Genua

Wyjechaliśmy do Genui i od razu zauważyliśmy te wiadukty rozpięte nad miastem, z których roztacza się widok na miasto i morze. Niektórzy z nas pamiętali, że 14 sierpnia 2018 roku runął wiadukt Morandi i pochłonął 43 ofiary. Na jego miejscu stanął nowy – Świętego Jerzego, na którym zamontowanych jest osiemnaście punktów świetlnych, które palą się i upamiętniają ofiary tej katastrofy. Także filary mostu są podświetlone w kolorach włoskiej flagi.

W Genui, w starym porcie czekała na nas przewodniczka, która studiowała polonistykę na uniwersytecie i świetnie mówi po polsku. Przygotowała dla nas krótką trasę po starówce .

Zaczęliśmy od Palazzo San Giorgio, zbudowanego w 1260 roku i przechodził różne koleje losu.

W 1298 było tam więzienie, gdzie przetrzymywano Marco Polo. Podczas rocznego pobytu w więzieniu podyktował współwięźniowi Rustichello da Pisa swoje wspomnienia z podróży, które później wydano jako Podróże Marco Polo.

Dalej poszliśmy do Katedry Świętego Wawrzyńca.

dalej Vico del Filo

Widok na kościół Najświętszego Imienia Maryi i Aniołów Stróżów

Weszliśmy na Piazza di San Lorenzo a przed nami katedra  Świętego Wawrzyńca.W katedrze pocisk( rozbrojony), który wpadł do kościoła 9 lutego 1941 roku i nie wybuchł.

Idziemy dalej Via San Lorenzo.

Za Maksem Pallazo Ducale.

I kościół Il Gesu.

Idąc Via di Porta Soprana dochodzimy do zabytkowej Bramy Miejskiej, obok której jest zlokalizowany Dom Krzysztofa Kolumba.

Przewodniczka nasza powiedziała, że tak mógł wyglądać Dom Krzysztofa Kolumba. Według historyka Marcello Staglieno, oryginalny dom został zniszczony podczas francuskiego bombardowania Genui w 1684 roku.

Dalej poszliśmy na Piazza Raffaele di Ferrari.

Po prawej dawny budynek Giełdy.

Następnie udaliśmy się Aleją 25 kwietnia do Piazza dei Garibaldi, przy której znajdują się okazałe pałace, obecnie siedziby banków.

Potem wróciliśmy via Cairola do via San Luca i do miejsca , w którym zaczynaliśmy nasze zwiedzanie. Po drodze kupiliśmy sobie foccacie i zjedliśmy przed Pałacem Świętego Jerzego.

I tak po minie Maksa patrząc,  to najfajniejsze chwile, to te na siedząco! Siedząc i jedząc patrzyliśmy na barwny tłum przewijający się przez Porto Antico. Na kobiety ubrane w orientalne sukienki , a na nie nałożone puchowe kurtki, ponieważ Genua powitała nas wiatrem od morza.

Autokar zabrał nas do Hotelu, gdzie mieliśmy pokój na siódmym piętrze z widokiem na płytę lotniska i port.

Z przyjemnością zjedliśmy kolację.

Jedziemy do Genui przez Pollenzo i Barolo

Dziś po śniadaniu wyglądając przez okno zobaczyliśmy Alpy. I jednak okazało się, że nazwa hotelu- Panorama- jest zupełnie uzasadniona.

Dzisiaj w planie mieliśmy odwiedzić uniwersytet gastronomiczny w Pollenzo, miasteczko Barolo słynące z drogiego wina o tej samej nazwie, a na końcu czekała na nas Genua i nocleg w Hotelu Tower Genova Airport.

W Pollenzo chyba mieliśmy zobaczyć piwniczkę skupiającą butelki win z całych Włoch, jednak zobaczyliśmy gmach Uniwersytetu Gastronomicznego (Universita’ degli Studi di Scienze Gastronomiche), w który kształcą się studenci z całego świata. W trakcie wizyty widzieliśmy mężczyzn w garniturach, którzy kończyli swoją edukację w tym miejscu.

We Włoszech prawie na każdym płocie widać kwitnącą w tym okresie wisterię, zachwyca bogactwem kwiatów. U nas w ogródku niestety ma tylko kilka…

Oto jedna z wielu rezydencji rodu Sabaudów- posiadłość wiejska, przy placu Vittorio Emanuelle II, a na przeciwko kościół pod wezwaniem San Vittore Martire ( świętego Wiktora męczennika),

 którego sklepienie bardzo nas zachwyciło.

Ruszyliśmy dalej do regionu Barolo, gdzie uprawia się winorośl Nebbiolo i zatrzymaliśmy się w miasteczku o takiej samej nazwie. Byliśmy umówieni na zwiedzanie muzeum korkociągów i degustację wina…

I oto jesteśmy. Małe miasteczko wśród wzgórz, na których rośnie winorośl, z której której żyje cały region…

Idziemy do Muzeum Korkociągów. Uwagę przykuwają nazwy ulic, pod którymi zamieszczono zdjęcia, ludzi którzy tam mieszkali?!

A oto Muzeum Korkociągów i sklep z drogimi winami z tego regionu.

W muzeum zgromadzono 500 korkociągów od XVIII wieku, aż do naszych czasów.

W Muzeum Korkociągów jest także stała ekspozycja 100 butelek z ręcznie opisywanymi etykietami destylowanych win tzw Collezione Griva dzieło Romano Levi, który przez całe swoje życie  destylował i opisywał na etykietach zapach i smak zamknięty w butelkach.

Emocji przy degustacji win Barolo było wiele. Dla mnie brak miejsca, gdzie mogłabym usiąść, a także podawanie tego „wina królów” w plastikiowych kubeczkach jest profanacją i nie ma nic wspólnego z degustacją. Dlatego tę część programu sobie z Maksem odpuściliśmy!

Maks zajął miejsce na widocznej pod murami zamku ławeczce, a potem poszliśmy zobaczyć najbliższe uliczki.

Z zamku Falletti, gdzie jest Muzeum Wina widać okalające miasteczko winnice.

W Muzeum Wina byliśmy, żeby skorzystać z toalety, co jeszcze bardziej dodaje smaczku naszej nieudanej degustacji, choć mogło być inaczej, gdybyśmy na degustację przyszli vis a vis Muzeum Wina…do Agrilabu.

Na dziedzińcu zamkowym przed muzeum wina jest oczywiście kościółek w Barolo.

A tu po prawej stronie od Muzeum Wina – AgriLab – miejsce,  gdzie w kieliszkach można degustować wina  Piemontu i kupić okoliczne przysmaki . My kupiliśmy kulki z ciasta z orzechów laskowym- morbidi alla nocciola i nugat – torrone friabile con nocciole.

Udaliśmy się na spacer .

Wąskie uliczki Barolo są bardzo klimatyczne, ale nie chciałabym tu jeździć samochodem.

W końcu pożegnaliśmy miasteczko…

… których nazwy, ulic ilustrowane zdjęciami, na pewno zostaną nam w pamięci.

 

 

 

 

Turyn

Turyn powitał nas deszczem. Nasza przewodnik, Pani Wanda, która w Turynie mieszka prawie cztery dekady, powiedziała, że jeśli przybywa się do Turynu i pada , to po powrocie trzeba zagrać w totolotka…nie zagraliśmy, ale wierzymy, że to tak rzadkie jak wygrana…

Zaczęliśmy zwiedzanie od wzgórza, na którym zbudowano Bazylikę Di Superga jako votum dziękczynne za pokonanie Francuzów w 1706 roku. Ze wzgórza ponoć widać panoramę Turynu, ale my nie mieliśmy tego szczęścia by to sprawdzić.

Przeżyliśmy też chwilę grozy podjeżdżając drogą na wzgórze. Zakręt jest tak ostry, że nasz autokar musiał go pokonać na trzy razy. Na szczęście nie  zjeżdża się tą samą trasą. Nasza przewodniczka opowiadała nam o Polonii mieszkającej w Turynie, o żołnierzach, którzy przeżyli pod Monte Casino i którym generał Anders odradzał powrót do Polski. Ci zostawali we Włoszech i żenili się z Włoszkami. W 1948 rząd włoski, chcąc temu zapobiec, wydał prawo, że Włoszka jak poślubi cudzoziemca to może stracić włoskie obywatelstwo!!!

Następnie weszliśmy do katedry, w której przechowywany jest Całun Turyński. W kaplicy, gdzie za szybą znajduje się skrzynia z całunem, też nie wolno robić zdjęć. I tu nie chodzi tylko o błysk flesza. Nie wolno w ogóle robić zdjęć…

Całun jest wystawiany sporadycznie na widok publiczny . Ostatnie publiczne dwa wystawienia Całunu miały miejsce od 11 kwietnia do 23 maja 2010, oraz od 18 kwietnia do 25  czerwca 2015, w związku z Jubileuszem Salezjańskim – 200 rocznicą narodzin Jana Bosko.

Kiepsko się zwiedza miasto kiedy pada deszcz. Trudno zachwycać się zabytkami , bo myśli krążą tylko wokół dachu nad głową i czegoś do jedzenia.

Za Maksem imponująca brama Pallatyńska , która wraz z ruinami teatru, są jedyną pozostałością po czasach starożytnych.

Poszliśmy dalej, aż do Placu Zamkowego ( Piazza Castello) i tam dostaliśmy czas wolny na przeczekanie deszczu. Wszyscy skierowaliśmy się do Foccacieria Blob, która razem z Barem Francia nasza grupa się tam pomieściła,ponieważ są dwie sale, a foccateria przeżyła oblężenie.

Kiedy się najedliśmy wróciliśmy na Piazza Castello i okazało się, że deszcz przestał padać.

Na spokojnie rozejrzeliśmy się. Maksowi podobały się fontanny,

Ja zwróciłam uwagę na niepasujący do otoczenia wieżowiec zwany potocznie Palcem Mussoliniego.

Poszliśmy Via di Roma, żeby wejść do Gallerii San Federico, która przypomniała nam Galerię w Mediolanie, którą zwiedzaliśmy rok temu.

Z galerii wychodzi się na Piazza San Carlo, jeden z najładniejszych placów we Włoszech (jak reklamuje go przewodnik po Turynie) zrealizowany według projektu Carla di Castellamonte. Na końcu placu dwa bliźniacze kościoły Świętego Karola i Świętej Krystyny.

Kościół Świętego Karola

Doszliśmy na Piazza Carignano i do pałacu o tej samej nazwie, w którym narodził się pierwszy król zjednoczonych Włoch Vittorio Emanuelle II

W środku znajduje się muzeum Zjednoczenia Włoch.

Zamek ten ma dwie fasady i jest uznany za perełkę turyńskiego baroku.

Jak Turyn, to musi być byk, symbol miasta…

Biblioteka Narodowa na Piazza Carlo Alberto.

Maks przed pomnikiem Króla Carla Alberta.

A oto właśnie ta druga fasada Palazzo Carignano. Przy tym placu( Piazza Carlo Alberto) mieszkał Friedrich Nietzsche, podczas swojego pobytu w Turynie.

Gallerii Subalpina  swoją nazwę zawdzięcza Subalpejskiemu Bankowi Przemysłowemu, który wziął na siebie ciężar jej budowy. Jest bardzo jasna, cicha  i pełna zieleni.

Idąc w stronę najbardziej charakterystycznego budynku Turyny widzimy Muzeum Sztuki Antycznej, które z drugiej strony ma  Fronton Palazzo Madama na Piazza Castello. Tak więc zatoczyliśmy w naszej wędrówce koło…

Mole Antonelliana, miała być żydowską synagogą, jednak z powodów finansowych nią nie została. Projekt  przechodził wiele modyfikacji i z początkowej wysokości 113 metrów osiągnął obecną wysokość 167 metrów. Aktualnie w budynku znajduje się Narodowe Muzeum Kinomatografii. I tu pożegnaliśmy się z naszą Przewodniczką po Turynie.

 

Dolina Aosty

Z hotelu Panorama wyruszyliśmy w kierunku Courmayeur, gdzie zaplanowano wjazd kolejką Skyway na taras widokowy na Punta Helbronner 3466 m, żeby zobaczyć najwyższy szczyt Europy – Monte Bianco/Mont Blanc 4809m.

Maks był senny i podsypiał, podczas gdy ja podziwiałam dolinę Aosty i widoczne na wzniesieniach zameczki…Fascynujące jest to, ile tuneli wydrążono w Alpach, żebyśmy mogli wygodnie pokonać tę trasę, a potem dzięki kolejce – wznieść się tak wysoko…

Do Courmayeur przyjeżdża też autobus znanej nam sieci Flixbus.


Przewodniczka kupiła bilety i wsiedliśmy do wagonu kolejki skyway.

Na wysokości 2173m jest Pavillon – stacja przesiadkowa , gdzie również można zobaczyć wystawę minerałów , kupić książki, pamiątki a także usiąść i coś zjeść w kawiarni z widokiem na Alpy.

Przed przesiadką do drugiego wagonika założyliśmy kurtki i czapki, gdyż temperatura na tarasie widokowym była około 1C.

Podróż kolejką jest bardzo widowiskowa. Wagonik kolejki obraca się wokół swojej osi i każdy uczestnik wjazdu ma okazję do zobaczenia całej panoramy gór.

I oto jesteśmy tak wysoko jak jeszcze nigdy w życiu! Przewodniczka uprzedziła nas, że przy dłuższym oddychaniu rzadszym powietrzem może nam zakręcić się w głowach, albo poczujemy się słabsi. Na początku w ogóle nie odczułam jakiegoś dyskonfortu, ale po godzinie czekania, aż chmura przesunie się ze szczytu Monte Bianco, rzeczywiście poczułam, że serce mi wali i jakoś kręci mi się w głowie. Wtedy postanowiliśmy wrócić na dół…


Chmura zakryła szczyt Monte Bianco.
Widoki są niesamowite i na Maksie Alpy też zrobiły wrażenie.

Pogoda również nam dopisała i mogliśmy podziwiać panoramę Alp, a także posiedzieć na leżaczku.

Ale jak poczułam, że już czas wracać , wsiedliśmy do kolejki i zjechaliśmy do pawilonu przesiadkowego.

Weszliśmy do kawiarni, Maks napił się soku.

Odwiedziłam toaletę, w której zaskoczyła mnie reklama…ceremonii ślubnej w unikalnym miejscu na skraju nieba.

Jednym okiem rzuciliśmy na wystawę minerałów…

A potem odbyliśmy podróż w dół kolejką skyway

i tak zakończyła się nasza wyprawa .

Wracając z Courmayeur pojechaliśmy zobaczyć Aostę – stolicę tego najmniejszego włoskiego regionu. Wykopaliska archeologiczne w Dolinie Aosty świadczą, że pierwsze ślady osadnictwa sięgają epoki neolitu i brązu. My jednak oglądaliśmy zabytki z czasów Rzymskich.

Łuk tryumfalny Augusta,

bramę wejściową do miasta, dla przybyszów z równiny. Doskonale zachowana brama składa się z podwójnego rzędu trzech łuków . Była wyposażona w opuszczane kraty i które sprawiały, że była nie do sforsowania…

Widok na  plac Chanoux, gdzie  znajduje się ratusz .

My zjedliśmy małe co nieco w kawiarni Anfiteatro.

Po posiłku zobaczyliśmy kompleks architektoniczny Sant’Orsa (Świętego Ursusa).

Weszliśmy też na dziedziniec klasztoru, gdzie każda z 40 kolumn przedstawia inną scenę z Biblii, oraz życia Świętego Ursusa.

Po powrocie z Aosty zjedliśmy kolację w naszym hotelu a na deser dostaliśmy profiterole, czyli ptysie z waniliowym kremem oblane czekoladą.

 

Wycieczka do Włoch- Piemont i Liguria

W sobotę – skoro świt wstaliśmy i wsiedliśmy do autokaru, który przez cały tydzień miał być naszym domem. Przesadzone? Chyba nie jeśli jedzie się do Włoch, a potem odwiedza się kolejne regiony włoskie.

Po przejechaniu 1068 km zatrzymaliśmy się w Hotelu International w Tarvisio, gdzie zjedliśmy obiadokolację

i zmęczeni poszliśmy spać.

Następnego ranka po typowym włoskim śniadanku ruszyliśmy dalej.


Zrobiłam zdjęcie mapki okolic ze ściany hotelu, gdyby  udało nam się tam kiedyś wybrać i pochodzić po okolicy. Generalnie hotele w Tarvisio są miejscem, gdzie przyjeżdżają miłośnicy białego szaleństwa i gdzie nocują Polacy w drodze do Włoch po przejechaniu ponad 700km od granicy z Czechami. My z Warszawy mamy ponad 1000km.

Przed hotelem ostatnie pamiątkowe zdjęcia

Nasz pokój był na trzecim piętrze, pierwszy z prawej strony, z zamkniętymi okiennicami i jednym oknem dachowym. W tym hotelu będziemy się zatrzymywać również w drodze powrotnej.

Po przejechaniu prawie 500 kilometrów dotarliśmy do klasztoru Certosa di Pavia, wybudowanego dla zakonu kartuzów. Razem z nami czekało wiele osób aby przejść przez kratę do prezbiterium i zobaczyć piękne drewniane stalle, w których obrazy układane były metodą intarsji. Niestety w prezbiterium nie można robić zdjęć .

Mały dziedziniec klasztoru jest bardzo malowniczy.

Kiedy  zakończyliśmy zwiedzanie klasztoru pojechaliśmy zrobiliśmy kolejne 150 km do Hotelu Panorama w Cambiano – koło Turynu, gdzie nocowaliśmy trzy doby. Na obiadokolację podano nam duże porcje makaronu i zachęcano do dokładek.

to akurat drugie danie…

Nasz pokój, również tu- był na 3 piętrze.

I tak upłynął nam drugi dzień wycieczki.

 

Po raz pierwszy w Kościele w Lesie Bielańskim  świętowaliśmy Dzień Osób z zespołem Downa. „Fundacja Little by Little” zaprosiła swoich sympatyków na uroczystą mszę 17 marca o 11.00. Kościół w Lesie Bielańskim  jest tym, w którym Maks był ochrzczony i jest bliski naszemu sercu.

Maks  z tatą zasiadł razem z podopiecznymi Fundacji w prezbiterium.

Oczywiście dzień osób z zespołem Downa obchodzimy 21.03. Tego dnia wszyscy zakładamy skarpetki nie do pary…

W zeszłym roku na portalu Niepelnosprawni, ukazał się artykuł, Oswajanie zespołu Downa

w którym przypomniano naszą rodzinę, co było dla nas dużym zaskoczeniem.

 

Sylwester w Tarnowskich Górach

Podobnie jak dwa lata temu wybraliśmy się na Sylwester ze Stowarzyszeniem Bardziej Kochani. Tym razem odwiedziliśmy Śląsk: zabytkową kopalnię srebra w Tarnowskich Górach, Palmiarnię w Gliwicach , Muzeum Chleba w Radzionkowie.

Wyjechaliśmy w sobotę dość  wcześnie i w drodze na Śląsk towarzyszył nam deszcz.

Jednak  w Tarnowskich Górach już nie padało. Przyszliśmy do kopalni, żeby przejść podziemną trasę 1740 m i przepłynąć łodziami Sztolnię Czarnego  Pstrąga…

Wędrowaliśmy korytarzami wykutymi w skale przez gwarków, którzy szukali tu  srebra.

Teraz korytarze są oświetlone, ale dawniej górnicy pracowali prawie w ciemności i trudno to sobie wyobrazić jak dawali radę odnaleźć srebro…

Część chodników jest wysoka a część niska. W kopalni trzeba nosić kask, żeby nie nabić sobie guza chodząc podziemnymi korytarzami.

Akurat zima to dobra pora na wędrówki pod ziemią, bo tu zawsze panuje temperatura 10 stopni Celsjusza, więc jest cieplej niż na powierzchni.

Doszliśmy do Sztolni Czarnego Pstrąga , gdzie wsiedliśmy w łodzie i popłynęliśmy podziemnym korytarzem tak  wąskim jak łódka w której siedzieliśmy, dlatego trzymaliśmy ręce na kolanach, żeby nie pokaleczyć palców, gdybyśmy je trzymali na burtach łodzi, a  łódka otarłaby się o skałę…

Było to ciekawe doświadczenie, choć wszystkich  bolały nogi, gdyż często szliśmy na nogach zgiętych w kolanach, żeby zmieścić się w wykutym tunelu. No i nie jest to wyprawa dla osób, które mają klaustrofobię, albo boją się ciemności…

Po wizycie w kopalni pojechaliśmy do Palmiarni.

Mamę zachwycił widok figi owocującej w donicy, ponieważ sama ma drzewo figowe w ogródku, które nigdy nie miało owoców.

Palmiarnia ma kilka pawilonów: pawilon roślin użytkowych,

Pawilon tropiku, sukulentów,

Pawilon akwarystyczny…

W pawilonie historycznym są okazy roślin, które mają ponad 100 lat i pamiętają czasy wystawy botanicznej z 1924 roku.

W Palmiarni są altanki i ławeczki wkomponowane  w zieleń , na których można usiąść i podziwiać rosnące tam okazy, albo zjeść ciastko w kawiarni.

Wieczorem dojechaliśmy na miejsce noclegu w Hotelu Aslan.

Przyznam, że byłem już zmęczony, ale jeszcze napisałem kartki do kolegów!

Następnego dnia, w niedzielę wyruszyliśmy do Muzeum Chleba, które założył pasjonat Piotr Mankiewicz.

Najpierw obejrzeliśmy film o muzeum, a potem poszliśmy zrobić sobie własny wypiek. O ile w kopalni było ciepło, o tyle w muzeum -nie.

Z przygotowanego ciasta formowaliśmy rulony a potem zaplataliśmy je tak jak w chałce.

Gdy nasze wyroby poszły do pieca , my oglądaliśmy zgromadzone eksponaty i zgadywaliśmy do czego służyły…

Czy zgadniecie po co w tej filiżance zrobiono ten mostek w poprzek? otóż to filiżanka dla wąsaczy, żeby pijąc nie pomoczyli sobie wąsów!!!

W muzeum jest też urządzona klasa z danych lat, z czasów których nawet moja mama nie pamięta, kiedy dzieci pisały na kamiennych tabliczkach zamiast w zeszytach.

W końcu upiekły się nasze wyroby co przywitaliśmy z dużą radością, bo chlebki były ciepłe i z przyjemnością je zjedliśmy. Po wizycie w muzeum pojechaliśmy zdobyć Kopiec Wyzwolenia w Piekarach Śląskich.

Kopiec został zdobyty!

Wieczorem mieliśmy wspólną kolację i razem przywitaliśmy Nowy Rok 2024

Konkurs fotograficzny Fundacji Avalon

Pod koniec października Fundacja Avalon ogłosiła konkurs fotograficzny pod hasłem „Mam tak samo jak Ty – artystyczne sceny z życia codziennego” , w którym wzięliśmy udział wysyłając na konkurs zdjęcie Maksa z Parku Iluzji w Zakopanem.

Wczoraj dostaliśmy wiadomość, że nasze zdjęcie znalazło się wśród 12 finalistów i możemy je zobaczyć na Skwerze ks. Jana Twardowskiego .

Wybraliśmy się dzisiaj na Krakowskie Przedmieście samochodem i długo krążyliśmy zanim udało nam się zaparkować na ul.Kopernika. Idąc wzdłuż ogrodzenia szpitala dziecięcego zabaczyliśmy mural…

Życzeniu blondynka z murala stało się zadość…przynajmniej po części. Krakowskim Przedmieściem nie jeżdżą autobusy.

Na skwerze ks. Jana Twardowskiego przeżyliśmy chwilową załamkę, ponieważ nie zobaczyliśmy wystawy, na którą się wybraliśmy. Na skwerze stały bowiem kamienne bloki, do których zwykle mocowane są ramy na zdjęcia, ale te były puste… Przez chwilę rozglądaliśmy się i wreszcie ją zobaczyliśmy, rzeczywiście są wystawione zdjęcia konkursowe równolegle do ulicy Karowej i tak trochę z boku…nie mogę odgonić myśli , że  wszystko co dotyczy Osób z niepełnosprawnościami odbywa się trochę z boku i czasem trudno to dostrzec…


Obejrzeliśmy z Maksem zdjęcia.

Maks pewno zagłosowałby na zdjęcia ze stopami, bo do tej pory lubi rozmowy Elma ze stopą…

Maks z uwagą przyjrzał się nagrodzonemu zdjęciu

Znalazł też swoje…

…i ucieszył się!

W otrzymanym od Fundacji mailu przeczytałam: „Miło nam również poinformować, że od dzisiaj (1.12.2023) na skwerze ks. Jana Twardowskiego znajdującym się w Śródmieściu Warszawy prezentowana jest wystawa 12 wyróżnionych w konkursie prac, która potrwa do 22 grudniaPrzez 3 tygodnie wszystkie osoby spacerujące po Trakcie Królewskim i podziwiające świąteczną iluminację, będą mogły przy okazji zobaczyć fotografie przedstawiające artystyczne sceny z życia codziennego osób z niepełnosprawnościami – w tym fotografię Twojego autorstwa.”

Wybrałam się wieczorem , żeby zobaczyć wystawę.

Z chodnika, po którym poruszają się piesi, wystawa jest mało widoczna. Podeszłam więc bliżej…

Z bliska widać, że wystawa korzysta z oświetlenia, które skierowane jest na pomnik Bolesława Prusa.

Zdjęcie Maksa jest dobrze oświetlone, pozostałe w tym rzędzie też można zobaczyć.

Natomiast zdjęcia nagrodzone, które są po przeciwnej stronie, są niewidoczne, gdyż reflektor skierowany na pomnik oświetla je z drugiej strony!

Nie sposób odnieść wrażenia, że przy okazji wieczornego oglądania miejskich iluminacji tej wystawy nikt nie zobaczy…ale jak już ruszyłam w miasto to bardzo spodobały mi się dekoracje świąteczne w stylu PRL-u, które są wyeksponowane przy ulicy Świętokrzyskiej!

Waga , na której można zważyć swoje nasycenie mandarynkami.

Telewizor, na którym wyświetlają się bajki z czasów PRL-u.

Radio, z którego lecą zimowe przeboje.

Telefon.

Mikołaj spieszący do dzieci na motocyklu i w końcu skrzynka pocztowa na listy do niego.


Te świąteczne dekoracje( można powiedzieć) wpisały się w tematykę tegorocznych urodzin Maksa.