Fundacja „Zdążyć z Pomocą” zaprosiła w sobotę swoich podopiecznych do centrum rozrywki Hula Kula. Przed 15:00 nie sposób było zaparkować samochód na podziemnym parkingu, a i po okolicznych małych uliczkach trzeba się było najeździć, żeby znaleźć wolne miejsce…
O rozmiarach spotkania świadczyła już kolejka do szatni, która się zawijała kilkakrotnie, a potem w środku… Maks miał rozterki – w co się bawić…
Stoły do cymbergaja nie były jeszcze oblężone, gdyż wielu gości stało w samochodowych kolejkach przed wjazdem na podziemny parking.
Niestety w tym bolidzie Maks nie sięgał stopą do pedału gazu…
Spróbował się na rękę z automatem…
Postrzelał sobie patrząc (na wszelki wypadek?) w drugą stronę…
Przywitał się z gospodynią spotkania – Myszką Norką…
Wreszcie dotarliśmy na plac zabaw, gdzie Maks wyhuśtał się za wszystkie czasu w różnego rodzaju pojazdach!
Poprzeciskał się pomiędzy siatkami… Patrzyłam na Niego i chodziłam w kółko, jak koń w kieracie, a i tak straciłam go z oczu! Upłynęło kilka minut zanim go odnalazłam… On oczywiście mnie nie szukał, tylko poszedł sobie do samolotu na drugą stronę sali zabaw.
Prowadzenie samochodu z bidonem w ręku- łatwizna…
…tak samo jazda na motorze z wolną jedną ręką!
Po godzinie na sali zabaw Maks poszedł z tatą postukać w kulki bilardowe.
I znów gry wideo. Tym razem trudna sztuka. Trzeba skoordynować rękę, oko i nogę, aby poprowadzić swoich piłkarzy do zwycięstwa. Koledze, z którym grał Maks z tatą, to się udało i cieszył się z wygranej. Maks zadziwił chłopca, bo też się cieszył… Z przegranej! Tak więc chłopiec musiał się upewnić, o co chodzi…
– Przecież to ja wygrałem! – powiedział
– Jemu to nie przeszkadza i cieszy się razem z tobą – wyjaśniłam
Tory bowlingowe były gęsto obstawione, ale rodzice dawali pograć niezapisanym graczom. Dlatego Maks z tatą mogli sobie porzucać kulą. Dla Maksa najlżejsza, dziecięca kula była za ciężka, tym bardziej, że nie wiedział jak się ją profesjonalnie trzyma…
W międzyczasie załatwiliśmy podejście po prezent do Śnieżynki, gdyż w kolejce do zdjęcia z Mikołajem stało się ze dwie godziny… Zauważyłam, że było dekorowanie pierników, jakiś bufet z przekąskami, ale jak my tam dotarliśmy, to już było po malowaniu pierników i pustki na stołach. Fundacja zafundowała nam wieczór pełen atrakcji, ale impreza chyba przerosła organizatorów. Nikt nią nie kierował, nie było informacji, na przykład, że pierniki są dekorowane, albo że Mikołaj już siedzi na tronie i obdarowuje dzieciaki. W sali zabaw można było wziąć udział w loterii fantowej i pokręcić kołem fortuny. Jednak dla Maksa nie było to atrakcyjne. Bardzo dużo bodźców świetlnych, słuchowych… Maks był bardzo pobudzony i nie bardzo wiedział, co by chciał robić. Był tak zafascynowany miejscem, że trudno było go wyprowadzić.
Dziękujemy Fundacji Zdążyć z Pomocą za zaproszenie i Mikołajkowe upominki!