W niedzielę skończył się VIII Zakątkowy Zlot.
Maks na koniec pobytu zapragnął zrobić sobie pilling stóp korzystając z pyszczków rybek garra rufa
Rybi pilling nie przypadł Maksowi do gustu. Przestraszył się, że za chwilę rybki zjedzą mu stopy!
W niedzielę skończył się VIII Zakątkowy Zlot.
Maks na koniec pobytu zapragnął zrobić sobie pilling stóp korzystając z pyszczków rybek garra rufa
Rybi pilling nie przypadł Maksowi do gustu. Przestraszył się, że za chwilę rybki zjedzą mu stopy!
Sobota rozpoczęła się śniadaniem.
Maks przysiadł się do koleżanek.
Po śniadaniu pograł z Bianką w piłkarzyki.
Gdy rodzice byli na wykładzie Pana Roberta Adamczyka, Maks był w sali do terapii zajęciowej i bawił się z dziećmi.
Sporo czasu przesiedział w tym miejscu…
Ale zdarzyło mu się także układać klocki z własnej inicjatywy.
Po obiedzie były warsztaty plastyczne. Maks miał cierpliwość, żeby zrobić ramkę z grochu…
Ale potem wolał zjeżdżać na tyrolce…
albo huśtać się z Kasią…
albo leżeć na hamaku,
czy nawet siedzieć…
W sobotę też było bardzo gorąco. Na szczęście ochłodziło się po kolacji i Maks poszedł na ognisko pożegnalne.
Śpiewaliśmy przy gitarze i dopiero przed 22:00 Maks poszedł spać.
Na Polanie Świętokrzyskiej jest tak wiele atrakcji, że trudno wszystkie zaliczyć w jeden dzień. My co prawda mieliśmy trzy dni, ale też bardzo napięty grafik, więc nie wszystko udało nam się zobaczyć. Tym bardziej, że Maks szybko się męczy w upał.
Najbardziej atrakcyjna dla dzieci jest z całą pewnością Kraina Zabawy, a w niej dmuchańce- skakańce, karuzela, łódeczki do samodzielnego pływania, park linowy, mini zoo, trampoliny…
Maks na huśtawce.
Na dmuchańcu, na którym za jeden żeton można skakać cały dzień.
Drugi dmuchaniec do całodziennego skakania.
Maks trochę zmęczony, no i sam na dmuchańcu, więc zabawa nie jest tak dobra, jak by była w czyimś towarzystwie…
Maksa znużyła zabawa sam na sam ze sobą, więc poszliśmy poszukać towarzystwa. Spotkaliśmy Tomka i chłopcy poszli na łódeczki napędzane siłą mięśni…
Za jeden żeton można pływać 5 minut. W taki upał to dla Maksa aż za długo!
Po obiedzie w piątek przyjechały do nas animatorki z firmy Kreatorzy Imprez i poprowadziły zabawy na balu dla dzieci. Były tańce na gazecie, zabawy typu zawody, puszczanie baniek i balonowe różności. Na koniec imprezy dzieci rozbiły piniatę z cukierkami i dostały pamiątkowe dyplomy z książeczkami.
Po tych atrakcjach wjechał Zakątkowy tort i rozpoczęła się konsumpcja…
Coraz trudniej zmieścić stopy na małym kawałku gazety…
Z zawodami przenieśliśmy się na trawę, a słońce mocno grzało…
Mimo tego zawody dzieci kontra rodzice odbyły się i wszyscy zwyciężyli upał!
W oczekiwaniu na atrakcyjne balony…
Maks rozbija zakątkową biedronkę.
Zmęczeni po imprezie Maks i Tomek odpoczywają w pokoju.
Czas na kolację.
Do Ośrodka Polanika w Chrustach, koło Zagnańska przyjechaliśmy na kolację w czwartek 25 sierpnia. Maks przywitał się ze swoimi kolegami i koleżankami, ale prawdziwe zabawy i atrakcje czekały na niego w piątek.
Zaczęło się od sensoplastyki z Panem Robertem Adamczykiem. Sensoplastyka to rodzaj zajęć plastycznych , na których używa się farb, mas plastycznych robionych w trakcie zajęć na bazie barwników spożywczych i składników takich jak mąka, olej, makaron itp. Dzięki różnej konsystencji produktów, której doświadcza się dotykiem zyskuje się lepszy kontakt ze sobą samym. Takie zajęcia mają za zadanie odstresować uczestników, usprawnić funkcje motoryczne, a kiedy odbywają się w grupie trener pomaga dzieciom okreslić emocje, które odczuwają, a także każdy z uczestników określa własne granice i ma baczenie, aby nie przekraczać granic innych .
Maks generalnie nie lubi brudzić rąk. Kiedy pomaga mi w domu zagnieść jakieś ciasto , to co chwila biegnie do łazienki umyć ręce…w związku z tym nie udaje mu się ukończyć pracy. U Pana Roberta Maks wytrwał pół godziny bez mycia rąk, co uważam za duży sukces. Zagniatał mąkę i upodobał sobie żółty barwnik, który po umyciu rąk po zajęciach nie zginął ze skóry. Ucieszyłam się jednak, że Maks nie zrobił z tego faktu problemu.
Ręce żółte mam!– Tu coś się z miską zadziało.
Po sensoplastyce poszliśmy zwiedzić Oceanikę, czyli zespół akwarystyczny na Polanie Świętokrzyskiej. Jest tu min. rekin dywanowy.
Maks bardzo lubi oglądać ryby, a tu miał ich bardzo wiele…
Maks bardzo lubi patrzeć na ryby.tu miał godzinę podziwiania różnych ryb …
Można było tez chwilę posiedzieć, albo pobawić się w grę wyświetlającą się na posadzce…
W czwartek pojechaliśmy na Zakątkowy Zlot pod Kielce. Wyjechaliśmy przed południem, ponieważ postanowiliśmy zwiedzić będącą w pobliżu Jaskinię Raj i Zamek W Chęcinach.
Umówiliśmy się z mamą Tomka na parkingu, z którego wyruszyliśmy do Jaskini. Sprawdziłam wcześniej, że należy zarezerwować bilety przez internet, ale jeśli się tego nie zrobiło, to jak dopisze szczęście i są wolne miejsca, to można kupić bilet w kasie i wejść. Poszliśmy dowiedzieć się, czy są wolne miejsca. Powoli szliśmy i przed 14.00 dotarliśmy do kasy. Były wolne miejsca i to akurat pięć , na godzinę 14.15. Kupiliśmy bilety, ale chłopcy byli ubrani stosownie do temperatury na zewnątrz, a nie do tej, która panuje w jaskini. Dlatego ja zostałam z nimi , a tata Maksa i mama Tomka poszli po bluzy i długie spodnie dla chlopaków do aut, które zostawiliśmy na parkingu.
Idziemy, wcale nam się nie spieszy. Jaskinia nie zając nie ucieknie..
Zdjęcie nad malowniczym lejem krasowym.
Tomek z Maksem czekają przed drzwiami do ” jaskini” , aż rodzice przyniosą ciepłe odzienie. Rodzice mieli 20 minut i ledwo się wyrobili…
W Jaskini Raj nie można robić zdjęć, dlatego nie pokażemy tego co widzieliśmy. Zaczęliśmy od sali za drzwiami na zdjęciu powyżej. Tam przewodniczka opowiedziała nam o odkryciu jaskini i pokazała zgromadzone z odkryć eksponaty. Potem przeszliśmy do właściwej części trasy turystycznej, gdzie widzieliśmy różne formy krasu podziemnego, a także pająki żyjące w jaskini i nietoperza.
Maks odczuł temperaturę w jaskini i informował mnie, że jest zimno, chociaż miał długie spodnie i bluzę. Grupy wchodzące do jaskini są kilkunastoosobowe. Chodzi o to, żeby nie zakłócić klimatu w jaskini i żeby nie podniosła się temperatura , która w niej panuje od tysięcy lat, a co za tym idzie, żeby jaskinia nadal „żyła”, żeby tworzyły się stalaktyty i stalagmity. Chyba mu się podobało…
Po zwiedzaniu jaskini poszliśmy na lody, a gdy zjedli, zwiedziliśmy Centrum Neandertalczyka. Tam już można było robić zdjęcia.
Maks zaczął zwiedzanie od końca …
A przecież tata wyraźnie wskazał mu kierunek…
Przyjrzeliśmy się mamutowi , odtworzonemu w naturalnych wymiarach,
a niedźwiedziowi jaskiniowemu zmieściliśmy się wszyscy pod pachą.
Kiedy opuściliśmy jaskinię i jej okolice wstąpiliśmy na rycerski szlak…
Wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do Chęcin.
Zakupiliśmy rycerski zestaw mini: miecz z wygrawerowanym imieniem rycerza i hełm rycerski. Z uwagi na upał, powodzeniem cieszył się ten , bez przyłbicy.
Wybraliśmy szlak czerwony, mniej strome podejście pod zamek.
– Na zamek mości panowie!
Trafiliśmy na szlaku na trening rycerski: ścinanie mieczem baniek mydlanych.
Rycerze w gotowości i oczekiwaniu na bańkę…
Banka jest! – No to tniemy!
Maks ofiarował swój miecz na usługi Elżbiety Łokietkówny.
Pod zamkiem stały armaty. Maks już się zmęczył, więc miecz dźwiga tata…
Maks postanowił wejść na stołp
Widok, dech zapiera, ale Maks jest na mnie zły, że nie mam 2 zł, żeby mu uruchomić lunetę stojącą obok.
Zeszliśmy ze stołpu. Na ławce stoi moja torebka i Maksa mini zestaw rycerski, który zostawiliśmy, żeby ułatwić sobie wędrówkę na wieżę.
A oto Rycerz Maksymilian i Siwa dama.
Chwila relaksu przed zejściem do miasteczka u podnóża Zamku.
Widok prawie z owej ławeczki.
Zwykle robię jedną piniatę na urodziny Maksa. W tym roku zrobiłam drugą na imprezę wyjazdową.
Jak okleić balon kawałkami gazety i klejem robionym z mąki w proporcji jednej części mąki pszennej na dwie część wody pokazywałam tutaj.
Tym razem oklejałam dwa balony z dużym wyprzedzeniem czasowym. Powoli wysychały. Po tygodniu wzięłam je ponownie, żeby wzmocnić papierową okleinę kolejnymi warstwami. W czasie nakładania nowych warstw, balon mi pękł i w miarę jak nasiąkały stare warstwy, miękł, a odklejający się balon pomarszczył powierzchnię kuli.
Wykorzystałam to w ten sposób, że położyłam kulę na stole i docisnęłam od środka do stołu, żeby spłaszczyć jedną stronę. W wyniku tego otrzymałam taką formę…
Na samym wierzchu widać kawałki papieru toaletowego, który przykładałam jako ostatnią warstwę, żeby osuszać formę.
Mały balon oklejałam tylko raz i to całkowicie, tak, że został tylko otwór po końcówce balona. Ponieważ postanowiłam zrobić biedronkę, więc musiałam rozciąć ten mały balon, żeby włożyć do środka 1 miękki drucik 30cm ( chenille stems), z którego zrobiłam czułki biedronki.
Potem połączyłam obie części sznurkiem, tak, żeby można było po oklejeniu balonów wypelnić je cukierkami.
Kiedy zrobiłam dziurki w balonie i przeciągałam sznurek dziurki mi się przerwały, więc musiałam przykleić wikolem grubszy papier, żeby wzmocnić okolicę dziurek.
Obie części są połączone jednym sznurkiem, żeby można było je zsuwać i rozsuwać.
Zsunęłam obie części i za powstałe na korpusie pętelki powiesiłam , żeby sprawdzić czy dobrze wisi.
Obie części oklejałam paskami krepiny które cięłam w poprzek rolki.Smarowałam klejem w sztyfcie i oklejałam kilka razy, żeby nie było widać prześwitujących kawałków gazety.
Skrzydełka biedronki wycięłam z kawałka bibuły i nakleiłam kropki , które miałam do podklejania pod nóżki mebli.
Takie wycięcia dopasowuje się, przykładając formę skrzydeł do gotowego modelu żeby wyjąć na wierzch pętelki do zawieszenia biedronki.
Czas na odnóża. Ponoć biedronka ma ich trzy pary. Moja biedronka ma też buty, które zrobiłam z krepiny i wacików kosmetycznych odpowiednio przyciętych.
Odnóża wycięłam z czarnej lakierowanej papierowej torby na prezenty.
Przylepiłam do spodu korpusu biedronki.
Tak wygląda gotowa piniata. Twarz jest namalowana farbami akrylowymi na bibule.
Robiąc piniaty popełniałam błędy:
Mama Adasia zaprosiła nas do siebie na działkę nad jeziorem Ciechomickim.
Maksiu może spróbujesz zupki?
Zupy nie zjadł, ale robił wykopaliska w Adasia piaskownicy.
Wymyśliliśmy sobie zabawę z piłką na trampolinie. „Skacz i rzucaj”, ta zabawa na tej ogromnej trampolinie była możliwa.
Maks próbował potrenować boksowanie.
Mimo, że na działce atrakcyjnych sprzętów jest wiele, to jednak dopiero obecność Filipa ( wnuczka Bożeny) sprawiła, że zabawa nabrała rumieńców.
Maks nie jest fanem piłki nożnej , ale starał się dotrzymać kroku Filipowi.
Filip trenuje piłkę nożną więc świetnie strzela gole.
Wieczorami pakowaliśmy stroje na basen i szliśmy do Ośrodka 12 Dębów. Jak przyszliśmy za wcześnie, chłopcy grali w cymbergaja.
Zwykle kończyliśmy pobyt na basenie z jacuzi. Maks miał naukę pływania z Panią Małgosią, a Filip sam pływał.
Chłopcy na wyścigi wsadzali głowy pod wodę.
Po basenie były lody…
Po basenie wracaliśmy nad jeziorem. Słońce chyliło się ku zachodowi…
Maks usiłował wytrzymać tempo kroków Filipa.
Trzciny wokół jeziora są wysokie, a woda w jeziorze cofnęła się od dawnego brzegu około 3 metry, odsłaniając różne ciekawostki…
…taki szkielet raka.
Filip uwięziony w klatce z korzeni drzew.
A Maks wybrał wolność…
Wakacje trwają w najlepsze. Jak co roku do babci przyjechali kuzyni Maksa. W gorący piątek zaprosiliśmy ich na wspólne chlapanie się w ogródku. w tym roku hitem były wodne balony. Co prawda nie rozgniatali ich na trawie, ale za to gnietli w dłoniach , albo wypuszczali sobie z nich wodę prosto w twarz.
Nalewanie wody z wężyka okazało się całkiem proste po założeniu na niego końcówki od pompki do materaca.
Po kąpieli męskie zabawy.
Były też próby odmienienia swojego wyglądu…
Spacer po łące po 17.00-tej już dało się przeżyć.
Po śniadaniu zaczynały się zawody sportowe. Stanie w zwartej drużynie mocno Maksa nużyło…
…ale jak widać nie tylko jego.
Maks brał udział w konkurencjach, czasem ze wsparciem Pani Karoliny.
Po zajęciach sportowych czasem próbowaliśmy aktywnie spędzać czas…
…ale najlepiej wychodziło nam leniuchowanie.
Temat zajęć plastycznych – Afryka
Wspólnymi siłami z Weronika i jej siostrą, zrobiliśmy parę Afrykańczyków.
Maks korzystał z opieki taty Amelii w wodzie. Amelia i Maks byli bardzo zadowoleni. Ja jakoś nie przepadam za kąpielami w Bałtyku…