć współpracować z lekarzem. Jednak przy oglądaniu zębów okazało się, że Maks ma ubytek w prawej, górnej piątce i w związku z tym trzeba było tę dziurę wypełnić.
Nasz lekarz jest wyjątkowy i ma dużą praktykę również w leczeniu zębów dzieciom.
Pokazał Maksowi wiertło, zademonstrował jak studzi je woda, i powiedział, że to taki odkurzacz, który musi posprzątać mu ząbek.
Maks otworzył buzię i zaczęło się wiercenie. Oczywiście nie spodobało mu się to i płakał. Nie zamknął jednak buzi i pozwolił sobie obejrzeć wywiercony otwór. Płakał i próbował zsunąć się z fotela, ale nie były to jakieś gwałtowne ruchy i słabsze, niż te jakimi reaguje przy pobieraniu krwi. Ząb trzeba było jednak wypełnić i to szybko. W takich sytuacjach nasz lekarz ma patent „na partyzanta”… Stosuje wypełnienie, które znosi wilgoć i nie musi być utwardzane światłem. Szybko je homogenizuje, wkłada do aplikatora, potem do zęba. Palcem przytrzymuje i przyciska, żeby dobrze wypełniło ząb… I koniec! Oczywiście poszło tak gładko, gdyż ubytek był na powierzchni żującej i nie wymagał zastosowania formówki.
Maks nie obraził się na lekarza i z załatanym zębem pojeździł jeszcze na fotelu… Pan doktor przy tej okazji wspomniał jednego małego pacjenta, który po takim załataniu zęba powiedział mu – więcej do pana nie przyjdę – i rzeczywiście kilka lat go nie było…
Byłam taka zadowolona, jakbym na jakiejś loterii wygrała los… Co poniekąd się zdarzyło, gdyż pan doktor powiedział – pierwsze wypełnienie gratis!
100 komentarz na Zakatku Maksa
Z radością powitaliśmy 100 wpis komentujący. Jego autor dostanie od Maksa cukierki i lizaki z manufaktury słodyczy.
Gratulujemy!!!
Maks ma lalkę, która mówi…
Mała dziewczynka dostała nowa lalkę. Ta lalka mówiła, piła i sikała… Po prostu wspaniała lalka, jaką każde dziecko chciało by mieć!
Otóż ta dziewczynka przestraszyła się swojej nowej lalki i jej rodzice postanowili oddać prezent innemu dziecku. I tak właśnie mówiąca lalka trafiła do Maksa. Maksowi bardzo się spodobała…
…natomiast jego rodzeństwo oceniło lalkę jako okropną! Maciek jeszcze nie zobaczył tej zabawki, ale gdy z pokoju usłyszał teksty, które wypowiada, zaśmiał się i skomentował – widzę, że jakiś potwór zamieszkał u nas. Mary oceniła, że jest to lalka tego typu, która mimo, że została zamknięta w szafie na noc to rano stoi u wezgłowia łózka. Marcin powiedział, że dawanie dziecku takich gadających zabawek to zemsta na jego rodzicach, Gosia oceniła lalkę jako brzydką, jedynie Mateusz się nie wypowiedział, a może ja tego nie usłyszałam. Dla mnie ta zabawka ma stymulować mowę Maksa…
Maks wczoraj trzymał lalkę na ręku. Gdy mówiła – przytul mnie szybko – to przytulał, gdy cmokała – oddawał jej buziaczki… Dziś Maks wchodził na schody i powiedział – cześć! Oczywiście stale się nad tym zastanawiam – jak to jest? Czasem powie jakieś słowo i już potem nie jest w stanie go powtórzyć!
Dzień Otwartych Serc
W czwartek w szkole na Czarnieckiego odbył się festyn, na którym dzieciaki przekazały schronisku „Na Paluchu” dary, które zabrały dla bezdomnych zwierząt. Nasza szkoła współpracowała w tej zbiórce z dwoma zaprzyjaźnionymi przedszkolami i dzieci z tych placówek też były obecne na festynie.
Klasa Maksa w oczekiwaniu na rozpoczęcie festynu.
Pani ze schroniska „Na Paluchu”, razem z przedstawicielem mieszkających tam podopiecznych, zaprasza dzieci, żeby pogłaskały pieska.
Oto zebrane dla schroniska dary…
W czasie festynu były tańce, dzieci odpowiadały na zagadki – jaki głos należy do jakiego zwierzęcia, zespół taneczny zaprezentował się z nowym występem.
Były też zawody skakania w workach
Przedszkolaki były szybkie jak strzały i z naszymi wygrywały, nie tylko tu, ale także w przeciąganiu liny… Nasze dzieciaki jakoś nie wiedziały w która stronę ciągnąć…
Maks szalał na parkiecie-trawniku…
Była ciepła, słoneczna pogoda, pierwszy festyn i zabawa na świeżym powietrzu na szkolnym terenie w tym roku i… Wizyta straży miejskiej, nasłanej przez niezadowolonego z hałasu mieszkańca jednego z okolicznych budynków.
Sobota w Wenecji
Dzisiaj od rana świeciło słońce i od razu poprawiły się nam wszystkim humory. Tatę Maksa bardzo zmęczyło w Biskupinie pilnowanie syna na nieodgrodzonym od ruchliwej ulicy terenie noclegowni/karczmy. Brak w pokoju krzesła i stołu, przy którym można by usiąść, oraz zimno w pokoju i na stołówce. Dlatego dzisiaj postanowiliśmy wrócić po obiedzie do domu mimo, że zapłaciliśmy za pobyt do niedzieli. Po śniadaniu poszliśmy na stację kolejki wąskotorowej i kupiliśmy bilety do Wenecji. O 10:40 przyjechał pociąg i wsiedliśmy do wagonika. Podróż dookoła jeziora trwała 15 minut i bardzo podobała się Maksowi. Wysiedliśmy w Wenecji i poszliśmy zobaczyć ruiny gotyckiego zamku, który wybudował ongiś Mikołaj Nałęcz zwany przez jemu współczesnych Krwawym Diabłem Weneckim. Właśnie na początku maja odbywają się tu festyny rycersko-plebejskie, które stawiają sobie za cel przekazanie atmosfery średniowiecznego życia na tych terenach zwanych Pałukami.
Maksowi bardzo podobała się podróż.
Z wagonika kolejki zauważyliśmy namioty organizatorów festynu w Wenecji…
Wysiedliśmy z kolejki i poszliśmy na zamkowe błonia.
Maks jakoś nie zainteresował się zawodami w strzelaniu z łuku, ponieważ całą jego uwagę skupił bosonogi „plebejusz”.
Tu właśnie uczestnicy zawodów strzelania z łuku do namalowanej postaci dzika.
Kiedy Maks napatrzył się na to, co się działo na błoniach zamkowych poszliśmy do Muzeum Kolei Wąskotorowej, która znajduje się na przeciwko – po drugiej stronie torów.
Tu prawie do każdego parowozu można wsiąść, można samemu przestawić zwrotnicę, zobaczyć obrotnicę i wszystko co związane jest z koleją wąskotorową.
Maksowi bardzo podobało się wchodzenie do środka parowozów i wagonów.
Mateuszowi także spodobało się to, że wszystkiego można dotknąć.
Maks był niezmordowany w zaglądaniu we wszystkie otwarte wnętrza.
Tak wyglądała poczekalnia kolei wąskotorowej, elegancka aż nie do uwierzenia dla tych, którzy znają dworce kolejowe z lat 70. XX w.
Maks kupił sobie miecz i tarczę, i dał nam do zrozumienia, że Mateuszowi też przyda się jakiś oręż do walki. Czekając na kolejkę do Biskupina chłopcy wypróbowali swoje miecze.
Pociąg nadjechał i miał wielu pasażerów, którzy korzystając z pogodnego dnia wybrali się do Biskupina.
Mapa kolejki wąskotorowej. W Wenecji mijają się pociągi w kierunku do Gąsawy i do Żnina. Jak wynika z rozkładu jazdy tą trasą jeżdżą dwa wąskotorowe składy (co ciekawe ciągnięte przez rumuńskie lokomotywy).
Zakątkowy bal
Wczoraj po obiedzie przyjechały animatorki z Wesołolandii, które przygotowały dla naszych dzieci wiele atrakcji. Na szczęście przed szesnastą pojawił się prąd w gniazdkach i od tej pory zabawa przebiegała według planu. Stanął dmuchany zameczek i z głośników popłynęła muzyka. Rodzice i dzieci założyli zakątkowe, pomarańczowe koszulki. Pogoda też okazała się dla nas łaskawa. Spadło kilka kropli deszczu, które w żaden sposób nie zepsuły nam zabawy.
Maks upodobał sobie Muppetowego Zwierzaka, który przyjechał razem z Elmo w walizce animatorek i bawił się nim tak dobrze, że nie chciał się z przyjacielem za nic rozstać.
Dzieci utworzyły pociąg. Na trawie leżą klocki, z których chwilę później dwie drużyny budowały wieże.
Pierwszym gościem na balu okazał się Miki. Maks bardzo lubi oglądać Klub Przyjaciół Myszki Miki i był cały szczęśliwy, że do Biskupina zawitała ta sławna myszka.
Na chuście wszyscy podrzucalismy do góry Zwierzaka z Muppetów.
Za gibkim Kubusiem ustawiła się grupa do przechodzenia pod szlabanem.
W czasie przerwy w zabawie Monika pokroiła zakątkowy tort.
Drugim gościem na balu była koleżanka Mikiego – Myszka Mini. Dzieci z radością powitały ją i przytulały się do niej. Razem z Myszką Mini tańczyliśmy.
Maks kiedy tańczy, lubi patrzeć na swoje odbicie w monitorze komputera.
Lecą bańki mydlane, ale Maks widzi tylko siebie!
Pod koniec zabawy Maks już był zmęczony, więc postanowił odpocząć w dmuchanym zamku.
Ostatnią atrakcją były wykonywane przez animatorki zabawki z balonów: pieski, żyrafy, dinozaury i… Miecze – oczywiście!
Maks przerobił swoją żyrafę na miecz i rozpoczęła się walka…
III dzień Zlotu – plagi biskupińskie cd.
Trzeci maja i trzeci dzień Zakątkowego Zlotu. Pogoda bez zmian. Karczma/noclegownia biskupińska – bez zmian. Co prawda od wczorajszego wieczora mamy ciepłą wodę w kranach, i grzejniki elektryczne w pokojach (nie wiem czy wszyscy), ale dzisiaj zabrakło nam w gniazdkach prądu… Jak to mawiała moja ś.p. Babcia Olesia – jak nie urok to sraczka. Może w niektórych regionach nieszczęścia chodzą seriami. Na dzisiaj zaplanowany był Zakątkowy Bal i denerwowaliśmy się jak to się wszystko ułoży. Po południu pojawił się samochód z napisem Enea (to chyba obsługujący Wielkopolskę zakład energetyczny) i powoli wszystko wracało do normy
Mieliśmy jeszcze scysję z kierowniczką tej „placówki”, która uprzejmie zablokowała nam wydawanie obiadu zanim nie wpłacimy reszty kwoty za Zlot. Kobieta chyba bała się, że z uwagi na „plagi” dotykające Biskupin, będziemy chcieli renegocjować warunki. W każdym bądź razie ja zostałem jeden raz przez Nią osobiście okłamany i nie mam o Niej dobrego zdania. Także obiecanki kierownika ośrodka dotyczące ogrzania sali jadalnej okazały się „cacankami” i Maks często siadał przy stole w czapce.
My rano (no może nie tak o świcie, a bliżej godziny 10:00) przeszliśmy na drugą stronę drogi aby zwiedzić przedsłowiański Biskupin. Maks bez wahania pociągnął nas w kierunku wykopalisk archeologicznych – zrekonstruowanego grodziska na końcu cypla wcinającego się w fale Jeziora Biskupińskiego. Nie wiemy, czy Maksowi przypadkiem nie chodziło o sam „dostęp” do wody – jednak nad brzegiem upiornie wiało i nie mieliśmy zbyt wielkiego problemu, aby naszego Syna odciągnąć o kąpieli.
Przeszliśmy przez bramę i „uliczki” zrekonstruowanej osady.
Maks nie był zbytnio zainteresowany wnętrzami chat – może się trochę bał mrocznych „czeluści”, może niewygodnie mu było stąpać po okrąglakach, którymi wyłożone były posadzki. A może po prostu archeologia nie jest jego pasją – tak jak jest u Marcina – starszego brata.
Za to ścieżka po wałach obronnych z rozległym widokiem na jezioro bardzo się Maksowi spodobała.
Zeszliśmy z wałów, pożegnaliśmy się z grodem i poszliśmy za drogowskazami zwiedzać dalej biskupińskie muzeum.
Maks nie wykazał zainteresowania ani „Starą Baśnią”, pomimo że w obozowisku płonęły już ogniska, ani osadą piastowską…
Jego atencję wzbudziły natomiast koniki polskie, które pracownicy pieczołowicie szczotkowali. W powietrzu unosiło się tyle sierści, że Mateusz, starszy brat Maksa, dostał natychmiast kataru – biedak jest tak samo jak jego Ojciec uczulony na zwierzęce włosie.
Z uznaniem Maksa nie spotkała się ekspozycja pieców z dawnych lat (chlebowych, garncarskich, kowalskich etc.)…
Natomiast niezwykle się ożywił przy pomysłowej grze-sprawdzianie wiedzy przyrodniczej, polegającej na odgadywaniu nazw drzew po wyglądzie liści, owoców oraz kory na gałęziach.
Botanika TAK, zoologia NIE – przynajmniej takie można mieć wrażenie po odniesieniu się Maksa do ekspozycji budek lęgowych dla ptaków wraz z wizerunkami skrzydlatych przyjaciół. Odniesienie – hm… Po prostu kompletne zlekceważenie fruwającej „menażerii”.
W muzeum spędziliśmy ponad godzinę – intensywnie przemieszczając się – czasem biegając. Teren jest bogaty w atrakcje – każdy znajdzie dla siebie coś interesującego. My wyszliśmy z muzeum bogatsi o wiklinowy kosz, w którym nasz Syn dzielnie niósł gofra, na którego – chyba sami przyznacie – zasłużył. Maks po tej wycieczce, pod koniec której dopominał się o branie na ręce lub nawet o wzięcie „na barana”, z dużą przyjemnością usiadł na łóżku w pokoju i przez dłuższy czas słuchał muzyki.
II dzień w lodowni – Karczma Biskupin
Dzisiaj nie wyszło nam słoneczko, a na dodatek do wieczora nie było tu ciepłej wody, Niestety trzeba czytać opinie w necie. My nie przeczytaliśmy, więc poniekąd sami sobie jesteśmy winni. Okazuje się jednak, że karczemne awantury w takich przypadkach jednak coś wnoszą. Bo oto jest ciepła woda pod prysznicem i grzejnik w pokoju. Powoli zapominam, że spędziłam dwa dni w lodowni, siedząc na jadalni w dwóch polarach i tak samo w pokoju.
Prosiliśmy właściciela, żeby napalił w kominku na jadalni – nie napalił!!!
Karczma Biskupin niestety ma parę minusów, które wychodzą dopiero kiedy się tu pomieszka:
- jest tuż przy drodze i jest nieogrodzona. Maks wyskoczył z pokoju 34 i gdyby nie złapał go zaprzyjaźniony tata Jasia, to znalazłby się od razu na ulicy
- plac zabaw jest ogrodzony niskim płotkiem od parkingu , na którym parkuje setka aut. Aktualnie nie jest sucho, ale i tak się kurzy. Poza tym stoją tu stare maszyny rolnicze np. sieczkarnia, które są niezabezpieczone, a kuszą dzieci np. kołem zamachowym
- w upalne dni jest tu patelnia, ani na parkingu, ani na placu zabaw nie ma drzew
- w pokojach (przynajmniej części) nie ma ani stołu ani krzeseł
- niektórym przeszkadza całkowity brak telewizji – nam akurat nie
- cholernie słaba dźwiękoizolacja ścian – muzyka z sali nie daje spać w nocy – to jest po prostu upiorne!
Tyle może tytułem narzekań!
Czekamy na śniadanie (rano jednak było trochę słońca), które podano w innej sali, a my z Maksem czekaliśmy pod drzwiami innej i Maks płakał, że są zamknięte.
Na jadalni dla lepszych gości (stoły nakryte obrusem) – to były ostatnie wolne miejsca…
W pokoju, Maks w polarze wszedł jeszcze pod kołdrę!W Rogowie nie mieszka już mądra sowa, która przeczytała ksiąg 40 (jak wieść wierszowana niesie), tylko rezydują dinozaury.
W Zaurolandii spacerowaliśmy z Agnieszką i Ewą, które przyjechały na Zlot w odwiedziny. Agnieszka jest niesamowita, ponieważ przyjechała z dworca w Gnieźnie stopem (ponad 30km).
Na dzieci czeka tu cała masa atrakcji, która dla portfela rodziców przychodzących tu z dwójką czy trójką dzieci może być trudna do akceptacji. Maks skacze z Ninką i Kasią…
Maks poradził sobie z wejściem na dużą i małą zjeżdżalnię, tyle że z tej dużej zjechał raz… Chyba się trochę przeraził wysokości.
Bardzo fajny plac zabaw z częścią dla mniejszych i większych dzieci.
Maks wypatrzył kolejkę. Tłumaczyłam mu że jest zamknięta i że nie jeździ, więc się popłakał. Usłyszeli to panowie, pracownicy, którzy akurat tam pili kawę i specjalnie dla jednego Maksa włączyli kolejkę, a co lepsze nie chcieli od nas za to pieniędzy. Dziękujemy!
Obok kolejki stoją quady. Panowie pozwolili Maksowi sobie tam posiedzieć i zrobić zdjęcia.
Maks chciał założyć kask – i dopiął swego!
Ten park to bardzo atrakcyjne zabawowo miejsce. Za wejście zapłaciliśmy 37 zł – pani popatrzyła na Maksa i jeden bilet jest normalny, a dwa ulgowe (dla dziecka niepełnosprawnego i jego opiekuna). Zamki dmuchane 10 zł, z uwagi na pogodę bez limitu czasowego, park linowy 7 zł, kolejka 7 zł, quady 10 zł. Jest co robić i za co płacić. Z Maksem odpada nam kwestia pamiątek, którymi nie jest w ogóle zainteresowany.