Archiwum kategorii: przyroda

Zachwycające Lago di Garda

W sobotę grupa wycieczkowa podzieliła się na dwa obozy. Tych, którzy chcieli skorzystać z atrakcji w Parku rozrywki Gardaland i tych którzy chcieli pojechać do Malcesine. Właśnie w sobotę 1 kwietnia otworzono park rozrywki i parkingi szybko zapełniały się autokarami z młodzieżą.

My czekaliśmy na parkingu, aż wróci nasza przewodniczka kiedy już rozda bilety na atrakcje. Przy okazji zobaczyliśmy autobus, który przywozi chętnych do Gardalandu.

Nacieszyliśmy oczy słońcem i kwitnącymi krzewami…

I w końcu ruszyliśmy do Malcesine.

Z Gardalandu do Malcesine jest ponad 40 kilometrów, a droga prowadzi wzdłuż jeziora Garda. Widoki przy słonecznej pogodzie są zachwycające,  nawet zza szyby autokaru.

W Malcesine udaliśmy się na stację  kolejki górskiej , która zawiozła nas na szczyt Monte Baldo, który wznosi się na 1760m nad poziom morza

Na wysokości 562 metrów jest stacja przesiadkowa. Wsiadamy do drugiego wagonika, który wraz z pokonywaniem kolejnych metrów wysokości dodatkowo obraca się dookoła swojej osi i wszyscy podróżni, bez względu gdzie stoją w wagoniku mogą oglądać panoramę …

Wysiedliśmy z wagonika kolejki górskiej i pospacerowaliśmy po szczycie

To widok góry po przeciwnej stronnie niż jezioro Garda.

A tu widok na jezioro z góry.

Mina Maksa mówi wyraźnie , że jego ten widok nie rusza, więc postanowiłam znaleźć coś, co przypadnie mu bardziej do gustu.

Zamówiłam sernik i zastanawiałam się czy mi doliczą „coperto”(czyli opłatę za obsługę), ale nawet gdyby, czego się nie robi dla szczęścia dziecka…Po zjedzeniu ciastka wejście na górę  nie było już trudne.

I zobaczyliśmy też krokusy , które zakwitły w trawie.

Po godzinie zjechaliśmy do miasteczka, gdyż chcieliśmy popłynąć promem do Limone sul Garda.

 

 

Malcesine nad Jeziorem Garda

Kiedy już zjechaliśmy kolejką górską ze szczytu Monte Baldo poszliśmy na pomost, żeby kupić bilet na statek do położonej na przeciwko miejscowości Limone, która słynęła z uprawy cytryn…

W Malcesine są malownicze bardzo wąskie uliczki wybrukowane kamieniami…


Na każdym możliwym miejscu wystawione są stoliki, przy których można usiąść i coś zamówić. My jednak najpierw musieliśmy poczekać na statek.

Tym razem płynęliśmy promem i na odkrytym pokładzie mocno wiało. Zeszliśmy więc niżej na pokład zamknięty.

Jak widać był przeszklony i z niego również można było podziwiać Jezioro Garda.

Podróż nie trwała długo i naszym oczom ukazało się Limone, jakby przyklejone do masywu górskiego. Nie mogliśmy tam spędzić dużo czasu, bo wracaliśmy statkiem , który odpływał z Limone  godzinę później…

Mieliśmy mało czasu, a chcieliśmy kupić na pamiątkę dla taty Maksa Limoncello, likier z cytryn i to ten zabielany…

Wracając zobaczyłam, że Maks już ma „długą”minę, więc wstąpiliśmy do baru, gdzie sprzedawali pizzę na wagę i kupiłam Maksowi kawałek na polepszenie humoru.

Siedzieliśmy i czekaliśmy, żeby nie spóźnić się na nasz statek.

Na pokładzie statku, którym wracaliśmy nie było już tak zimno. Maks zajął się konsumpcją, a ja obserwacją chmur…

W Malcesine mieliśmy czas wolny i ruszyliśmy na odkrywanie uroków tego małego miasteczka. Zrobiliśmy zdjęcie mapy i upewniliśmy się, że damy radę się nie zgubić.

Spacer po uliczkach zaczęliśmy od portu , a potem poszliśmy w stronę zamku, którego urok opisywał swojej przyjaciółce Goethe i nie tylko opisał, ale również zrobił szkic, za który został zamknięty w więzieniu i potraktowany jako szpieg. Po latach jakby w rekompensacie za poniesione straty moralne jednej z ulic nadano nazwisko sławnego poety niemieckiego Via Goethe

Zeszliśmy w dół i znaleźliśmy się na samym brzegu jeziora.

Potem jeszcze niżej…na taras widokowy

I jeszcze niżej na sam brzeg.

To chyba najbardziej urocze miejsce w Malcesine…

I ciekawe, że obok siebie są różowe skały  i czarne…

Byliśmy sami, a nad nami górowały mury zamku Scaligierich.

Wróciliśmy na uliczki Malcesine.

Poczekaliśmy, aż zbiorą się wszyscy członkowie naszej wycieczki na placu przed ratuszem miejskim.

A potem wróciliśmy do San Zeno di Montagna.

Maks usiadł w oknie i zjadł pomarańczę kupioną w  Limone.

Na lody do Sirmione

Jezioro Garda ma najczystsze wody, ze wszystkich jezior włoskich. Na jego brzegach przycupnęły mniejsze i większe miasteczka w zależności od tego, ile miejsca zostawiły ludziom pobliskie góry. Wszystkie wyglądają bardzo malowniczo, ale tylko Sirmione położone  jest na 4 kilometrowym półwyspie, który wcina się w jezioro Garda. Niektórzy porównują kształt jeziora do serca, a Sirmione właśnie jest w tym zagłebieniu serca między jego połowami.

W sezonie letnim ponoć trudno się poruszać po miasteczku, ale my byliśmy poza sezonem kiedy tulipany były w pełnej swojej krasie, a chcieliśmy zjeść tam lody i pospacerować .

Zatrzymaliśmy się na parkingu i skierowaliśmy w stronę Zamku Scaligierich. Aktualnie trwają tam prace remontowe, więc na zdjęciach widać pomarańczowe osłony i maszyny budowlane.

Dojście lub dojazd( dla mieszkańców) do centrum wiedzie przez most, pod zakończoną łukiem bramą.


W Sirmione jest mnóstwo miejsc, gdzie można kupić lody, bez przesady napiszę, że lodziarnia stoi przy lodziarni. Postanowiliśmy poszukać takiej wyjątkowej…

Przeszliśmy przez Piazzo Castello,

Dotarliśmy na Piazza Giosue Carducci, gdzie dobijają łodzie i promy

I zrobiliśmy sobie zdjęcie na wybrzeże Sirmione od strony Desenzano.
W dalszej wędrówce dotarliśmy do Term Catullusa. Po drodze jedna z kobiet pracujących w lodziarni nas pozdrawiała, więc tam zawróciliśmyKupiliśmy lody waniliowe w waflu z posypką orzechową w barze Gelateria Valentino. Kobieta tam pracująca zapytała Maksa o imię i innych jego kolegów. Że poczuliśmy się wyjątkowo, może świadczyć fakt , że jeden chłopak dla niej zatańczył.

Na zdjęciach z Sirmione często widać to miejsce, z uwagi na buduleję, która kwitnie w sezonie, o czym przekonałam się , gdy po podróży obejrzałam filmik sprzed lodziarni.

Maks stoi twarzą do Bouganville Caffe, która w sezonie kwitnienia pokazywana jest na wielu zdjęciach z Sirmione z uwagi na swoje ciemno różowe, albo wręcz fioletowe kwiaty,  którymi jest obsypana.

Na ulicach drzewa z mandarynkami , a może pomarańczami , widok dla nas niezapomniany.

Wracając doszliśmy do plaży- Spagia del Prete, gdzie nieopodal wyznaczony jest punkt, gdzie można się pocałować.

To miejsce jest (po przeciwnej stronie półwyspu niż molo do którego przypływają statki) na stronę wybrzeża gdzie są miasteczka: Lazise, Bardolino czy Garda.

A doszliśmy tu uliczką przy murach zamku.


W drodze powrotnej weszliśmy do kościółka Sanat’ Anna della Rocca , który był spowity w zasłony, chroniące w trakcie remontu sąsiadującego obok zamku , więc prawie go nie zauważyliśmy.

I tak powoli opuściliśmy uliczki Sirmione . Wydawało się nam, że to ostatnie spojrzenie na zamek…Na parkingu koleżanki zrobiły nam wspólne zdjęcie na jezioro Garda

Maks jest uśmiechnięty, więc chyba wycieczka się udała.

Nowy Rok 2023

Nowy Rok rozpocząłem patrząc na fajerwerki za oknem.

Dotrwałem w Sylwester do północy i właściwie potem nie byłem już śpiący. Ale rano wstałem jak zwykle …

2 stycznia poszedłem do szkoły. Co to  za zima? Na dworze 10 stopni na plusie, a na trawniku rozkwitają stokrotki, zupełnie jak w bajce o 12 miesiącach.

A śniegu nie widać, za to zachód słońca całkiem, całkiem…

Szybko minął czas do piątku, a w piątek święto Trzech Króli. Mama upiekła drożdżowy wieniec na modłę hiszpańską , a w kościele w Lasku dostałem koronę. Więc mogłem świętować Epifanię.

Wakacyjne spotkania

Wakacje to więcej czasu na spotkania. Do babci przyjechali moi kuzyni Józio i Cora i po roku znowu mogliśmy pobyć razem.

W upalny czas dobrze jest znaleźć miejsce z dostępem do wody. Amelka zaprosiła mnie na piknik w Parku Bajka w Błoniu. Nie myślałem, że park miejski może być taki fajny.

Były fontanny, w których można się było ochłodzić.

I ciekawe wiklinowe szałasy

Oprócz tego miejsce dla miłośników muzyki, w którym można było sobie pograć.

Amelka przygotowała z mamą smaczne  przekąski  i bardzo fajnie spędziliśmy czas.

Pod koniec sierpnia umówiliśmy się ze Stasiem i jego rodzicami na rejs po Zalewie Zegrzyńskim. Przyjechaliśmy do Serocka i zaparkowaliśmy samochód koło parku. Idąc w stronę molo, z którego o 12.00 odpływał statek , doszliśmy do Grodziska Barbarka.

Gród wzniesiono  w XI wieku i chroniły go drewniano-kamienno-ziemne umocnienia. W grodzie była strażnica i komora celna, a dostęp do grodu  utrudniały głębokie wąwozy. Mieszkańcy grodu zajmowali się rolnictwem, rybołówstwem i rogownictwem. Gród został opuszczony w XIII w. i od tego czasu  jego teren był wykorzystywany jako cmentarz. W XVII wieku stanęła tu kaplica pod wezwaniem św. Barbary. Dziś wzgórze – miejsce po dawnym grodzie – zostało zaadaptowane na malowniczo położony punkt widokowy, z którego można oglądać Zalew Zegrzyński.

Ze  wzgórza zeszliśmy na Bulwar Nadnarwiański, którym doszliśmy do molo.

Serock jest na prawdę ładnym miasteczkiem, a mama powiedziała, że mogłaby tam zamieszkać…

Gdy spotkaliśmy Stasia ruszyliśmy do Statku Albatros, na wycieczkę po Zalewie Zegrzyńskim.

Na koniec wizyty w Serocku weszliśmy do kościoła, żeby zobaczyć polichromię ( którą odkryto w trakcie remontu kościoła w 2019) upamiętniającą Bitwę Warszawską roku 1920

Nie wiedziałem, że Serock to takie urokliwe miasteczko.

Z Serocka udaliśmy się na działkę do Stasia, gdzie fajnie się bawiliśmy.
Na koniec wakacji spotkałem się z moim najstarszym bratem i jego żoną.

Bardzo lubię wakacje.

Przełęcz Szopka (Chwała Bogu)

Pierwszego dnia wyszliśmy ze schroniska „Trzy Korony” kierując się za znakami żółtego szlaku na Przełęcz Szopka. Nasze schronisko jest pięknie położone i prezentuje się imponująco z pierwszego odcinka szlaku na przełęcz.

Schronisko „Trzy korony” widziane ze szlaku.

Sam szlak wiedzie wyjątkowo malowniczym wąwozem szopczańskim, w którym (według legendy) górale uratowali króla Jana Kazimierza przed Szwedami – co opisał w „Potopie” Henryk Sienkiewicz. Maks dreptał raźno w górę i podziwiał cuda natury.

Wąwóz jest głęboko wcięty i czujemy się w nim tacy maleńcy…
… ale zawsze można oprzeć się na Mamie!
Mijamy strumyk, w którym można zanurzyć ręce.

Skalisty wąwóz kończy się na granicy lasu i dalej w górę prowadzą drewniane schody. Tata zrezygnował z wchodzenia na schody, a Maks z Mamą cierpliwie tuptając doszli do celu.

Na Przełęczy Szopka

Z góry schodzi się znacznie szybciej, trzeba tylko uważać aby się nie poślizgnąć na schodach i skałkach. Na końcu szlaku powrotnego – tuż pod schroniskiem – czekał na nas piękny widok na szczyt Trzech Koron.

Maks dociera do finiszu wyprawy.

Majówka

W tym roku pojechaliśmy na majówkę do Zaździerza, gdzie zaprosiła nas mama Adama.

1 maja byliśmy zobaczyć szkołę Adama w Mocarzewie i byliśmy pod wrażeniem całego otoczenia i ludzi, którzy tworzą to miejsce. Uczniowie szkoły mają  alpaki i konia, którymi się opiekują i my także mogliśmy je zobaczyć.


Maks wędruje właśnie w kierunku wybiegu alpak.

Adam pokazał Maksowi, która alpaka jest miła, a która nie za bardzo…

Maks jak widać stara się być blisko furtki, żeby szybko się ewakuować. Do tych puchatych zwierząt też trzeba być przyzwyczajonym.

Po wizycie w Mocarzewie pojechaliśmy do Zaździerza i pospacerowaliśmy na brzegu jeziora Ciechomickiego.


Maks relaksował się na kocyku, a Adam kopał kanał

Nad brzegiem jeziora słyszeliśmy kukułkę i inne ptaki.

Tu też widać sosnę na „szczudłach”, jednak odsłonięte korzenie są dużo krótsze niż u tej którą widzieliśmy pod Buskiem…

U Adama spędziliśmy czas cieszą się słońcem i pogodą i oczywiście gościnnością Adama i jego Mamy, która pomogła Maksowi posadzić cebulki  na szczypior…

Cebulka ta piękny wypuszcza nam szczypior, który obcinamy i zjadamy ciepło myśląc o jego fundatorce. Dzięki Bożenko!

Ferie zimowe – jedziemy do Zgierza poszukać jeża

Zaczął się luty i ferie. Po dwóch latach, kiedy ciągle coś nam stawało na przeszkodzie, udało nam się w końcu zrealizować plan – zrobienia Maksowi wkładek do butów , w których chodzi. Pojechaliśmy z Oliwią i jej rodzicami do Zgierza, bo tam właśnie robi wkładki Pani Magda w gabinecie NovaPro.

Przyjechaliśmy do Zgierza tuż przed południem i wtedy zaczął sypać śnieg.

Maks i Oliwia czekali na swoje wejście do gabinetu.

Pani Magda dokładnie obejrzała stopy Maksa i  zanalizowała jego chód.

Następnie pokazaliśmy jej buty, do których potrzebujemy wkładek.

W czasie kiedy Pani Magda robiła dla nas wkładki poszliśmy na spacer po Zgierzu.

Przy ulicy Dąbrowskiego znajduje się kamienica z 1928 roku.

Także Muzeum Miasta Zgierza znajduje się w „Domu pod lwami” przy tej ulicy.

Maks i Oliwia byli głodni, więc weszliśmy do pobliskiej Fabryki Pizzy, żeby zjeść obiad.


Po zjedzeniu pizzy poszliśmy na spacer do miejskiego parku im. Tadeusza Kościuszki
Dla miłośników graffiti polecamy spacerek wzdłuż tego murowanego ogrodzenia.

Można zobaczyć graffiti zatytułowane  „Chuligan Miłości”, „Kochaj Futbol”, oraz ścianę kamienicy z graffiti „Spokój”


W parku jest staw (zwany kiedyś stawem Cyklego), do którego wpada rzeka Bzura. Postanowiliśmy obejść staw dookoła. Zajęło to  nam  pół godziny. A po drodze trochę się działo…

Znacie bajkę Wandy Chotomskiej „Podróże jeża spod miasta Zgierza”?

Spacerując po parku Maks znalazł miejsce, gdzie zimują jeże ze Zgierza. Okazuje się, że bajka ma ciąg dalszy. Nowe przygody jeża napisali mieszkańcy dziesięciu miast polski i można je odsłuchać na CKD-Zgierz

W parku jest wiele atrakcji dla dzieci, plac zabaw, park linowy i ekspozycja trzech figur dinozaurów.

Doszliśmy pomostem do wiaty , skąd dobrze było widać wyspę na stawie.

Przy wejściu na pomost stoi drewniana figura Neptuna.

Na koniec doszliśmy do jazu spiętrzającego wodę Bzury.

Kiedy nasza marszruta zatoczyła koło, wróciliśmy na ulicę Dąbrowskiego, żeby odebrać wkładki.

Oliwia i Maks spacerowali w butach z wkładkami a Pani Magda obserwowała jak chodzą i czy może trzeba wkładkę poprawić.

Jak nie chodzili to tańczyli. Wyprawa do Zgierza była naprawdę udana.

 

 

Idziemy do ZOO

W poniedziałek umówiliśmy się z kuzynami Maksa na wypad do ZOO.  Do południa padało i wydawało się, że z wycieczki nic nie będzie, a tu nagle wyszło słońce, więc później niż planowaliśmy, ale jednak spotkaliśmy się w ZOO. Wchodziliśmy od Ratuszowej bo właściwie z informacji na stronie ogrodu Zoologicznego nie bardzo było wiadomo ile wejść jest aktualnie otwartych.

Zaczęliśmy od wybiegu kangurów, bo Ciocia Ula lubi kangury.

Maks obserwował goryle, szczególnie tego, który zakładał na siebie narzutę.

Poszliśmy zjeść gofry.



Było bardzo ciepło więc z dużą przyjemnością ochłodziliśmy się pod rozpylającą wodę bramką


Bardzo podobał nam się wybieg irbisa śnieżnego, choć widzieliśmy tylko łapy tego kota chowającego się w cieniu.

Na koniec odwiedziliśmy hipopotamy i znajdujące się obok akwarium morskie.

W tym pawilonie można zmierzyć się i porównać wzrost do długości ryb morskich.

Maks i Cora mierzą tyle co tuńczyk żółtopłetwy, a Józio jest wyższy i mierzy tyle co tuńczyk błękitnopletwy.

Cieszę się , że mogliśmy razem wybrać się do ZOO.

Górskie szlaki

W tym roku lepiej mi się chodziło po górskich szlakach niż rok temu i chociaż nie zdobyłem żadnego szczytu, to jednak zaliczyłem następujące szlaki…

Byłem na Rusinowej Polanie i na Wiktorówkach.

Przeszedłem Dolinę Strążyską i dotarłem do Wodospadu Siklawa


Obszedłem dookoła Morskie Oko

Byłem w Dolinie Małej Łąki

Doszedłem do Jaskini Dziura i zobaczyłem co jest w środku.

W jaskini było bardzo ciemno, wilgotno i zimno. Dobrze, że miałem latarkę czołówkę, bo dzięki temu miałem wolne ręce , żeby móc dotknąć ściany.

Byliśmy w Samotni Brata Alberta.

A wracając obserwowałem kolejkę która jechała na Kasprowy Wierch.

Przeszedłem ścieżką pod reglami i w pracowni rzeźbiarskiej pana  Sławomira Rygla przy wejściu do Doliny Białego kupiliśmy z mamą anioły dla moich kuzynów.

Mam nadzieję,że będą im się podobać.