W sobotę 6 lutego było ognisko, a na nim pieczone kiełbaski. Była też pani animatorka, z którą śpiewaliśmy chodząc dookoła ogniska. Był mróz, niestety brak śniegu uniemożliwił organizatorom zorganizowanie kuligu, który był planowany wcześniej…
Przy ognisku było ciepło, ale i tak zmarzły mi palce u stóp.
Zrobiliśmy sobie zdjęcie grupowe miłośników turnusów w Leśnym Zakątku.
Jadłem z Adamem kiełbaski i piliśmy ciepłą herbatę. Szkoda, że było tak mało śniegu…
Następnego dnia mama Adama zaprosiła nas do siebie na obiad.
Graliśmy w grę FITS, która jest bardzo podobna do telefonowej gry tetris…
Po drugiej stronie grał Igor z mamą.
Potem mama Adama podała nam obiad.
W poniedziałek 8 lutego od rana miałem zajęcia według planu. Zajęcia z pedagogiem – panem Kamilem, liczyliśmy, układałem słowa z liter.
Po zajęciach miałem czas, żeby przygotować się na basen z panem Łukaszem. Dawno już nie byłem na basenie, więc wiele umiejętności, które kiedyś miałem – zapomniałem. Pan Łukasz zakładał mi obciążniki na ręce i na stopy, żebym ćwiczył mięśnie. Ćwiczyłem też pływanie w płetwach.
Zwykle zaczynaliśmy od małego basenu, a potem szliśmy na głębszą wodę.
Po basenie miałem godzinną przerwę, po której szedłem na masaż do pana Adriana
Bardzo podobało mi się masowane. Miałem lustra z obu stron i mogłem się na siebie napatrzeć do woli.
Po masażu szedłem do Pana Kamila na terapię ręki.
Malowałem wycięte z masy solnej morskie zwierzęta, palcem malowałem liście na drzewach. W dzień pizzy wyklejałem z plasteliny składniki na pizzy.
W czasie godzinnej przerwy jedliśmy z mamą obiad. W Leśnym Zakątku bardzo dobrze nas karmili, choć porcje były za duże .Były też ciekawe desery. Bardzo mi posmakowało pieczone jabłko z wiśniami.
Po obiedzie szedłem do pani Oli logopedy i muzykoterspeutki.
Grałem u niej na różnych instrumentach w rytm słuchanej melodii.
Dwa dni zamiast zajęć z panią Olą miałem zajęcia z panią Magdą.
Dzień kończyłem godzinną kinezyterapią z panem Pawłem.
Po tak pracowitym dniu chciałem wreszcie posiedzieć i posłuchać piosenek z Bollywoodu, ale mama czuje taki przymus , że jak jest śnieg to trzeba wyjść z sankami i iść na górkę.
Wyszliśmy, bo śnieg padał i padał, jakby chciał zrobić mamie radochę.
Raz brałem oponę śnieżną, którą mama wygrała 20 lat temu w konkursie na cukierki nimm2.
Innym razem zjeżdżałem na ślizgach pożyczonych od Adama.
Zjeżdżaliśmy też na sankach z ośrodka i tak więc wykorzystaliśmy wszystkie dostępne do zjeżdżania sprzęty.