Dzisiaj Maksio był na wycieczce w Toruniu. Pojechali autokarem do Muzeum Piernika, gdzie uczyli się jak zrobić piernik. Pogoda niestety nie dopisała, ale nie miało to wpływu na humory uczestników wycieczki. Z Maksa grupy pojechało siedmioro dzieci, a resztę stanowiła młodzież, która przychodzi do OREW-u na zajęcia popołudniowe. Foremki do pierników mają różne kształty… Maksio i jego upieczony piernik.
Archiwum miesiąca: kwiecień 2010
Ostatni dzień w Krakowie.
W sobotę wieczorem spakowałam nas, gdyż doba hotelowa trwa do 11, a my mieliśmy ostatnie spotkanie z Panią Wianecką od 11.30 do 12.00 i długą drogę do domu. Spacer przed podróżą i po pierwszych zajęciach logopedycznych od 9.30 – 10 Huśtam się sam! Przygotowuję się do ostatniego spotkania z Panią Elą… Już po zajęciach – żegnamy się ! Ostatnie sprawdzenie szuflad, czy nic nie zostało… Wracamy do domu… W drodze Bożka kilka razy powtórzyła swoje imię, gdy opowiadała jak woła na nią Jaga i Kuba, i nagle słyszymy z tyłu „boszka”, ja patrzę , Bożena odwraca się, żeby zobaczyć Maksa, który powtórzył jej imię! Brawo synku!!!
Sobota.
W sobotę miałyśmy zajęcia pokazowe, na których rówieśnik Maksa – Michał, pokazywal nam, rodzicom ile nauczył się przez rok pracy z Panią Elą. Zobaczyłyśmy jak nauczył się podpisywać obrazki, czytać i układać z ruchomego alfabetu zdania. W tym czasie nasze dzieci miały zajęcia muzyczne w grupie. Maks i Pani Ania, która organizowała grafik zlotu. Maks i Adaś rozwijają się kompozytorsko… Kościól Brata Alberta na Osiedlu Dywizjonu 303. Plac zabaw na tyłach kościoła w parku. Kościół św.Tadeusza Judy. Za Maksem Al.Jana Pawła II. Jak wracaliśmy do domu, to na przystanku tramwajowym minęliśmy tramwaj nr 15, który kibice piłki nożnej wypełnili dosłownie po brzegi. Z okien wystawały ich głowy i łokcie, a za tramwajem po ulicy jechała eskorta policyjna, która pilnowała porządku.
Piąty dzień Zjazdu.
Przed zajęciami u pani Wianeckiej szłam z Maksem na place zabaw. Na naszym Osiedlu Albertyńskim jest jeden dobry plac zabaw, ale po drugiej stronie ul.Marii Dąbrowskiej, na Osiedlu Kościuszkowskim jest dużo lepszy. Bożka poleciła mi skaczące żabki, świetna zabawa. Można później ponaklejać na nie karteczki z samogłoskami i powycinać z kolorowego papieru kałuże, do których wskakują żabki z tą samą samogłoską. Super motor i jego kierowca… W piątek była bardzo ładna pogoda i z chwili na chwilę robiło się co raz cieplej. Zjazd… W górę po drabinie… Tu niestety Maks nie kumał, że trzeba skorzystać z siatki, żeby dostać się wyżej, na poziom, z którego zjeżdża się ze zjeżdżalni. On po prostu zarzucał nogę i podciągał się wyżej… Zajęcia grupowe. Na Zjeździe było z 8 matek z dziećmi, niektóre dzieci dość małe, nie przychodziły, więc na zajęciach grupowych bywało bardzo kameralnie. Maks w chińskim kapeluszu, na chwilkę… Maks nie chce, żebym ja miała kapelusz na głowie! W piątek, sobotę i niedzielę, Maks był sam u Pani Eli na zajęciach, gdyż moja osoba go rozpraszała. Wszystkie zajęcia można sobie było nagrać na płyty mini dvd-rw, żeby przeanalizować sobie przebieg zajęć.
Czwarty dzień w Krakowie.
Tego dnia mieliśmy pierwsze zajęcia z Panem Janem. Jako, że Maks ma chorobę Perthesa, to właściwie, żadnych ćwiczeń na równowagę, czy na zmniejszanie podstawy chodzenia nie powinien wykonywać (gdyż wiąże się to z dociążaniem jednej nogi) . Porozmawialiśmy więc o hipoterapii i o basenie… Maks bawił się u Adasia. Bardzo podobał mu się czerwony samochód dostawczy… …i tablica samościerająca się – Tommy… …i książka o zwierzętach morskich, które otwierają i zamykają paszcze. Kiedy ja wkładałam w ich paszcze palce, Adaś przymykał książkę, a ja udawałam, że „potwór” z głębin ugryzł mnie w palec. Adasiowi bardzo się taka zabawa podobała, ale Maksowi nie! Za każdym razem pojękiwał i chciał całować mnie w „poszkodowane” palce.
Maks w Krakowie.
W środę o 9.00 mieliśmy diagnozę u Profesor Cieszyńskiej. Z Al. Gen. Andersa można wsiąść w autobus 501 i bezpośrednio dojechać na pętlę autobusową pod Kościołem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Mydlnikach. W szczycie ten przejazd przez Kraków ze wschodu na zachód miasta pewnie trwa około godziny, my wzięliśmy taksówkę i dojechaliśmy w 35 minut. Maks uzyskał wyniki: na prawą półkulę wiek na 3 lata, na lewą -wiek na 2 lata, IQ około 55. Wracaliśmy 501. Wysiedliśmy na przystanku Politechnika, żeby Maks zobaczył Stare Miasto. W tle Teatr Słowackiego. Floriańska zmierzamy na Rynek. U tego Krakowiaka kupiliśmy glinianego ptaszka, który szczególnie ładnie ćwierka po wlaniu wody. Maks pod Bazyliką Mariacką i tablicą poświęconą ofiarom katastrofy pod Smoleńskiem. Maks podziwia Sukiennice… Po Hejnale z Wieży Mariackiej weszliśmy, żeby się napić gorącej czekolady, gdyż już trochę zmarzliśmy. Tu Maks ogląda asortyment czakoladek na wagę. Tu przez moment siedział na krześle, ale za chwilę biegał po lokalu…a ja za nim, w biegu konczyłam moją czekoladę… Jeszcze raz na Rynku, a potem w drogę, do Hotelu Lipsk. Ostatnie spojrzenie na Barbakan… Wsiedliśmy w tramwaj nr 5, na tym samym przystanku Politechnika, tylko zjechaliśmy windą do tunelu, którym jeździ szybki tramwaj miejski. Bardzo szybko dojechaliśmy do Ronda Czyżyńskiego, ale ja zamiast w lewo – Bieńczycką poszłam w prawo – Aleją Pokoju i nadłożyłam kawał drogi, zanim nie ocknęłam się, że idę w złą stronę. W każdym razie wracając doszłam do Kościoła św. Tadeusza-Judy, którego wieżę widać było z naszych okien.
Drugi dzień Zjazdu.
Program terapii Maksa składał się z pięciu godzin spotkań z Panią Elą Wianecką, z dwunastu godzin zajęć grupowych, dwóch godzin z fizjoterapeutą Panem Janem Krupińskim i półtoragodzinną diagnozą psychologiczno – logoppedyczną u Profesor Cieszyńskiej. Dzień rozpoczynaliśmy od śniadania w pokoju. Było to dla mnie bardzo wygodne, gdyż Maks zwykle nie jest zainteresowany jedzeniem, więc ja jadłam, a on się bawił, albo oglądał kreskówki po …niemiecku – stacji nick jr. Po śniadaniu szliśmy na plac zabaw, albo na pobliski rynek „Tomex”, a wracając zahaczyliśmy o CH „Czyżyny”, gdzie Maks znalazł auto swoich marzeń. Cały przejęty – kieruje… Od 12 do 13 Maks miał u Pani Eli zajęcia logopedyczne metodą manualnego torowania głosek. Jest to metoda na wprost – tzn. logopeda i dziecko siedzą obok siebie. Dziecko patrzy na usta logopedy i próbuje naśladować ułożenie ust i powtarzać usłyszane i zobaczone samogłoski i sylaby. Jeśli mu się to nie udaje, Pani Ela pomaga dziecku ułożyć aparat artykulacyjny – manualnie. Maks generalnie nie współpracował. Nie chciał nawet podawać obrazków, na których były narysowane czynności. Pani Ela powiedziała, że nie jest nauczony pracy i widać, że jest prowadzony metodą – niech robi co lubi ( z czym niestety się zgadzam). Natomiast jeśli chodzi o metodę – to powiedziała, że u niego nie trzeba torować głosek, gdyż on je ma, ale próbować je wywołać, żeby zaczął je powtarzać i mówić.
Zjazd terapeutyczny w Krakowie.
19 kwietnia wsiedliśmy w pociąg TLK relacji Warszawa – Kraków o 10.15. Myślałam, że będzie pusty, ale przedziały były pozajmowane, więc poprosiliśmy konduktora, żeby otworzył nam przedział zarezerwowany dla dzieci do lat czterech. Maks co prawda ma 4 lata i 10 miesięcy, ale młodszych dzieci w tym wagonie nie było. Konduktor otworzył nam przedział i prosił, żebyśmy nie wpuszczali osób bez dzieci. Tak więc komfortowo rozpoczęliśmy podróż do Krakowa. Maks siedział przy oknie i był zadowolony. Bawił się też swoją ulubioną laleczką… Wychodził z przedziału bardzo rzadko, a miałam obawy, że stale będziemy za nim biegać po korytarzu… Marysia spacerowała z Maksem po korytarzu. Do Hotelu Lipsk, na Osiedlu Albertyńskim, przywiozła nas z Galerii Krakowskiej nasza przyjaciółka Margolcia… A przed hotelem czekała na nas Bożka. I tak rozpoczął się nasz tydzień w Krakowie na Zjeździe Terapeutycznym organizowanym przez krakowskie Stowarzyszenie GRAAL. O 16.30 dzieci poszły na zajęcia grupowe, a rodzice na wykład Prof. Cieszyńskiej poświęcony Jej programowi wczesnej nauki czytania. Motto wykładu brzmiało „terapia dokonuje się przez moje czyny, bądź moje zaniedbania”…
…tragedia w lesie…
W maju 1987, na tydzień przed urodzeniem się Marysi, byliśmy z Tomkiem na spacerze w Lesie Kabackim i zabłądziliśmy. Doszliśmy wtedy do miejsca tragedii, w którym 9 maja 1987 rozbił się samolot pasażerski Ił-62M SP-LBG „Tadeusz Kościuszko”. W wyniku ówczesnej katastrofy śmierć na miejscu poniosły 183 osoby. Była to druga duża katastrofa lotnicza w Polsce – po katastrofie samolotu Ił-62 SP-LAA „Mikołaj Kopernik” na Okęciu 14 marca 1980, w której zginęła m.in. Anna Jantar. Dzisiaj – w innym – katyńskim lesie rozbił się samolot z Prezydentem RP i towarzyszącymi mu osobami… O 12 byliśmy z Maksem w kościele w naszym Lesie Bielańskim. Ksiądz Wojtek już wystawił portret Prezydenta i flagę Polską. Paliły się znicze i stały kwiaty, a my zmówiliśmy „wieczny odpoczynek” za Nowe Ofiary Katynia.
Sadzenie fasoli na zajęciach u BK.
We wtorek, po świętach, bawiliśmy się w Stowarzyszeniu i m.in. sadziliśmy fasolę. Najpierw poznajemy strukturę ziemi na tacce. Przesypujemy ziemię do miseczki i odkręcamy butelkę w której są ziarenka fasoli mamut. Udało się odktęcić butelkę! Fasolki już wepchnięte w ziemię, teraz trzeba je podlać… – Ubrudziłem sobie ręce błotkiem! W siedzibie WCPR na ul. Andersa 1 (tuż koło kina Muranów) można wziąć bezpłatnyinformator dla osób niepełnosprawnych i ich rodzin. W tym warszawskim informatorze ( 13 rozdziałów) są wszystkie informacje ważne przy załatwianiu orzeczenia o niepełnosprawności, przy staraniu się o dofinansowanie z funduszu PEFRON, o kształceniu specjalnym – wykaz placówek szkolnych i przedszkolnych…itp.