W czwartek pojechaliśmy na Zakątkowy Zlot pod Kielce. Wyjechaliśmy przed południem, ponieważ postanowiliśmy zwiedzić będącą w pobliżu Jaskinię Raj i Zamek W Chęcinach.
Umówiliśmy się z mamą Tomka na parkingu, z którego wyruszyliśmy do Jaskini. Sprawdziłam wcześniej, że należy zarezerwować bilety przez internet, ale jeśli się tego nie zrobiło, to jak dopisze szczęście i są wolne miejsca, to można kupić bilet w kasie i wejść. Poszliśmy dowiedzieć się, czy są wolne miejsca. Powoli szliśmy i przed 14.00 dotarliśmy do kasy. Były wolne miejsca i to akurat pięć , na godzinę 14.15. Kupiliśmy bilety, ale chłopcy byli ubrani stosownie do temperatury na zewnątrz, a nie do tej, która panuje w jaskini. Dlatego ja zostałam z nimi , a tata Maksa i mama Tomka poszli po bluzy i długie spodnie dla chlopaków do aut, które zostawiliśmy na parkingu.
Idziemy, wcale nam się nie spieszy. Jaskinia nie zając nie ucieknie..
Zdjęcie nad malowniczym lejem krasowym.
Tomek z Maksem czekają przed drzwiami do ” jaskini” , aż rodzice przyniosą ciepłe odzienie. Rodzice mieli 20 minut i ledwo się wyrobili…
W Jaskini Raj nie można robić zdjęć, dlatego nie pokażemy tego co widzieliśmy. Zaczęliśmy od sali za drzwiami na zdjęciu powyżej. Tam przewodniczka opowiedziała nam o odkryciu jaskini i pokazała zgromadzone z odkryć eksponaty. Potem przeszliśmy do właściwej części trasy turystycznej, gdzie widzieliśmy różne formy krasu podziemnego, a także pająki żyjące w jaskini i nietoperza.
Maks odczuł temperaturę w jaskini i informował mnie, że jest zimno, chociaż miał długie spodnie i bluzę. Grupy wchodzące do jaskini są kilkunastoosobowe. Chodzi o to, żeby nie zakłócić klimatu w jaskini i żeby nie podniosła się temperatura , która w niej panuje od tysięcy lat, a co za tym idzie, żeby jaskinia nadal „żyła”, żeby tworzyły się stalaktyty i stalagmity. Chyba mu się podobało…
Po zwiedzaniu jaskini poszliśmy na lody, a gdy zjedli, zwiedziliśmy Centrum Neandertalczyka. Tam już można było robić zdjęcia.
Maks zaczął zwiedzanie od końca …
A przecież tata wyraźnie wskazał mu kierunek…
Przyjrzeliśmy się mamutowi , odtworzonemu w naturalnych wymiarach,
a niedźwiedziowi jaskiniowemu zmieściliśmy się wszyscy pod pachą.
Kiedy opuściliśmy jaskinię i jej okolice wstąpiliśmy na rycerski szlak…
Wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do Chęcin.
Zakupiliśmy rycerski zestaw mini: miecz z wygrawerowanym imieniem rycerza i hełm rycerski. Z uwagi na upał, powodzeniem cieszył się ten , bez przyłbicy.
Wybraliśmy szlak czerwony, mniej strome podejście pod zamek.
– Na zamek mości panowie!
Trafiliśmy na szlaku na trening rycerski: ścinanie mieczem baniek mydlanych.
Rycerze w gotowości i oczekiwaniu na bańkę…
Banka jest! – No to tniemy!
Maks ofiarował swój miecz na usługi Elżbiety Łokietkówny.
Pod zamkiem stały armaty. Maks już się zmęczył, więc miecz dźwiga tata…
Maks postanowił wejść na stołp
- Dużo jeszcze tych schodów?!
- 24 do pierwszej platformy i jeszcze cztery razy po 18 ( o ile się nie pomyliłam licząc przy schodzeniu)
Widok, dech zapiera, ale Maks jest na mnie zły, że nie mam 2 zł, żeby mu uruchomić lunetę stojącą obok.
Zeszliśmy ze stołpu. Na ławce stoi moja torebka i Maksa mini zestaw rycerski, który zostawiliśmy, żeby ułatwić sobie wędrówkę na wieżę.
A oto Rycerz Maksymilian i Siwa dama.
Chwila relaksu przed zejściem do miasteczka u podnóża Zamku.
Widok prawie z owej ławeczki.